babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

czwartek, 30 stycznia 2020

30.01.2020 "dziś prawdziwych studniówek już niema " - wspominek ciąg dalszy


W roku 1980 beztroski etap wczesnej młodości dobiegał końca . Nieuchronnie zbliżał się czas pierwszego w życiu poważnego sprawdzianu w postaci matur  i czas wyborów dalszych życiowych dróg. Czasy były ciężkie , półki sklepowe świeciły pustkami , Krajem targały strajki pracownicze a  mniej więcej na początku roku po raz pierwszy ogłoszono  sławetny 21 stopień zasilania, co w praktyce oznaczało wyłączanie prądu codziennie o określonej godzinie . Towarem pożądanym stały się więc oprócz innych dóbr także świece i baterie. Wyłączano konsekwentnie,  co skutkowało tym, że nie jedna rodzina się powiększyła , bo coś wieczorami robić trzeba było i pożytek był z tego taki ,że dobrze wpływało na politykę demograficzną . Dlaczego o tym piszę przy okazji studniówkowych wspominków ? Bo dziś, w dobie dobrobytu i powszechnego dostępu do dóbr i usług, taką studniówkę zorganizować łatwo . W roku 1980 nie było już dosłownie nic ; ani produktów spożywczych , ani ubrań , ani butów , ani tkanin , ani nawet proszku do prania . Żeby kupić cokolwiek , np. zwykłe rajstopy ,trzeba było wystawać w kolejkach , często wiele godzin. Trzeba mieć to na uwadze czytając moją opowieść z innej epoki . Starsze pokolenie wie o czym piszę .

