babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

wtorek, 28 lipca 2020

28.07.2020 Praga - dzień drugi



Jak pisałam na wstępie , miasto jest oszałamiająco piękne. Jak tylko dojechaliśmy i wyszliśmy ze stacji metra – wprost na starówkę , pomiędzy zabytkowe kamienice od razu rzuciła mi się w oczy ilość detali architektonicznych . Naprawdę nie wiedziałam , na co spoglądać najpierw, czy zabytkowe fasady sklepów, czy rzeźby ,czy balkony , czy wieże i kopuły, czy może wszystko  na raz . Doprawdy wrażenie przyprawia o zawrót głowy. Ruszyliśmy spacerkiem w stronę słynnego zegara, który niedawno został odrestaurowany i ponownie działa. O pełnych godzinach wydzwania kuranty , a w okienkach pojawiają się postacie świętych, co mieliśmy okazję obejrzeć drugiego  dnia pobytu o 18.00. Następne oszałamiające wrażenie , to ilość zaułków , uliczek , tajnych przejść i zakamarków, a każdy z nich odrestaurowany , zagospodarowany i śliczny . Zabudowa typowo średniowieczna , bardzo wąsko i blisko zlokalizowane wszystkie budynki. W niektórych uliczkach i zaułkach można było rozłożyć ręce i dotknąć budynków po obu stronach ulicy. Takie błądzenie bez celu ma swoje zalety . Można bardzo  dużo zobaczyć i zagubić się całkowicie w atmosferze staromiejskiej, nikt nie pogania i nie wskazuje kierunku, co mnie bardzo odpowiada. Wchodzi się w jeden zaułek czy uliczkę a zaraz otwiera się przed nami kilka kolejnych , równie uroczych i tajemniczych .To wrażenie  towarzyszyło nam przez całą wycieczkę. Następnego dnia, po bardzo solidnym śniadaniu ( jak wspomniałam wczoraj Czesi bardzo dobrze karmią ) znów wyruszyliśmy na łazęgę po starówce. Zaczęliśmy od lodów i kawy w kawiarence obok stacji metra . Potem udaliśmy się na miejscowy kiermasz rękodzieła i pamiątek. W przeciwieństwie do znanych mi polskich takich kurortowych kiermaszy na tym praskim nie było chińszczyzny . Faktycznie wyroby miejscowe. Wszystko opatrzone napisem „Praha” i nawiązujące czy to do historii miasta , czy to do czeskich bajek i postaci literackich czy do miejskich obiektów . Kupiliśmy parę drobiazgów; obrazki olejne , pudełka z czekoladkami na prezenty , dla wnusi maskotkę smoczka pierścionek z różowym kwarcem i  szklany wisiorek oraz dla siebie uwaga : figurkę dziadka do orzechów – żywcem wyciętego z baletu . Tak, tak, sprzedawali też ozdoby świąteczne . Wpadły mi w oko te dziadki i od razu , na poczekaniu wymyśliłam świąteczną dekorację na kominek , a moja starsza synowa zaaprobowała. Na moście Karola kupiłam też sobie ręcznie robioną klamrę do włosów ze skóry barwionej na zielono. W pobliskim sklepie kupiłam też koszulki dla wnusiów  z nadrukiem z bajki „Sąsiedzi” . Obaj uwielbiali tę bajkę, a starszy kocha ją do dziś. Ucieszą się jak dostaną. To akurat tanie nie było, ale jak wspomniałam , nie ma tam chińszczyzny . Dziwną rozmiarówkę mają  ; np.zamiast jak u nas rozmiaru dla dzieci 146, to tam 144. Co chwilę zaglądaliśmy też sklepików z rękodziełem . W jednym z nich skusiliśmy się - a tak; na bombkę choinkową z zabarwionego na rdzawy kolor szkła , z ręcznie wyciętym grawerunkiem.  A wnuczka kupiła sobie marionetkę – ni to wielbłąda- ni to smoka , ale o tym będzie przy okazji oferty dla dzieci. Panowie też kupowali pamiątki – męskie ,w postaci Beherovki i Absyntu . Obiad powtórzyliśmy na Karlovej 30 . Po obiedzie poszliśmy nad Wełtawę i wykupiliśmy sobie rejs stateczkiem, szlakiem historii mostu. W sumie tanio w przeliczeniu na osobę, bo w cenie było też zwiedzanie muzeum , po zakończeniu rejsu , lody lub ciastko i napoje, oraz słuchawki, podłączane do wmontowanego w ścianę statku urządzenia przy siedzeniach. Ustawia się język i słyszymy w słuchawkach historię czytaną w wybranym języku . Parę fotek robionych z rzeki pokażę w swoim czasie . Widok z rzeki na most Karola i na Hradczany – niezapomniany !  