i pomysłów na pisanie. Ostatnie sprawy z mamuśką i wszystkie inne przypadłości jakoś mnie stłamsiły. Taki totalny zjazd formy i brak energii. Ostatnio najczęściej powtarzam "nie chce mi się" i "mam dosyć". I mam. Czekam na wiosnę i ogródek , bo to mnie do pionu stawiało mimo ciężkiej pracy. Postawienie na nogi ogrodu , w którym nikt nic nie robił przez 15 lat to naprawdę ciężka robota. Mnie to jednak paradoksalnie pomagało. Póki co jednak na ciąg dalszy muszę poczekać. Luty szykuje się intensywny i imprezowy. Na niedzielę zapowiedziała się rodzinka , plus rodzinka ze strony szwagierki w sile sztuk 6 , a my akurat po pierwszej z firmowych imprez będziemy. Wykpię się gotowcami , pizzą i ciastem z PSS-ów. Sama najwyżej jakąś galaretkę dla dzieciarni zrobię , bo to chwila ; zaleje wrzątkiem, zamieszam, a potem już się samo robi. Trudno, siła wyższa. Tylko jak ja ich wszystkich zmieszczę przy stole ! Może uda się wstawić dwa.
A tak poza tym zaliczyliśmy dziś kolędę. Coś w tym roku słabo szło, bo zwykle wypadało koło dnia babci i dziadka a tym razem na samym końcu. Szybko poszło; jak to nasz proboszcz, wpadł , narobił zamieszania i wypadł , bo się śpieszy. I dobrze. Na razie jeszcze nie wpadł na pomysł zaproszeń, bo jak by wpadł, to mam to w nosie. Moje drzwi otwarte , chce to niech przychodzi. Jutro likwiduję choinkę , szkoda, bo wciąż pachnie i nie opadają igły ale sezon na choinki się skończył. Po chińskich i nie tylko marketach i sklepach typu wszystko za 5 zł już zajączki wielkanocne kicają.