A tymczasem …  Jako ,że na 100 dni przed maturą ,brać żakowska bawić się zwykła ... Każdy żak rocznik 1961 czyli mój,  otrzymał zaproszenie zawierające stylizowaną na staropolską treść  z informacją co , jak i gdzie . Te zaproszenia wysyłane indywidualnie do każdego przyszłego maturzysty należały do swoistego ceremoniału , bo od „wieków „ studniówki odbywały się w licealnej auli i klasach więc tak naprawdę potrzeby nie było .Zgodnie z tradycją naszej szkoły na czas studniówki sale lekcyjne dostawały nowy  wystrój. Nie było to łatwe zadanie, bo dekoracja musiała coś obrazować . Klasy rywalizowały ze         sobą , która zrobi to ciekawiej i lepiej  , ogłaszano też konkurs na najlepszą dekorację, za który nagrodą były torty. Ktoś z naszej klasy  rzucił hasło, żeby zrobić pod kątem profilu humanistycznego , reszta podchwyciła i po dwóch dniach ciężkiej harówki , z pomocą  kilku ojców i użyciem materiałów jakie kto zdołał zdobyć,  nasza klasa zmieniła się w chatę z –„Wesela” Wyspiańskiego , z prawdziwą słomianą strzechą, chochołami i lalkami postaci z –„Wesela”, które jakimś cudem udało się nam wypożyczyć z teatru. Lalki miały naturalną wielkość człowieka . Efekt przeszedł nasze najśmielsze wyobrażenia. Wylosowaliśmy też dekorowanie pracowni chemicznej , w której zazwyczaj bawiło się grono profesorskie i rodzice. Pracownię chemiczną przerobiliśmy  w dziedziniec średniowiecznego zamku , a zapach chemikaliów udało nam się zabić żywymi świerkami , których 6 sztuk dostarczył nam ojciec D., pracujący w nadleśnictwie. Wszyscy: i  nauczyciele i uczniowie  byli zdania ,że nasza –„Chata z Wesela ” wygra konkurs. Była jeszcze chata rybacka , którą  klasa biol -chem nazwała „Rybakówką” , galeria obrazów  , jakaś plaża  ,siedziba jaskiniowców i nie pamiętam już co więcej, jakiś kosmos i ufoludki chyba, ale pewna nie jestem .Jako klasie w 90% żeńskiej, wolno nam  było zaprosić kogo chcemy , ale za aprobatą wychowawcy . Oczywiście zaprosiłam mojego obecnego męża , wtedy chłopaka  . Jako były uczeń szkoły został zaakceptowany bez żadnych pytań  wychowawcy  , co w kilku innych przypadkach miało miejsce i jak mniemam , do miłych nie należało.
Dziewczyny jak to dziewczyny – prawie od początku roku szkolnego zawzięcie dyskutowały  o kreacjach , bo jakże mogło być inaczej.  Rodzaj żeński nigdy nie był inny  - za czasów  siermiężnego ustroju  socjalistycznego i pustych półek  również .Kryzys i braki w zaopatrzeniu  ale jak tu nie ubrać się na studniówkę ? Kombinowałyśmy materiały , wymyślałyśmy kroje i ozdoby. Moje  przyjaciółki E,R i D również  i ja także ,choć jak to ja w tamtym czasie - z umiarem . Pomysłów nam nie brakowało , choć obowiązujące w szkole zasady ograniczały nam polot i wyobraźnie do granatowo lub  czarno- białych kolorów i dwóch długości spódnic . Maxi i midi. Mini odpadało. Gorzej było ze zdobyciem materiałów , z szyciem już mniej – krawcowe miały się dobrze, a i wiele  pań domu radziło sobie wtedy z maszyną do szycia. Co do materiałów , to bywało różnie ; z braku czego innego nadała się i podszewka z satyny zamiast tafty i fartuchowy stilon zamiast mory czy szyfonu. Moja matka się postarała ; udało jej się zdobyć dla mnie czarną żorżetę na spódnicę i tzw. popelinę (rodzaj bawełny o grubym splocie z efektem lekkiego połysku) na bluzkę a nasza krawcowa wyczarowała dla mnie kawałek szerokiej wstawki  z angielskim haftem  .    E. wymyśliła sobie klasyczną , bluzkę koszulową i długą,prostą spódnicę z rozcięciem do pół uda – bardzo wtedy modne fasony ,  R. styl pensjonarski – szeroką , rozkloszowaną   spódnicę 5cm nad kostkę i wiązaną na kokardę pod szyją bluzkę , D. styl rodem z opery ‑Carmen ( za moim podszeptem zresztą , bo na ciuchy  nie miała pomysłu, choć w innych kwestiach wyobraźni jej nie brakowało) ‑ , a ja poszerzaną do dołu , długą do ziemi spódnicę i bluzkę z bufkami , stójką i naszytym w poprzek obojczyka i bufiastych rękawów angielskim haftem -w stylu z czasów zatonięcia Titanica. Moja krawcowa wywiązała się z zadania wprost rewelacyjnie , dodając ten haft z własnej inicjatywy. Wyglądałam w tym stroju prawie jak moja własna babcia , w czasach kiedy pracowała w majątku jako panna do towarzystwa dziedziczki. Brakowało mi tylko stylowego koczka na głowie , bo włosy obcięłam na krótko tuż przed 18-tymi urodzinami. Makijażem i tym razem nie zaprzątałam sobie głowy za nadto. Mojemu chłopakowi   kreacją się nie pochwaliłam . Zobaczył mnie w niej dopiero kiedy po mnie przyszedł. Tak, tak przyszedł – limuzyn ani nawet taksówek się nie wynajmowało jak dziś . Na studniówki po prostu się szło.  Na mój widok  nie krył podziwu. Kiedy wchodziliśmy na salę mój mężczyzna ubrany w strój wieczorowy natychmiast ściągnął  na siebie uwagę i zazdrosne spojrzenia większości moich koleżanek. Chyba dopiero teraz dostrzegły, że nie jest taki nieatrakcyjny jak myślały. A myślały i nie raz mi docinały z tego powodu . Fakt , wtedy nie był typem faceta , do którego dziewczyny ustawiają się w kolejkach. Puchłam w oczach z zadowolenia i trochę ze złośliwej satysfakcji i nie skromnie powiem ,że moja kreacja była chyba jedną z najciekawszych i oryginalnych.
Konkurs na dekorację wygrała klasa biol-chem ,ze swoją chatą rybacką. Daleko im było do naszej  z ‑ Wesela ‑ ale wtedy  nawet szkołą średnią,  rządziły układy.  Do ich klasy chodziła córka komendantki policji , osoby najważniejszej w mieście zaraz po naczelniku gminy i I sekretarzu PZPR . My  zajęliśmy II miejsce i dostaliśmy specjalne wyróżnienie za pracownię chemiczną , choć pracownia zawsze była poza konkursami . Jak nam powiedziano , bo po raz pierwszy w historii szkoły, w zabawie nie przeszkadzał zapach środków chemicznych.  Jak wszystkie imprezy w tamtych czasach studniówka zaczęła się oficjalnie , od przemówienia samego dyrektora szkoły , przewodniczącego komitetu rodzicielskiego i życzeń od wychowawców oraz uczniowskich podziękowań dla grona profesorskiego. Były też występy uczniów , między innymi kolega  z mat-fiz zagrał na pianinie fragment koncertu b-moll Czajkowskiego i wystąpił szkolny kabaret i oczywiście rozstrzygnięto konkurs na dekoracje.
Po północy zabawa przeniosła się z auli do klas. Na auli nadal grał zespół wynajęty na tę okazję  z pobliskiej jednostki wojskowej z Powidza, a w klasach magnetofony z muzyką bliższą naszemu pokoleniu, pracowicie nagrywaną nocami z radia Luxemburg z pomocą mikrofonów przystawianych do radiowych głośników, na taśmy „Stilonu „Gorzów lub w wersji ekskluzywnej ORWO produkcji DDR.   Nie pamiętam już jak to się odbyło logistycznie ,zajmowali się tym rodzice , ale w czasach totalnych braków w zaopatrzeniu i braku szkolnej kuchni stoły uginały się od jedzenia . Przygotowanie wystawnego przyjęcia dla ponad trzech setek ludzi to nawet dziś nie takie proste zadanie . Wtedy , w roku 1980 XX- stulecia , przy powszechnym braku wszystkiego i bez kuchni , niemal nie wykonalne. Jednak dali radę , choć do dziś nie mam pojęcia jak .
Z magnetofonu szpulowego „Miełodia ,taśm Stilonu – Gorzów i tonsilowskich kolumn płynęły w klasach, w tym i pod naszą słomianą stzrechą  spokojne ballady rockowe ,pary tańczyły przytulone do siebie albo znikały w co ciemniejszych zakamarkach dekoracji. My także wybraliśmy sobie zaciszny kąt za chochołem, ale tylko po to ,żeby się na chwilę przytulić , potrzymać za ręce, porozmawiać przez moment w spokoju. Swoim zwyczajem nie obnosiliśmy się z  naszą miłością . Teraz wiem ,że to miało swój sens i swoją moc , ale wtedy trochę mi tego uzewnętrznienia brakowało , zwłaszcza, że większość tak właśnie się zachowywała . Ludzie się kochali więc świat musiał to zobaczyć na własne oczy. Trudno stwierdzić co było tego przyczyną , być może ludzie w tej szaro – burej codzienności w ten sposób próbowali nadać życiu trochę barw? Uroczysty  nastrój, ukradkiem pociągany z butelek po oranżadzie alkohol -ale z umiarem rzecz jasna,  taniec i zabawa temu sprzyjały.
Bawiliśmy się cudownie , przekonani jak wszyscy młodzi ludzie u progu dorosłości , że świat rzucimy do swoich stóp i zdobędziemy szczyty . Ta radosna wiara udzieliła się i mnie , choć moje „coś mi mówi „ szeptało mi coś o złotym środku . 
Obecność ojca na zabawie tym razem mi nie przeszkadzała . I tak zresztą siedział w pracowni chemicznej razem z profesorami i resztą komitetu rodzicielskiego     ( dziś nazywa się to radą rodziców) , należał  do organizatorów więc na imprezie musiał być, ale zwyczaj nakazywał , że w tym dniu nie przeszkadzano młodzieży w zabawie . 
 Zabawa , jak wszystkie szkolne bale  w naszym LO zakończyła się przed 6.00 rano wspólnym pójściem na poranną Mszę św. do Fary . Przysypialiśmy siedząc w ostatnich ławkach zamiast słuchać nabożeństwa, ale tradycji szkolnej musiało stać się za dość. 
Dziś prawdziwych studniówek już nie ma – chciałoby się powiedzieć trawersując piosenkę . Nie mieli ich już moi synowie, którzy swoje studniówki świętowali tuż po przełomie wieków. Szkolne aule zastąpiły restauracje , a granatowo lub czarno- białe kreacje dziewczyn, strojne, obsypane cekinami wieczorowe suknie w przeróżnych kolorach , na studniówki już się nie chodzi a podjeżdża okazałymi autami. W naszym dawnym LO również . Zwyczaj dekorowania klas również odszedł do historii , z tego co mi wiadomo , już pod koniec lat 80-tych . 






4 komentarze:

  1. Akurat ja studniówkę wspominam lepiej niż bal maturalny, a to dlatego, że na tydzień przed balem zerwał ze mną dwuletnie chodzenie chłopak, co bardzo bardzo przeżyłam. Jedyne wspomnienie z balu to prócz pierwszego poloneza, siedzenie na balkonie z innym kolega w takiej samej sytuacji i próbowanie po raz pierwszy alkoholu, co skończyło się bardzo,a to bardzo niedobrze! ;-((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę , jakie te nasze pokolenia porządnickie były - pierwszy alkohol dopiero na balu maturalnym

      Usuń
  2. Hania dziękuję jeszcze raz, Uwielbiam czytać takie wspomnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama temat podrzuciłaś, a ja uwielbiam takie rzeczy opisywać. Buziaki!

      Usuń