babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 7 stycznia 2023

7.01.2022 Sobotnie sprawy

 Paskudna pogoda od rana. Mgła zasnuła miasto i nawet w południe było ciemno. Rano zaliczyłam zakupy, wizytę u matki i standardowe pranie . Nazbierało mi się od świąt. Uprasowałam też wszystko co zalegało w szafie. Przygotowałam sobie pudełka do oklejenia , ładnie wyszło ; farba dobrze chwyciła i dało się dobrze wygładzić . Będzie się łatwo przyklejać serwetki i ozdabiać , ale tym zajmę się jutro. 

Po południu wybraliśmy się na zakupy do Factory . Byliśmy tam już w ubiegłym roku. Tym razem zakupy nie specjalnie się udały. Dla siebie nic nie znalazłam . Owszem mnóstwo rzeczy i w dobrych cenach - bo wyprzedaże , ale ciuchy nie z mojej bajki, a to co mi się podobało niestety kończyło się na rozmiarze 44. Potrzebuję rozmiar więcej , bo w 44 się nie dopinam na biuście. Małżonkowi też za bardzo nie poszło. Tylko marynarka z bawełny z domieszką czegoś tam sztucznego i koszula ze sztruksu. Ta marynarka to fuks . Była tylko jedna z tego modelu i przeceniona aż 4 razy. W sumie to strata czasu , ale przynajmniej zjedliśmy w kawiarence pyszną tartę borówkami i wypiliśmy dobrą kawę . 

piątek, 6 stycznia 2023

6.01.2023 Trzech Króli

 dzisiaj. Niby to święto , ale jakoś nie mogę się do niego przyzwyczaić, Jeszcze parę lat temu chodziło się w tym dniu do pracy. Tak czy inaczej dodatkowy dzień wolny od pracy mnie cieszy.  Coś nie coś wyprałam , coś tam ogarnęłam w szafach i naprawiłam podszewkę w marynarce małżonka. Poprzecierała się w niektórych miejscach od częstego noszenia . Prawie jak nowa, ale co się nakombinowałam to moje. Po obiedzie ucięłam sobie nawet któtką  drzemkę . Małżonek tez sobie nie żałował ; pospał prawie do obiadu. Nie wyganiałam go z łóżka , niech tam sobie odpoczywał skoro mu to było potrzebne. I na koniec zabrałam sie jeszcze za produkcję pudełek na aukcję WOŚP. Dwa pomalowałam i czekam aż wyschną , kolejne dwa pomaluję za chwilę . Motywem ozdabiającym będą 4 pory roku i pewnie jako komplet je wystawię . No chyba, że mi coś nie zagra i się nie wyrobię . Zwykle z tymi robótkami jest trochę zachodu a najwięcej czekania aż wyschnie.  Tak poza tym leje deszcz. 


czwartek, 5 stycznia 2023

5.01.2023 Przed weekendem

 wydłużonym tym razem. Bardzo mi się taki weekend przyda. Nadrobię domowe tematy i ... się zobaczy.  Z nogą już dobrze. Co prawda rano nie mogłam założyć botków i poszłam do pracy w sportowych butach, które zakładam jadąc na działkę i tak mniej- więcej do południa odczuwałam jeszcze ból przy chodzeniu , ale potem mi przeszło. Bandaż jeszcze potrzymam na stopie do jutra. Prawdę mówiąc myślałam, że będzie gorzej i skończy się u lekarza. 

Tak poza tym dzień zupełnie zwyczajny jeśli chodzi o pracę . Mamy co robić , kolejne zlecenia spływają choć nie jakieś oszałamiające oprócz tych dwóch z pierwszego dnia ale to dopiero początek. Mniejsza zresztą o pracę , przed nami 3 dni luzu i tym się cieszę . 

środa, 4 stycznia 2023

4.01.2022 Wywrotowo

 albo raczej wywrotkowo , bo zaliczyłam dziś dwie . Raz , w biurze z przyczyn nie wiadomych, drugi raz wchodząc do naszej galerii , z powodu mokrych płytek . Jak bym była na lodowisku , jedna noga w prawo,  druga w tył na lewo i ani się obejrzałam a już rypłam na dupsko z kończynami do góry jak kot. Nie, nie nic mi się nie stało, poza tym ,że się lekko uderzyłam w ramię o futrynę , boleć przestało po dwóch minutach. Gorzej się skończyło w galerii. Szliśmy odebrać mój zamówiony prezent urodzinowy czyli kuchenkę gazową na działkę , a że lał deszcz a płytki w galerii gładkie jak stół i na dodatek zabrudzone błotem i wodą to miałam powtórkę jak wyżej. Tyle, że tym razem jakoś dziwnie skręciłam stopę. Z początku nie bolało w ogóle, odebraliśmy kuchenkę , zrobiliśmy zakupy spożywcze i wróciliśmy do domu i dopiero kiedy zdjęłam buty i chwilę posiedziałam stopa zaczęła mi dokuczać i to solidnie. Ma się ten "fart" . 

wtorek, 3 stycznia 2023

3.01.2022 Na obroty

 weszliśmy od razu . Trzeci dzień roku też ok. Oby tak zostało !  A mnie dopadło kompletne lenistwo . Nic mi się nie chce i prawdę powiedziawszy nawet w pracy się trochę obijałam.  Prawda, że ostatnie tygodnie miałam mocno pracowite. Popołudniu też odpuściłam wszelką robotę. Robota nie zając nie ucieknie a mnie się odpoczynek po prostu należy. Wczoraj uprzątnęliśmy poświąteczny rozgardiasz, zastawa wróciła na swoje miejsce, obrusy zostały wyprane i też wróciły na swoje miejsce i wrócił porządek rzeczy. Od piątku zaczynam majstrować gadżety dla WOŚP. 

poniedziałek, 2 stycznia 2023

2.01.2023 Starcie z Fabiolą i nowego roku dzień drugi

 Opcje są następujące : a/błąd w przepisie ( raczej niemożliwe), b/ coś z moim piecem ( też mało prawdopodobne , bo drożdżowy , pizza i inne pieką się normalnie) c/ mam dwie lewe łapy do pieczenia i nie powinnam się zabierać za nic innego niż placek na drożdżach ( wersja najbardziej prawdopodobna) . Postanowiłam niedawno, że upiekę ciasto z książki kucharskiej Luci , które nazwała "tortem Fabiola" . Trochę szukałam syropu miętowego ale udało mi się kupić i jak postanowiłam tak zrobiłam . Okazja się trafiła ; Sylwester i moje urodziny , no to do roboty; dokładnie według przepisu. Ciasto wyszło na pierwszy rzut oka idealne, puszyste i faktycznie delikatne jak Lucia zaznaczyła. Wstawiłam do piecyka i tu się zaczęło. Nauczona doświadczeniem ustawiłam temperaturę na 170 stopni i czas na 40 minut ( w przepisie 150stopni i 30 minut) . Tak z praktyki , bo wiem , że mój piecyk tego wymaga, żeby wyszło jak trzeba.  Piekło się ładnie, rosło ,piekarnika nie otwierałam  i gdy czas minął wyszło mi coś takiego:

I już myślałam ,że się  udało , ale jak nieco przestygło to to wgłębienie zrobiło się większe. Wbiłam patyczek i okazało się , że ciasto upieczone tylko z wierzchu . Co do licha ???  Wpadłam po chwili na genialny pomysł : wstawię do piecyka i dopiekę . Albo sie uda , albo nie , a prawdopodobnie i tak się zmarnuje więc czemu nie spróbować . No i wstawiłam . Miało być tylko na 10 minut , ale zaczęłam coś robić , potem jeden i drugi telefon i zleciało ; 27 minut. Wyjęłam , ciasto się wyrównało i trochę bardziej przypiekło. Zaczekałam aż wystygnie - tym razem nie "siadło", przekrawam i co ?  Surowe w środku , a jakże. Znów genialny pomysł; skoro i tak się zmarnuje , to równie dobrze mogę włożyć do piekarnika i dopiec ten środek . I tak zrobiłam . Kolejne 15 minut w piecyku i udało się , ale obie części miały już przypieczone brzegi oba miały wierzch. Wyszły suche, co tu dużo  gadać. Skoro już dwa eksperymenty zaliczyłam , to stwierdziłam , że i trzeci mogę zrobić. Następnego dnia  ciasto nawilżyłam wodą z syropem miętowym i łyżeczką alkoholu , odczekałam godzinę aż namoknie i udekorowałam , tylko nie dżemem jak było w planie a ciemną czekoladą i polałam białą . No i wyszedł twór, który moja młodzież nawet pochwaliła. Orzekli, że nawet dobre, smakuje jak panattone z lidla tylko trochę za słodkie. I wcale nie miętowe. Nooooo... Ciekawostka...   Faktycznie ciasto wychodzi bardzo słodkie, podejrzewam ,że to z powodu zawartości cukru i dodatkowo syropu. Posmak mięty moim zdaniem lekko się  wyczuwało, ale słabo. Myślę ,że to z powodu naturalnego syropu produkcji Herbapolu , bez sztucznych dodatków . Myślę , że syrop aromatyzowany chemicznie dałby intensywniejszy smak. No i nie wiem co zrobiłam źle. Najwyraźniej mam dwie lewe łapki do pieczenia i ciasta powinnam z daleka omijać. Prawda, że za często nie piekę więc i wprawy nie mam. 
No a to ten twór a la pannatone z lidla w moim wykonaniu:

