babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 4 maja 2024

4.05.2024 Szukajcie a znajdziecie

 Majówkowy dzień czwarty właśnie na tym nam upłynął , na szukaniu. Sporo czasu straciliśmy , ale mamy wszystko co potrzebujemy a nawet więcej. Znów zabrakło nam obrzeży tym razem płytkich . W naszych miejscowych sklepach nie było , pojechaliśmy więc na ogród zrobić jakąś prowizorkę , ale jak już rozgryźliśmy co i jak to stanęło na tym ,ze jednak nie , tak tego nie zostawimy. Po szybkim obiedzie pojechaliśmy do centrum ogrodniczego blisko Swarzędza . Też nie było tych obżeży. Wszelkie możliwe , ale akurat takich jak potrzebowaliśmy ani śladu. Dorwaliśmy w le roy , kawałek dalej . A jak już weszliśmy to się pokręciliśmy pomiędzy regałami tym razem nie w dziale budowlanym a ogrodniczym. No i tu się to szukanie kłania . Namierzyliśmy kilka gadżetów , które mogą się nam niebawem przydać na zrobienie ścieżki do starej altanki , nawóz do trawnika z dozownikiem podłączanym pod wąż do podlewania i fajny pojemnik , donicę właściwie z której da się zrobić ogrodową fontannę , ale to za jakiś czas . Na razie kończymy ścieżki i w planach taras. Tak poza tym sobota jak każda inna, jakieś domowe sprawy i sprawki , drobne zakupy dla nas i tygodniowe dla matki , jakieś przepierki i porządki i takie tam. Zaczęłam kolejny tom "Milicjantów" , ten z festiwalem w Jarocinie . Od jakiegoś czasu wybieramy się do Jarocina , do muzeum rocka , ale jakoś zawsze nam schodzi. Może książka pomoże w mobilizacji i w końcu się tam wybierzemy. 

piątek, 3 maja 2024

3.05.2024 Majówki ciąg dalszy

 czyli dzień trzeci . Szkoda, że już tylko dwa dni zostały. Dziś trochę "na luzie". Pospaliśmy długo , ja też. Obudziłam się około 7.30 a spałam prawie 10 godzin bez przerwy . To już zupełnie do mnie nie podobne. Najwyraźniej praca na świeżym powietrzu się do tego przyczyniła.  Padło na dorobienie szerokiej ścieżki pomiędzy warzywnikiem a częścią łąkową . Do tego celu wykorzystamy pozostałe kamyszki , a jeśli ich jeszcze zostanie zrobimy podejście do domku , żeby nie wchodzić wprost z trawnika. Przygotowaliśmy sobie grunt . Trochę z tym było zachodu , bo trzeba było wypoziomować . Jutro wsypiemy kamyszki. Roślinki znów trochę bardziej zielone niż wczoraj i wszystko wskazuje, że to co posadziłam wczoraj da sobie radę. Tylko na świeżo założonym trawniku nic się na razie nie dzieje. Nie wiem jak długo wschodzi trawa , czytałam , że od tygodnia do czterech tygodni więc może jeszcze jest czas? 

Tak poza tym rano upiekłam placek drożdżowy z rabarbarem, taką małą blaszkę , w sam raz na dwie osoby . Poszedł prawie cały. Na jutro znów plany działkowe a co się będzie działo to się okaże. U nas plany się zmieniają z minuty na minutę , jak to u nas. 

