babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

niedziela, 12 października 2025

12.10.2025 Bohater straży pożarnej, wystawa prawie po włosku i grający tort

 Ani ładu , ani składu w tym co napisałam w tytule? No tak , na pierwszy rzut oka, ale jak się wgłębić w szczegóły to robi się ciekawie. Wczoraj chwilę po 23.00 telefon od starszego syna. Mamy sprawdzić kamery, bo coś się pali albo w naszym biurze albo obok. Szok, ale młody na szybko tłumaczy, że właśnie "gasi pożar" w straży pożarnej, bo uszkodził się światłowód od radiostacji i w chwili kiedy udało mu się przywrócić łączność przyszło zgłoszenie, że się pali na naszej posesji , a dwie minuty później następny, że przy skrzyżowaniu naszej ulicy a osiedlową. Czyli się potwierdza. No powiało grozą. Wozy strażackie właśnie pędziły na sygnałach pod naszymi oknami. Małżonek odpalił kamery, na wysokości naszego biura stały już dwa radiowozy policyjne i dwa wozy bojowe , kolejne dojeżdżały ale żadna z 4 kamer monitorujących posesje żadnego ognia nie zarejestrowała, to samo wewnętrzne. Ja już się zbierałam do spania, małżonek jeszcze coś czytał  ale wskoczyłam z powrotem w ciuchy i już byliśmy gotowi do wyjścia, chcieliśmy pojechać i sprawdzić co się dzieje , ale tu znów zadzwonił syn ,że to jednak nie u nas a na przeciw, tylko policjanci nie wiedzieli jaki tam jest numer i podali 27a , a nie  17. Akcja trwała długo. Parę minut po północy jednak zdecydowaliśmy się pojechać. Okazało się , że to nie nasza posesja, u nas wszystko w porządku, a płonął wystawiony na sprzedaż zabytkowy pustostan. Ogień szalał, a obok jest warsztat samochodowy , gdzie mają butle tlenowe i acetylenowe , do spawania. Strażacy ściągnęli odpowiednie jednostki i sprzęt. W sumie zjechało 9 zastępów. Wróciliśmy do domu, biuro ocalało a nasz synalek został bohaterem straży pożarnej. A to przez tę akcję ratowania radiostacji. Pojechali z rodziną do Poznania - nie dopytałam w jakim celu ,ale chyba na jakieś zakupy i około 21.00 telefon , w straży nie działa radiostacja , ucięty światłowód , straż odcięta od świata. Oczywiście telefony działały , ale centrum dyspozytorskie i łączność wewnętrzna nie, w tym 112 i 998. Wyjaśnił, że jest poza miastem , wróci późno, bo musi dojechać i td. Dotarł do domu kilka minut przed 22.00, rodzinę odstawił do domu i pojechał naprawiać. Mamy umowę na obsługę serwisową więc nie było wyjścia. I dosłownie 3 minuty wcześniej uruchomił radiolinię i w chwili gdy przyszło zgłoszenie o tym pożarze rozmawiał z komendą wojewódzką- sprawdzali łączność. Druhom kamień z serca spadł, wszystko zaczęło działać w samą porę. Orzekli, że młody od dziś jest bohaterem. Myśleli , że się nie uda i będą mieli kłopoty. Powód awarii okazał się prozaiczny; mysz dostała się do przełącznicy i przegryzła włókno. Poniekąd standard w naszym zawodzie. 

