właściwie to prawie takie jak zwykle ; zaczęłam od zakupów . Zaliczyłam piekarnię , spożywczy , zieleniak , potem dwa markety i wysypisko śmieci. Pomiędzy zieleniakiem a lidlem wpadłam do matki z zakupami i lekami - jak co rano zresztą . Po powrocie ogarnęłam chatkę , zjedliśmy razem z małżonkiem śniadanie , powynosiliśmy do piwnicy zaprawy , dosmażyłam powidła i tu się wszystko sypnęło. Zadzwonił klient do małżonka - pocięli światłowód przy remontach . Jak im się to udało zrobić po raz drugi w tym tygodniu to jest zagadka. Plan był taki, że jedziemy na działkę zaraz po obiedzie. No i wyszło jak wyszło. Małżonek ruszył do klienta a na działkę pojechałam sama. Posprzątałam jabłka , nazrywałam owoców , śliwek, gruszek i jabłek i to w takiej ilości, że ledwie dotargałam do auta. Kosz został w samochodzie i czeka aż małżonek wniesie na górę , bo ja nie dałam rady. Jabłka zjemy a z gruszek zrobię kilka słoików kompotu . Reszta też do jedzenia. Tyle tylko, że nie widać na drzewie ,że coś zrywałam. Po powrocie przygotowałam sobie sałatkę z warzyw na zimę . Zabierałam się za to już od paru dni, ale jakoś brakowało mi czasu . No i chyba przesadziłam z ilością . Niby połowa porcji ale i tak wyszła wielka micha . Mam za mało słoików . Nie przygotowałam sobie odpowiedniej ilości. Może jednak zmieszczę w to co mam . Zobaczę ile będzie jak sałatka puści soki. Przepis wzięłam z internetu . Mam nadzieję ,że sprawdzony.
Tak poza tym , brat mojego ojca zadzwonił z dobrą wieścią ; kilka dni temu został pradziadkiem . Prawnuczka przyszła na świat 23.sierpnia i ma się dobrze a mama i tata szczęśliwi.