właściwie wciąż takich samych . W pracy miałam dziś mnóstwo tematów . Nazbierało mi się zaległych tematów. Ogarnęłam , choć nie bez stresu ,że o czymś zapomnę.
Z domowych tematów nic szczególnego , skończyłam sówkę i naszyłam ją na podusię wnusi . Dziś już ją zabrała . Wyprasowałam kilka koszul mężusia i to w sumie wszystko.
Teraz siedzę na kanapie , mężuś czyta Newsweeka , ja buszuję po zaprzyjaźnionych blogach, grzeszę podjadaniem chałwy ( uwielbiam i nie potrafię sobie odmówić , a mój mężuś kupił dziś pudełko tego przysmaku).
Zimno i pada. Zadziwiające jak szybko regeneruje się przyroda. Wystarczyło trochę deszczu i trawnik przed naszym blokiem wypalony do gołej ziemi przez słońce odżył i znów jest zielony , co mnie bardzo cieszy.
W mieście pojawiły się już jesienne wystawy . Hit tego sezonu; zestawienie czerni z żółtym. Uwielbiam to połączenie kolorów , ale w tym roku na pewno się na coś takiego nie zdecyduję .Nie lubię chodzić w tym samym co połowa miasta. Zostaję przy swojej czerni i czerwieni.
Czarny z żółtym :) szybko się pokazał. A ja nic nie mogę z sensem ogarnąć. Buziaki
OdpowiedzUsuńTo samo pomyślałam , w kontekście Twoich wpisów.
Usuń