W kuchni się zadomawiam . To i owo jeszcze nie ma stałego miejsca ale po woli się wszystko układa..Najbliższe dni będę miała zawalone . Różnych ważnych i ważniejszych spraw mnóstwo , no i muszę się do wesela przygotować. Obiecałam młodzieży udekorować i pożyczyć koszyki do cukierków i do telegramów . W sumie drobiazg , ale czasochłonny. Tak samo przygotowanie prezentu. Niby tylko kasa , ale postanowiłam trochę "uatrakcyjnić ". W tym celu kupiłam kuferek stylizowany na staroć dorobię mu drewnianą zawieszkę z kodem kreskowym i datą ich ślubu zamiast numeru seryjnego , a kasę zamierzam owinąć w kilkanaście warstw bibuły , albo rozmienić całą kasę na 10- złotówki - jeśli w banku zgodzą mi się pobawić i tyle liczyć. Poza tym szyję ściany- firaneczki do domku Helenki. Syn zrobił jej łóżko ; na górnym poziomie jest miejsce do spania, na dolnym domek. Szyję jej właśnie ścianki z okienkami . Strasznie żmudne i czasochłonne zajęcie, ale czego nie robi się dla wnuczki..
Nie mogę namierzyć moje fryzjerki . Zakład zamknęła kilka tygodni temu i od tego czasu jej nie widziałam a muszę sobie przecież na to wesele jakiś "fryz" wyszykować. Może jeszcze się uda - byłam z jej roboty zadowolona .
No dobra , muszę kończyć i ruszać na zakupy . Jutro Helenka mieszka u nas , bo synowa na swoje badania jedzie więc trzeba kilka przysmaków dla wnusi kupić i zupkę ziemniaczaną ugotować , bo to jej najlepsza zupka u babci i dziadka .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz