choć trochę chłodny ,mieliśmy dzisiaj. Błękitne niebo, słońce i delikatny wietrzyk. Aż miło było chodzić po mieście a mój wewnętrzny krzakowiec zaczął się na działkę wyrywać. Niestety na dziś sobie zaplanowałam porządki więc został zakrzyczany i spacyfikowany, tak, że potem już tylko nieśmiało piszczał jak mocniej zaświeciło słońce. Bo tak w ogóle to około 10.00 zerwał się wiatr. Zaczynałam akurat myć okna w sypialni i chwilami miałam wrażenie, że pofrunę z wiatrem przynajmniej na drugą stronę krajowej piętnastki. Momentami się chmurzyło ale pogoda się utrzymała. Udało mi się umyć sześć okien. Małżonek odkurzał, odsuwał kanapę, komody w sypialni i czyścił fotele. Sprzątnęliśmy też kuchnię i obie łazienki. Mniejsza zresztą o szczegóły. Chatka odgruzowana. Nie zdążyłam wprawdzie umyć podłogi w kuchni i "odczarować" kamieni ale zrobię to jutro po powrocie od matki. Dziś już odpuściłam, domagają się tego moje plecy. Sks i tyle.
Tak poza tym , kupiłam bilety na "10 Tenorów". Dziś 10 urodziny naszego najmłodszego wnuczka. Jutro idziemy poświętować .
Wow. Sześć okiem. To raczej zasłużyłaś na odpoczynek niż imprezę
OdpowiedzUsuńAle jak masz siłę. Ja okna już zostawiam na jedno dziennie. Mam pięć z balkonowymi. Kiedyś jeden dzień. Dziś tydzień. Ale tak wolę. Inaczej kto wie jak zadziała mój organizm. Jesienne porządki zrobione. A wiatr był straszny. Odczułam. Buziaki