czwartek, 2 maja 2024

2.05.2024 Majówkowy dzień drugi

Trochę nam dziś zeszło czasowo . Najpierw małżonek miał "długie wstawanie " . Normalnie bym go obudziła, ale pozwalam mu wypoczywać tyle ile potrzebuje , po tych swoich sercowych sensacjach czasem tego potrzebuje. Ja tymczasem pojechałam do matki, do biura zamknąć bramę , bo dziś odbierali śmieci - na szczęście uwinęli się rano i jak tam dojechałam kosz stał już pusty a potem jeszcze wstąpiłam po chleb. Po śniadaniu pojechaliśmy jeszcze do marketu budowlanego , bo zabrakło nam kawałka obrzeża do trawnika . Dosłownie 2m . No i tu się wpakowaliśmy. Dziś u nas dzień targowy , o czym zapomniałam, bo odkąd opuściliśmy stare biuro przestałam jeździć na targ. Wpakowaliśmy się w paskudne korki, chyba cały powiat zjechał dziś do miasta . Nie dało się przemieszczać z jednej ulicy na drugą . W końcu jednak dotarliśmy na nasz ogródek i jak zwykle zabraliśmy się do pracy . Opaski dookoła domku skończone, opaska dookoła pokrywy od szamba też gotowa ale kamyszków ozdobnych zostało nam jeszcze całkiem sporo. Jutro pomyślimy jak je zagospodarować . Parę pomysłów już mamy. Kwestia, który okaże się lepszy. Grządki się zazieleniają . Widać to już całkiem wyraźnie. Tak poza tym posadziłam już pysznogłówkę , korbolki i coś co dostałam od sąsiadki . Nie wiem jak to się nazywa , sąsiadka tez nie wiedziała, poza tym ,ze mówi na to "dzika konwalia" , ale jest śliczne. Sąsiad z drugiej strony też ma tę roślinkę w ogródku. Na dodatek dała mi też cały pęczek uciętych gałązek do wazonu. Posadziłam pod płotem , niedaleko tawułek. Wracamy z tej działki zmęczeni niesamowicie , ale jaka frajda jak powstanie coś nowego!  Jutro chyba zajmiemy się jakąś lżejszą pracą czyli malowaniem desek na taras i wymyśleniem do czego przydadzą się kamyszki. Miłego dalszego majówkowania ! 

środa, 1 maja 2024

1.05.2024 Tak to się święci 1-Maja

 Kiedyś na pochodach , dziś na zielonej trawce. Majówki dzień pierwszy za nami. Pracowity i to mocno ale nasz PDzO pięknieje . A jak już wszystko wykiełkuje i się zazieleni ! To dopiero będzie co podziwiać. Jutro ciąg dalszy , a jak już majówka dobiegnie końca pochwalę się efektami. Szkoda , że domek w środku wciąż nie wykończony ale może majster do jesieni się pozbiera i jednak da radę. Po solidnej pracy świętujemy sobie popijając sangrię mojej roboty. Przerobiłam nie zbyt smaczne wino . Z dodatkiem owoców i soku greyfrutowego jest całkiem smaczne . Miłego majowkowania!

wtorek, 30 kwietnia 2024

30.04.2024 Dziś trochę historii o pisaniu - uwaga : wpis długi!

 Tak , to jest ten dzień . Mija dziś dokładnie 20 lat gdy zamieniłam pióro na klawiaturę , a papier na cyberprzestrzeń. Dokładnie 30 kwietnia 2004 roku, niemal równo z wejściem do Unii Europejskiej zaczęłam pisać w internecie. Wiele z nas pamięta jeszcze Dzienniki Twojego Stylu. Nie będę się powtarzać. Powiem krótko: kiedyś było to świetne forum , na którym spotykało się wiele fajnych, pozytywnych kobiet i dziewczyn i nawet było wśród nas kilku panów. W różnym wieku , z różnymi problemami i pomysłami na życie. Było naprawdę ciekawie . Parę razy przywoływałam już na blogu te klimaty i nie tylko ja więc tym razem opowieść o DTS pominę, choć to tam internetowa przygoda z pisaniem się dla mnie zaczęła. Dziś jednak będzie tylko o pisaniu. A pisanie stało się częścią mnie. Jak to możliwe? Sama się czasem nad tym zastanawiam. Myślę, że to po części sprawa warunków w jakich przyszło mi żyć, po części zarażenie pasją do czegoś , a może i geny pasjonatów , które w mojej rodzinie są dziedziczne, bo prawie wszyscy mieli i mają jakieś hobby. Pisać i czytać nauczyłam się bardzo wcześnie, bo w wieku czterech , może czterech i pół roku. W latach 60-tych ubiegłego wieku zimy na wsi bywały długie i ciężkie, telewizora w domu babci nie było, radio zastępował głośnik czyli takie pudło z pokrętłem emitujące I program Polskiego Radia i w porywach program regionalny z Poznania. Zamiast, mieliśmy dostęp do książek, czasopisma , które babcia prenumerowała i wiejską bibliotekę liczącą kilkaset książek . Tak naprawdę nie wiem ile tych książek było faktycznie , ale z tego co pamiętam , to zmieściły by się w  jednej mojej witrynce. Biblioteka wiejska  była bardzo skromna . Przy różnych okazjach dostawałam mnóstwo książeczek dla dzieci. Przywozili mi je wujkowie – bracia ojca i on ,gdy zaglądał kilka razy w roku do babci. Na tych książeczkach z serii „Poczytaj mi mamo” nauczyłam się składania literek.  Rękę do pisania układała mi babcia, czasem jej siostra a czasem najmłodszy bart ojca, który był moim ulubionym wujkiem. Pisanie ćwiczyłam na czym się dało, torebkach po mące , resztkach papieru pakowego , starych gazetach , pozostałościach po zeszytach szkolnych ojca i wujków, które babcia przechowywała na strychu i co tam wpadło w rękę. Papier zeszytowy był na wsi produktem deficytowym . rzadko pojawiały się w „spółdzielni” zeszyty, papier kancelaryjny , a o czymś takim jak papeteria nikt nawet nie słyszał. Na wsi pisało się listy; do bliższych i dalszych krewnych,  przyjaciół i znajomych. Telefon mało kto w tamtych latach posiadał nawet w mieście więc sztuka epistolarna kwitła. Babcia pisała listy stalówką i atramentem. Kiedy zabrano mnie z domu babci w wieku lat siedmiu umiałam już dobrze czytać i pisać , umiałam też sama adresować listy. Wysyłało się te listy pisane na zeszytowym papierze w brzydkich niebieskich kopertach opatrzonych znaczkiem za 20 groszy, nieco później za 60 lub 40 jeśli była to widokówka lub kartka świąteczna. Kiedy poszłam do I klasy szkoły podstawowej z początku trochę się nudziłam , bo moi koledzy i koleżanki poznawali dopiero literki i krótkie słówka z ich użyciem , a ja to wszystko znałam . Od razu zapisałam się do biblioteki szkolnej i zaczęłam wypożyczać książki. Bibliotekarki wciskały mi jakieś krótkie historyjki na 4 strony o Wojtku strażaku albo Zosi-Samosi , a ja wciąż prosiłam o „normalne książki” . I je dostawałam , ale bibliotekarki zaczęły mnie sprawdzać czy ja to sama czytam. Odpytywały z treści albo kazały czytać jakiś przypadkowy fragment . Na lekcjach polskiego w drugiej połowie klasy I wprowadzono nam kaligrafię . Krótko się tego uczyliśmy , bo do końca roku i pewnie z dwa miesiące w klasie II , ale jednak. Pamiętam , że gdy przenieśliśmy się do nowego budynku już tych lekcji nie było. Kaligrafia szła mi słabo. Zawsze coś było nie tak, a najczęściej robiłam kleksy , bo wtedy pisało się w zanurzaną w kałamarzu z atramentem stalówką osadzoną w drewnianej lub plastikowej obsadce . Jakimś cudem zawsze rozmazałam kleksa zanim zdążyłam przyłożyć bibułę. Starsze pokolenie wie o czym piszę . Młodszemu wyjaśniam : bibuła to był taki osuszacz -kartka papieru , który wpijał atrament- cos jak dzisiejsze papierowe ręczniki. W ogóle strasznie wtedy bazgrałam , ojciec nie raz podarł mi zeszyt , chcąc wymusić ładne pismo ( sam pisał przepięknie i bardzo czytelnie ), ale efekty były marne. Wprawa przyszła z wiekiem i ilością zapisanych kartek. Do pisania pamiętników zainspirował mnie „Plastusiowy Pamiętnik” – książeczka , której treści kompletnie już nie pamiętam oraz druga napisana w formie pamiętnika prowadzonego przez ucznia klasy chyba IV o imieniu Marianek . Mam ją chyba nawet w biblioteczce , ale nawet tytułu już nie pamiętam. Często wczuwałam się w bohaterów czytanych książek i bardzo chciałam robić to co oni. Głupie , z  dzisiejszego punktu widzenia , ale jako dziecko tak właśnie sobie myślałam. Marianek pisze pamiętnik, dlaczego ja nie miałabym pisać . I tak się zaczęło. Porzucałam to zajęcie z początku ale po paru dniach albo tygodniach znów do niego wracałam aż w klasie IV przydzielono nam panią polonistkę , o której krążyły w mieście legendy. Fakt, bywała szalona ,ale nikt tak jak ona nie umiał zachęcić uczniów do pracy.  