I tak się skończyła moja włoska przygoda z ciastem Fabiola. Aha , zjedzona została połowa. 

A tak poza tym drugi dzień roku pozytywny : dwa zamówienia , na kontrakty , które już uznaliśmy za nie byłe , bo sprawy negocjowaliśmy cały ubiegły rok i nic z nich nie wyszło a tu proszę ; pierwszy poświąteczny dzień w pracy  i dwa od razu. No i w końcu mamy termin wizyty wstępnej na zdjęcie zaćmy u mojej matki . Dziwaczny , bo w sobotę przed południem 14 stycznia ( rejestrowałam ją  5 sierpnia) .  Po tej wizycie jeszcze około miesiąca czekania na zabieg z tego co mi wiadomo. Późnym popołudniem odwiedził nas kominiarz . Przyniósł kalendarz kominiarski na szczęście , ode mnie dostał na szczęści przysłowiowy "grosik" czyli 5 zł. Kalendarz jak dawniej , z zaznaczonymi świętami , zdjęciem kominiarza ( choć i tu duch czasu wziął górę, bo na zdjęciu jest kominiarka , znaczy kominiarz w wersji damskiej) oraz  starymi imionami . Znalazłam Zenobię i Scholastykę , Euzebiusza i Melchiora i jeszcze wiele równie ciekawych . A już myślałam , że ten zwyczaj całkowicie zaginął w mrokach dziejów. Nie mam pojęcia skąd się wziął i dlaczego go kultywowano , ale z dzieciństwa pamiętam , że  dom babci na nowy rok odwiedzał kominiarz. Babcia dostawał kalendarz a kominiarz grosik. Miało to niby przynosić szczęście. Co ciekawe jeszcze parę lat temu chodził i u nas znany wszystkim stary mistrz kominiarski , ubrany w cylinder i z liną zakończoną okrągłą szczotką na ramieniu i wierszem składał każdemu domowi życzenia . Parę lat temu zmarł nagle i nikt dłuższy czas go nie zastąpił , a w tym roku młodzież kominiarska zwyczaj przywróciła do życia . To lubię ...
No tak, pozytywnie , zdecydowanie , ale to dopiero drugi dzień roku ... 




niedziela, 1 stycznia 2023

1.01.2023 Witajcie w Nowym Roku!

 Jeszcze raz najlepsze życzenia !  Nie dane mi było dziś odpocząć , ale siła wyższa; skoro świętuję to musiałam odpoczynek odłożyć na później. Tydzień krótki, nadrobię w najbliższy weekend. Młodzież oczywiście się zjawiła. Przygotowałam klasyczny podwieczorek ; drobne przekąski i słodkie , słusznie przewidując , że po całonocnym balowaniu chętnych na cięższe dania nie będzie . Wczorajszy wieczór minął nam na popijaniu winka i słuchaniu muzyki : starego , dobrego rocka ; Pink Floyd, Deep Purple , Led Zeppelin i takie tam . Jaz zwykle mieliśmy o północy pokaz fajerwerków z całego miasta . 

Zaszalałam i upiekłam ciasto Fabiola z ostatniej książki Luci. O przygodach z ciastem i co z tego wyszło napiszę osobno . Zapewniam ; będziecie mieć nie złą zabawę . Ostatecznie wyszło na to, że Fabiola miała smak babki Pennatone z lidla. Tak przynajmniej orzekła nasza młodzież i jeszcze , że bardzo słodkie . I faktycznie słodkie niemożliwie. Smak mięty z syropu wyczuwalny ale bardzo słabo, raczej nikt nie zauważył , ale o tym wszystkim będzie w osobnym wpisie. 

A od jutra przerwa w świętowaniu, przynajmniej do Dnia Babci i Dziadka. Pora zabierać się do pracy.