babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 30 lipca 2016

31.07.2016 Tuż po północy

dzień zleciał ani nie wiem kiedy . Dużo się działo 30.07 w sobotę , choć całkiem nie po mojej myśli , ale kawał dobrej roboty zrobiony. Przy okazji obejrzałam kilka mieszkań w nowych apartamentach w centrum miasta i stwierdziłam, że nie chciałabym w żadnym z nich mieszkać . No bo jak mieszkać w pokoju wielkości połowy mojej sypialni w dodatku w kształcie trapezu , albo takim , w którym każda ściana ma inną długość. Poniosła fantazja projektanta . Na koniec dnia odwiedziliśmy wnusię . Wczoraj wrócili z wakacji. Pojechaliśmy się przywitać. Opaleni i zadowoleni. Mała jak zwykle kombinowała jak nas nie wypuścić . Z zaprawiania ogórków i smażenia musu jabłkowego nic nie wyszło. Będę jutro ( znaczy się dziś ) nadrabiać . 
A poza tym zwyczajne , co sobotnie zajęcia domowe. 

piątek, 29 lipca 2016

29.07.2016 Sprawy babusine

poszły dziś na bok, przynajmniej po południu. Przed wyjazdem na wakacje młodsza młodzież wybrała się na niezbędne zakupy i podrzucili mi wnusiów. No i od razu w domu zadymka ,że hej. Małego wszędzie pełno a starszego dziś energia rozpierała ale babcia dała radę . Starszy uwielbia malować farbami więc mu znalazłam zajęcie na dobrą godzinę . Dałam biały akryl, pędzel i pudełko na listy i kazałam pomalować . Pomalował . Oczywiście będę musiała poprawić trochę , bo wiadomo; rączki pięciolatka jeszcze nie całkiem sprawne więc wyszło trochę nierówno , ale co tam . Miał frajdę ,że pomagał babci .  Tym samym żaden z moich planów na popołudnie bez mężusia mi nie wyszedł . A już duch bojowy we mnie wstąpił i do przetrząsania szaf z ciuchami się przymierzałam . Szczególnie mężowskiej , bo jak go nie ma to mogę bezkarnie coś nie coś skasować . Nie widzi to mu nie żal. Trudno nie dziś to kiedy indziej . 
Skończyłam czytadło pt. "Francuska Oberża". W sumie okazało się całkiem przyjemne , choć takie bardzo prozaiczne w treści ; jakaś zamknięta społeczność , w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi u stóp Pirenejów , jacyś przyjezdni , którzy chcą otworzyć restaurację i hotelik , jakieś podejrzane machlojki miejscowego mera ( chyba w tym przypadku coś jak nasz wójt gminy) , intrygi , podchody, kilka zdarzeń od których włos się jerzy na głowie  i duch męża miejscowej sklepikarki , którego widzi ona i jedyne w tej społeczności dziecko. Książka kończy się "happyendem", dość zabawnym zresztą a mer dostaje "po nosie" i w tym miejscu akcja się urywa. Równie dobrze może być koniec albo dopisany ciąg dalszy . W sumie ogólnej przyjemnie się czytało. Na wakacyjne wieczory jak znalazł. 

czwartek, 28 lipca 2016

28.07.2016 Skutki uboczne

wizyty Papieża i braku auta . Intensywnie eksploatowana ostatnio spawarka do światłowodów odmówiła współpracy . Co było robić ; telefon do serwisu w Krakowie . Tak , mogą nam wysłać potrzebną część ale dopiero w poniedziałek . Póki co nie pracują . Nie ma możliwości dojazdu do firmy. Większość firm w Krakowie nie pracuje ... Bogatym krajem jesteśmy skoro z powodu religijnej imprezy można pozamykać firmy. Ciekawe czy ktoś policzy ile taki kilkudniowy przestój kosztował pracodawców . Nie mam nic przeciw wizytom papieskim ,ale mam wątpliwości czy to nie koszty przerastają potencjalne korzyści. Cóż trzeba było sobie poradzić bez spawarki , do łask przywróciliśmy stanowisko do montażu mechanicznego , ze stratą , bo koszt takiego spawu mechnicznego jest wyższy . 
Po pracy pojechałam na działkę po jabłka . Rowerem , bo nadal nie mam auta . Nazrywałam pokaźny kosz , załadowałam na bagażnik - przydają się szelki do zapinania bagażu , które sobie kilka dni temu kupiłam i wyruszyłam w drogę powrotną . Mniej - więcej po jednej czwartej drogi do domu zjeżdżałam z szutrowej drogi na utwardzoną , musiałam przejechać przez niewielkie zagłębienie , no i jak już w nie wjechałam przednim kołem to koszyk przeważył i wylądowałam w żwirze i piachu . Obdarłam nogę i dłoń , ubrudziłam się jak nie - boskie stworzenie i wysypałam prawie wszystkie jabłka . Pozbierałam się szybko , jabłka pomógł mi pozbierać portier z pobliskiego zakładu . Poczęstowałam go za to jabłuszkami . Najgorzej ,że musiałam taka ubrudzona dojechać do domu. Im bliżej tym gorzej . Ludzie dziwnie na mnie spoglądali . Oczywiście nadawałam się tylko pod prysznic. Jutro zacznę smażyć mus dla dzieciaczków . Na zimę jak znalazł. 
A tak poza tym , to dostaliśmy dziś pierwszą , samodzielnie napisaną przez naszą wnusię kartkę z wakacji . 

środa, 27 lipca 2016

27.07.2016 Sprawy babusine

W pracy normalnie . Zapłaciłam rachunki jak co miesiąc , te domowe też ( wciąż mam to wrażenie ,że świat się składa tylko z płacenia rachunków) , zrobiłam chłopakom wypłaty , wysłałam listy , odebrałam i wykonałam mnóstwo telefonów , choć i tak mniej niż w inne dni. 
Wieczorem pojechałam do starszej młodzieży do domu nakarmić rybki. Skończyło się wymianą wody w akwarium pod dyktando synalka . Jedna rybka padła i trzeba było zrobić po niej porządek. 
W Kraju wizyta Papieża Franciszka . Mam mieszane uczucia . Obawiam się ,że jego nauki zostaną wysłuchane i zapomniane natychmiast gdy tylko opuści naszą ziemię albo co gorsze wykorzystane w jakichś niecnych celach politycznych a NE dopiero teraz pokaże swoją " prawdziwą twarz". 

wtorek, 26 lipca 2016

26.07.2016 Właściwie to nic nowego

Sezon ogórkowy więc telefon dzwoni jakby mniej i dobrze . Odrobinę wolniejsze tępo nie jest złe. 
Nie ma się czym cieszyć , od połowy sierpnia zacznie się szaleństwo . 
Na kwaterę w Borach się nie załapaliśmy . Zostaje po staremu namiot. A może trafimy coś na miejscu ? 
Zaczyna zakwitać nawłoć, zaobserwowałam to w drodze do pracy ( zaleta dojazdów rowerem) a to już nieomylny znak ,że lato dobiega półmetka . 
Przyszedł jesienny katalog Cellebes , rzuciłam okiem , ale na dokładniejsze pooglądanie zabrakło na razie czasu . 
Książka robi się nieco ciekawsza i akcja nabiera kolorów . Nie piszę "tępa" , bo to książka z gatunku tych o codzienności więc i tępo w niej codzienne .
Tak poza tym zwykłe domowe tematy ; prasowanie , niezbędne porządki , drobne zakupy itd. 