To ona w ramach lekcji kazała nam pisać opowiadania z dialogami na dowolny temat albo wskazany przez nią , ona zachęcała do pisania wierszy i opowiadań , pisania listów do koleżanek i kolegów i właśnie prowadzenia pamiętników. I tak się to zaczęło. Od IV klasy szkoły podstawowej niemal codziennie piszę . Najpierw klasyczny pamiętnik, potem w klasie siódmej , kiedy była pewna moda na pisanie moja przyjaciółka wymyśliła „raplutaż” . Wiadomo, że przecież to to samo ale za to jak brzmi ! Raplutaż prowadziłam do końca liceum. Konsekwentnie dzień po dniu. Po drodze, gdzieś w klasie VI mój ojciec przyniósł do domu broszurkę z krojami czcionek . Tak mi się to spodobało, że nauczyłam się pisać gotykiem i kilkoma krojami ozdobnymi i nawet ozdabiania inicjałów. Dziś już nawet nie pamiętam jak się niektóre nazywały ale jeszcze umiem je napisać. Bardzo mi się ta umiejętność przydała w liceum gdzie byłam jedną z prowadzących klasową kronikę. W wakacje pomiędzy podstawówka a liceum  , mój 6-cio letni kuzyn zwichnął nogę . Babcia mu tę kostkę nastawiła ale zabroniła przez kilka dni biegać . Tylko jak utrzymać żywego sześciolatka w pozycji siedzącej. Na strychu u babci znalazłam prześwietlony papier fotograficzny , zaciągnęłam tam kuzyna , zabrałam kredki i zaczęłam rysować postacie. Kuzyn wchodził w wiek indiański więc stopniowo powstał cały Dziki Zachód . Wymyślaliśmy im imiona i historie , miejsca zamieszkania i podróże i mnóstwo różnych przygód nasze papierowe ludki zaliczyły a ja tę historię zaczęłam spisywać i pisałam tak prawie do matury, już bez udziału kuzyna i zapisałam 6 zeszytów 96 kartkowych . Powstała całkiem pokaźna książka dla dzieci . Moim  dzieciom jednak nie dane było ją przeczytać . Zniszczyłam razem z wszystkimi innymi napisanymi przeze mnie opowiadaniami i kilkudziesięcioma zeszytami zapisanymi dzień po dniu, gdy okazało się, że moja matka dobrała się do moich zapisków i opowiada po znajomych o czym to ja piszę .Po szkole średniej trochę zarzuciłam codzienne pisanie z barku czasu , ale i tak wciąż do tego wracałam . Był czas, że pisałam tylko luźne notatki , listy do kogoś i nikogo jednocześnie , popełniłam nawet ze 3-4 wiersze ale to nigdy mi nie wychodziło, od razu wiedziałam ,że są marne i dałam sobie z tym spokój. Oprócz pamiętników , w dorosłym życiu wciąż pisałam opowiadania , nadal mam tego spory karton schowany na dnie szafy… I tak sobie płynął czas, aż świat zawojowały komputery . Jakoś nie specjalnie się z nimi polubiłam i nadal nie mam do tego sprzętu przekonania , ale okazały się przydatne. Czytając papierową wersję Twojego Stylu trafiłam kiedyś na krótkie przedruki zapisków internetowych pt. Twój Styl. Dzienniki – notka + 2-3 komentarze. Postanowiłam sprawdzić co to takiego i zostałam. Z początku trochę komentowałam ,aż chyba po miesiącu założyłam konto i zrobiłam pierwszy wpis , na razie ukryty. Z dnia na dzień jednak mnie to wciągało i w końcu 30.04.2004 roku odważyłam się opublikować . I tak oto pióro zastąpiła klawiatura i ekran a papier cyberprzestrzeń . Potem DTS się rozpadły a forum zastąpił blog, przy którym trwam już ponad 14 lat. Napisałam w swoim życiu miliardy znaków. Moim marzeniem zawsze było pisanie książek . Łatwo mi to pisanie  przychodziło, o wiele łatwiej niż wypowiadanie się i jakoś tak samo z siebie urosło do kolejnej pasji . I przyznam się , że pamiętniki najpierw papierowe , potem internetowe to najbardziej systematyczna czynność jaką kiedykolwiek w życiu wykonywałam. Rutyna to nie moja bajka , lepiej czuję się w twórczym rozgardiaszu.  Napisałam w życiu wiele ; wypracowania swoje i dla koleżanek z klasy, opowiadania, listy do babci , przyjaciół i rodziny , pozdrowienia z wyjazdów , książkę dla dzieci , kroniki w liceum i studium medycznym , miliony pism , monitów, ofert , pism urzędowych i umów, redagowałam księgi z rodzinną historią i odezwy do ważnych osób – tych nigdy nie wysłałam ani nie opublikowałam w internecie , wnioski i odwołania i wszystko co się da na papier przenieść .  Los sprawił mi jednak fikołka. Spełnił marzenie o pisaniu i piszę , wciąż i wciąż : papierki w biurze…