Noc minęła, rankiem udałam się do matki z porcją tabletek jak zwykle , małżonek tymczasem robił śniadanie , po zjedzeniu pojechaliśmy na wystawę rolniczą. Tym razem zaraz po otwarciu czyli o 10.00 z minutami. Wystawa jak wystawa , w zasadzie to samo co w ubiegłym roku , tylko stoisk z drzewkami i roślinami było trochę więcej. Najwięcej było jedzenia ; miody , chleb, wędliny, marynaty, soki własnej produkcji , stoiska z owocami i warzywami, sery wszelkiej maści, a każde stoisko czymś częstowało. Tu ten włoski akcent. Na początek załapaliśmy się na maślanki z naszej miejscowej mleczarni. Przepyszne, a że to zaprzyjaźniona wiara - jeden z naszych klientów a sam prezes spółdzielni jest naszym działkowym sąsiadem to nam nie pożałowali. Potem były cukierki i gadżety reklamowe też od zaprzyjaźnionych, miody, soki, chlebki różnego rodzaju , serki i wędliny, nawet śliwki. Obeszliśmy wszystkie trzy ulice, obejrzeliśmy stoiska podjadając przysmaki. Okupiliśmy się w różne dobra , czyli wędliny ze Żnina, sery korycińskie - najlepsze jakie znam, trzy małe słoiczki miodu w różnych gatunkach. Zwykle mamy zapas ale zapas się kończy więc trzeba było uzupełnić, na stoisku z kamieniami nieoszlifowany sodalit i małe kolczyki z ametystem, od razu włożyłam je na imprezę popołudniową i na koniec tych zakupów  krzaczek białej porzeczki i jeżówkę . Jeżówka jak jeżówka - wszyscy znają i wiedzą jak wygląda. Ta jednak ma wyjątkowy kolor , bo ciemno-amarantowy. Jeszcze takiego nie spotkałam. Do tego jeszcze trochę zimującej cebulki do posadzenia i 10 sztuk tulipanów, ale też nie takich najzwyklejszych. Jak szaleć to szaleć. Same nietypowe kolory i kształty, jeden z nich nawet nie przypomina tulipana. Dość szybko się zwinęliśmy, bo zrobiło się zimno , wiało paskudnie a po drugie trzeba się było wyszykować na rodzinny obiad. Rezerwację mieliśmy na 14.30. Plany miałam inne ale ponieważ się ochłodziło to zmieniłam zdanie i zamiast sukienki ubrałam czarne spódnico-spodnie i ciemnozieloną bluzkę z podwiązaną kokardą, czarne czółenka na biznesowym obcasie i torebeczkę, którą noszę na koncerty. Oczywiście biżuterię, tym razem w odcieniach fioletowych pod nowe kolczyki. Małżonek klasycznie , jasnoszara koszulka, granatowa marynarka z bordową poszetką i dżinsy. Czyli tak nie do końca wizytowo ale elegancko. Zabraliśmy tort , fajerwerk i grającą świeczkę i pojechaliśmy. Młodzież się stawiła chwilę po nas, każdy wybrał sobie z karty na co miał ochotę a jedzonko mają w tej knajpce rewelacyjne i organizację pracy też konkretną. Mimo , że mieliśmy miejsce daleko od kuchni i na galerii , to wszystkie dania przynieśli nam jednocześnie i gorące. Umówiliśmy się z obsługą , że jakieś pół godziny po obiedzie podejdą z kawą i herbatą do wyboru i torcikiem. No i była atrakcja zwłaszcza dla młodzieży. Kelnerki przyniosły grający tort. I jak to możliwe, że ten tort gra. Nikt nie zgadł. Powiedziałam im dopiero jak już panie pokroiły i podały tort. Dostaliśmy dwa piękne bukiety kwiatów i bon upominkowy na sporą kwotę. Załatwi nam to pół ogrodowego jacuzzi , które planujemy postawić przy domku w przyszłym roku. Taki zbiorowy prezent z myślą o działce. W sumie w restauracji spędziliśmy ponad trzy godziny, na wesoło, jak to z naszą młodzieżą, bo dowcip im zwykle dopisuje zwłaszcza jak mają coś dobrego do zjedzenia. Mnie zachwyciła zimowa herbatka. Zamówiłam sobie taką do obiadu, przepyszna. Tak mi smakowała, że poprosiłam o drugą do tortu zamiast kawy. 

A dziś gdy wieczorem jechałam do matki znów akcja strażacka; tym razem w okolicy naszego muzeum. Wpakowałam się na blokadę na rynku. Mam jednak swoje sposoby na takie niespodzianki i mimo, że droga tam jednokierunkowa jakiś czas temu wymyśliłam jak ominąć i ominęłam. Dobrego tygodnia!

4 komentarze:

  1. O, było dziś co poczytać! I to z dreszczykiem. Nie zazdroszczę silnych emocji…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze , zdębiałam po tym telefonie od syna. Były emocje. 😀

      Usuń
  2. Tak dreszcze emocji, a nawet strachu były namacalne. Najważniejsze, że wszystko przeszło obok i to dokładnie obok. Całuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby tak dokładnie to przeszło drugą stroną ulicy. Ważne, że nas nie trafiło. Buziaki!

      Usuń