poniedziałek, 25 lipca 2016

25.07.2016 Kolejny miesiąc dobiega końca

w tv zapowiadają upały , co mnie przeraża . Nie znoszę gorąca .Może dlatego myślę już o jesieni i zimie . Postanowiłam coś zmienić i zamiast czerwieni i czerni przestawić się na zieleń i czerń . Niby nic , kapelusz kupiłam w ubiegłym roku na wyprzedaży , rękawiczki też ( i tak pewnie zgubię po miesiącu noszenia ) ale torebka to już większy wyczyn . Kolor zielony jak by nie istniał w modzie , a jak już istnieje , to wszystko tylko nie czysta zieleń w tonacji butelkowej lub liściastej . Do zimy daleko więc na pewno coś wytropię , ostatecznie jest jeszcze Daischman , gdzie ostatnio jakąś widziałam , choć nie specjalnie ładną . 
Wciąż jeszcze jeżdżę rowerem do pracy , bo auto wciąż w warsztacie , jakaś drobna mała część a nie do ogarnięcia.. Nie przeszkadza mi to , ale czasem auta brakuje , szczególnie gdy muszę zrobić zakupy albo odebrać coś w hurtowni. 
Planujemy wyjazd na sierpniowy weekend. Na Kaszuby jak zwykle .Wysłałam meila do właścicielki domku , w którym mieszkaliśmy dwa lata temu z pytaniem o pokój , ale jak na razie nie dostałam odpowiedzi . Pewnie skończy się jak zwykle na polu namiotowym .
Ze świata płyną coraz gorsze wiadomości a w Kraju ... Kolejna rocznica i kolejna afera z apelem poległych . Najpierw polegli w Czerwcu 56 , teraz Powstańcy Warszawscy . Czytanie nazwisk ofiar wypadku lotniczego w takich okolicznościach to totalny brak szacunku dla bohaterów poległych w walkach - oględnie rzecz ujmując . 


niedziela, 24 lipca 2016

24.07.2016 Niedzielne LB

Zaczynam je lubić . Takie nic nie robienie , albo raczej nie robienie niczego ważnego czy choćby konkretnego . Od rana posiedziałam sobie trochę w wannie , pobawiłam się robótkami decoupagowymi i malowaniem patyków , które mają mi posłużyć za dekoracje . Robótki decoupagowe w toku , dokończę w przyszły tydzień. Dekoracje też . Na razie wysychają . Trochę czytałam , biedronkowe czytadło pt." Francuska Oberża" ale jakoś na razie mnie nie wciągnęła. Znalazłam też trochę czasu na popołudniową drzemkę. Mężuś robił porządki na komputerze , segregował zdjęcia wnucząt i układał jakieś szpargały w swoich szafach. 

A tak poza tym to jak obiecałam : mój wakacyjny stół i zapomniana a ostatnio skończona robótka. 

Wiadomo fotograf ze mnie marny więc i fotki nie szczególne . W realu wyglądało to lepiej. Tym razem użyłam tylko szklanej zastawy i kilku dodatków . Łódeczki wycięłam z kartonu , pomalowałam farbą plakatową i nabiłam na wykałaczki - ozdobiły patery i koszyk z owocami.





Ładnie ( i smacznie ) wyszły deserki w morskim kolorze , turkusową galaretkę kupiłam w kuflandzie , białą masę zrobiłam z bitej śmietany i serka mescarpone , całość uzupełniły borówki. Nic takiego , ale smaczne i pasowało do stołu
 






I moja odgrzebana robótka ; historię ma długą . Założenie było, że to będzie dodatek do kreacji na ślub mojego młodszego synalka czyli - o ho, ho, ho ! prawie 9 lat . Nie zdążyłam. Przed ślubem powstała jedna i nie dokończona . Potem kilka razy podchodziłam do zrobienia drugiej. Jak mi się to w końcu udało , to zrobiłam źle . Leżały kolejne 2-3 lata . Ostatnio trafiłam na nie w ferworze porządków i prucia czego popadnie . Sprułam i tę źle zrobioną mitenkę, zrobiłam od nowa i obie wykończyłam . Sama nie wiem po co , bo raczej nie mam ich do czego nosić w lecie . Stuknięta jestem ot i tyle.