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

29.04.2024 I znów mamy lato

 Pogoda wciąż szaleje . Od wczoraj upał. Niektórzy powiedzą, że przesadzam , ale dla mnie upał zaczyna się od 24 stopni na plusie. A dziś już było 27.  Posadziłyśmy dziś z synową mnóstwo kwiatów na biurowych trawniczkach, werbenę , złocienie i jeszcze coś czego nie zapamietałam nazwy - takie różowe "kulki" na cienkich łodyżkach do skalniaków. Kupiłam też u mojej zaprzyjaźnionej babci - ogrodniczki 20 sztuk turków ( te co wyhodowałam sama zabieram na działkę , obsadzę grządki) , dostałam w gratisie 2 pomidory i wiązkę rabarbaru do tego. Pomidory posadziłam pod biurem jak zwykle , a rabarbarem się podzieliłyśmy z synową. Będą placki z rabarbarem. W sam raz na majówkę. Turki wysadziłyśmy pomiędzy iglakami przy plocie.  Koniec miesiąca szalony z nie wiadomych przyczyn, ale dajemy radę . Jeszcze jutro i luzik. Pod wieczór pojechaliśmy podlać trawę i inne roślinki. Z dnia na dzień krzaczki większe. Ciepełko dobrze im robi. Na weekend , wiadomo : plany działkowe , ale cieszę się na to mimo ciężkiej pracy, która nas czeka , bo nic milszego jak dzień na świeżym powietrzu wśród zieleni. Już się cieszę. Czytam dalej serię o milicjantach , choć idzie mi po woli , z braku czasu , ale wsiąknęłam . Dawno nie czytałam tak dobrych kryminałów. 

niedziela, 28 kwietnia 2024

28.04.2024 200% normy

 wykonaliśmy dziś na działce . Plan był taki, że posadzę porzeczki, przygotujemy nową część warzywnika a potem przykryjemy włókniną do czasu siania i sadzenia , żeby nam zielsko nie rosło , a tymczasem poszło szybciej i zrobiliśmy dużo więcej, choć porzeczek nie posadziłam . Założyłam coś na kształt skalniaka wokół pnia po wyciętej w ubiegłym roku jabłoni , wysiałam słonecznik i ozdobną dynię a małżonek wypełnił kamyszkami ozdobnymi połowę opaski , z przodu i z boku. Resztę zrobimy w majówkę , choć plan był inny , ale po przedyskutowaniu stwierdziliśmy, że zrobimy najpierw opaski i ścieżki żeby wykorzystać kamyszki a potem dopiero zajmiemy się drugą stroną działki i nie sami , tylko weźmiemy firmę , która zakłada trawniki. Niech przygotują podłoże pod trawnik , a my tylko wysiejemy. Jeśli uwiniemy się z resztą opaski  to zaczniemy robić taras . Mamy co robić . To się po prostu rozrasta . Mam wrażenie, że im więcej robimy tym więcej tej roboty jest. Ale efekty już widać i to mnie cieszy. A jeszcze grządki zaczynają się zielenić. Wschodzą już ziółka i rzodkiewka oraz groszek , a cebulka wykiełkowała i ma już ze 7cm . Uzupełniłam dziś zajechaną przez koparkę grządkę i dosadziłam tej cebulki. W trakcie robót działkowych odwiedzili nas jeszcze syn z wnuczką i Szwagroska . Znalazł się więc i czas na pogadanie przy kawie. 

Tak poza tym rano pobawiłam się w robótki decoupage. Dawno tego nie robiłam , pomyślałam ,że czas znów coś zmajstrować i majstruję ; tacę i świecznik. , trochę w klimacie późnego lata , kiedy zieleń traci już swój intensywny kolor i dojrzewają owoce. Sama jestem ciekawa efektu końcowego , bo do końca nie mam przemyślanego projektu. Taki spontaniczny pomysł na niedzielne przedpołudnie. A w perspektywie jeszcze dwa dni i majówka ! Miłego wieczoru!