Płynąc zwiedziliśmy zalane wodą zaułki wokół budowli związanych z historią miasta do złudzenia przypominające włoską Wenecję . Rejs  kończył się w podziemiach nazwanych  tunelem czasu czyli ukrytą sekwencją najstarszych zachowanych przęseł mostu ,od jedynego zachowanego z poprzedzającego most Karola tzw. mostu Judyty, przez pierwszy Karola ,po współczesny odbudowany po  powodziach . Niesamowite wrażenie. Muzeum mostu Karola nie było zbyt wielkie ,ale bardzo ciekawie zorganizowane.Już samo wejście ; szło się wąskim wirydarzem , na którym rosły oliwki i ogromne hortensje.  Oprócz sal opowiadających historię mostu była też sala – plac budowy z woskowymi  figurami rzemieślników i odgłosami średniowiecznego placu budowy ; w tle słychać było pokrzykiwania, uderzenia siekier i młotków, poszczekiwanie psa, odgłosy rozmów , co budowało nastrój. W dwóch innych salach unosił się zapach lilii . Sale okazały się  być poświęcone Agnieszce Czeskiej – królowej i świętej. Akurat o niej wiem coś – nie coś z innych źródeł. Ponoć jej świętość na zewnątrz objawiała się właśnie poprzez unoszący się wokół niej zapach białych lilii . Była potomkinią Przemyślidów i wielką protektorką Pragi . W salach jej poświęconych obejrzeliśmy rzeźby , monstrancje i cenne relikwiarze zawierające szczątki czeskich świętych. Po prostu wystawione w muzealnej sali . U nas trudno trafić na tak cenne przedmioty ,po prostu w muzeum . Już widzę jaki wrzask by się o profanacji i wynarodawianiu czy innym szarganiu świętości podniósł, gdyby ktoś chciał to  zrobić. Ale… co kraj to obyczaj , a Czesi jak zauważyłam , nie tylko na przykładzie muzeum są bardzo pragmatyczni i nie straszne im ataki na tak zwane wartości . Kręciliśmy się potem jeszcze jakiś czas podziwiając wystawy sklepów z rękodziełem i eleganckich butików .
Dzień na starówce zakończyliśmy  pizzą w jednej z knajpek w pobliżu stacji  metra . W gratisie, ponieważ było z nami dziecko dostaliśmy bilet na przejazd karuzelą w  sklepie dla dzieci – takie centrum dla maluchów jak się okazało , zajmujący ogromny budynek na sąsiedniej ulicy , ale o tym jutro.  Nie był to jeszcze koniec dnia , bo po powrocie do hotelu świętowaliśmy imieniny mojego mężusia .Uczciliśmy drinkami w barze .Synowa i wnusia bezalkoholowymi o smaku marakuji ( próbowałam-przepyszne ) a my Opera- drinkiem; autorskim barmana z hotelu. W życiu nie piłam lepszego. Nie wiem co w nim było, udało mi się rozpoznać tylko campari , ale był wyśmienity.  Gościom hotelowego baru przygrywała pianista – tym razem stare szlagiery Luisa Amstronga .   

8 komentarzy:

  1. Aaa.. z dziećmi byliście. To muzeum seksu naprzeciw Orloja nie odwiedzaliscie:)?
    Super wycieczka, chętnie obejrzalabym zdjęcia, mam nadzieję, że nam zaserwujesz wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzeum sexu mijaliśmy parę razy , ale z powodu wnusi , ostatecznie panowie też nie weszli. Myślę, że nadrobimy kiedyś . Fotki będą na końcu

      Usuń
  2. Opowiadaj opowiadaj. I ciekawe i pelne Zachwytu. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przyjemnością ponownie zobaczyłam Pragę Twymi oczami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam ,że byłaś i też się zachwycałaś.

      Usuń
  4. Świetnie napisane , aż chce się to zobaczyć , w Pradze nie byliśmy ,ale kto wie . Też wolimy wyjazdy prywatne , a nie wycieczki .Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierzcie się koniecznie , choć od Was to kawał drogi , ale warto. Buziaki!

      Usuń