Niedawno Lucia podzieliła się z nami obserwacjami modowymi z
chorzowskiej ulicy. Wywiązała się sympatyczna dyskusja na temat co komu wypada
w kwestiach mody i w jakim wieku. Jeśli
o moje miasto chodzi to nie mogę się podpisać pod żadną szaro-burością , bo jej
nie ma. Są za to inne mankamenty; jednostajność w stylu i fakt, ze jak coś
ciekawego się w sklepach pojawi to nosi to pół miasta . W ubiegłym roku takim
„mundurkiem miejskim „ były pikowane kurtki w kolorze limonkowym i czarne
ramoneski z ekoskóry. Sama zresztą mam taką , bo lubię taki styl, a z mojej
prawdziwej skórzanej kurtki , która obecnie liczy lat 41 niestety wyrosłam w
szerz więc sobie taki zamiennik kupiłam dla wygody i żeby wielkich pieniędzy na
to nie wydać , bo dziś taki oryginał to bardzo konkretny wydatek. Zeszłam
jednak z głównego wątku więc pora wracać . Ta nasza dyskusja dała mi do
myślenia . Zaczęłam się zastanawiać jak to jest ze mną i moim najbliższym
otoczeniem. Synowe ubierają się kolorowo i modnie , raczej pod aktualne trendy i to samo dotyczy ich
mężów , o co dziewczyny dbają . I w końcu docenili jakość. Wybierają rzeczy w
dobrym gatunku. Wnukom jest wszystko jedno byle było wygodnie , a wnuczka
eksperymentuje jak każda nastolatka- aktualnie jest na etapie stylu
militarnego. Pewnie zmieni go jeszcze milion razy zanim trafi na ten właściwy dla siebie ale taki przywilej nastolatek. Ważne , że ma swoje zdanie a rodzice jej na to
pozwalają. Jeśli o nas chodzi , to mój
małżonek od wielu lat ubiera się tak samo; dżinsy , kolorowe przeszywane koszule
z odpowiednio dobranym krawatem i tweedowe marynarki . Na jesień i zimę
wełniany płaszcz i kaszkiet lub czapka . Fajnie to razem wygląda i zawsze pasuje, nawet jak z racji zawodu musi
wykonać jakąś pracę fizyczną ( zwykle coś programuje , albo prowadzi rozmowy z
klientami) . Co innego jakieś imprezy ;
wiadomo na te oficjalne klasyka ;
garnitur, koszula z mankietem ze spinkami i te rzeczy. Na koncert , spotkanie
klasowe, czy jakieś spotkanie ze znajomymi to już mój małżonek potrafi się
ubrać całkiem oryginalnie np. w
aksamitną marynarkę . I uwielbia zegarki . Ma ich całą kolekcję , wszystkie w
czworokątnym kształcie . Lubi też ładne spinki do koszul. I nie zdziwicie się
zapewne, że ma wyłącznie z kamieniami szlachetnymi – podobnie jak moja
biżuteria są częścią naszej kolekcji. No przesadziłam , ma jeszcze jedne po dziadku całe
srebrne i jedne , które dostał od chłopaków jak byli jeszcze w szkole , w
kształcie mechanizmu zegarka. Taki trochę styl steam- punkowy. Jeśli o mnie chodzi to może nie ubieram się
jakoś bardzo kolorowo i oryginalnie ale lubię się otaczać kolorami stąd moje
pomysły czasem narwane na wystrój mieszkania . A gdy chodzi o ciuchy to mam jedną zasadę ;
należy się ubrać odpowiednio do okazji , choć nie powiem ; lubię trochę
„pojechane” ciuchy . Mało mam okazji żeby takie nosić , ale czasem sobie
pozwalam. Na pozór prosta biało-szara sukienka z nadrukiem ale w formie panoramy miasta na przykład. Moja szafa
to głównie kolory czarny, czerwony i zielony . Ostatnio bardzo polubiłam też
burgund i morski , ale mam tylko pojedyncze sztuki. Latem wybieram bardziej
kolorowe rzeczy , w podobnej tonacji ale intensywniejsze. Ostatnio zaczęłam się
też przekonywać do kwiatowych wzorków , choć im delikatniejszy i mniej
rzucający się w oczy wzór tym lepiej. Do niedawna nawet na to co wzorzyste nie
spojrzałam. I jak już tu nie raz pisałam
, nie lubię kolorów ponurych ; granatu i beżu oraz mdłych pasteli. W niebieskim
źle wyglądam, to go nie noszę a różu dookoła jest w nadmiarze więc zupełnie do mnie nie
przemawia więc i tego unikam, choć sam w sobie róż nie jest zły zwłaszcza, gdy jest w intensywniejszym
odcieniu. Nie przejmuję się też
odpowiednią dla starszej pani fryzurą . Nosze długie włosy ,na co dzień upinam
w kok z pomocą skórzanej klamry z „ diabelskim” grawerem albo po babcinemu
szpilkami . W weekendy zaplatam warkocz . Sama się z tego żartuję sobie, że nosze
szczurzy ogon ( co bardzo śmieszy moją wnusię) bo długi i cienki. Włosy niestety mocno mi się przerzedziły po
leczeniu sterydami . Nadal nie mam siwych więc i z kolorem nie eksperymentuję ,
bo nie muszę . Kilka razy w życiu pofarbowałam dla zabawy , ale szybko wróciłam
do swojego koloru. Czy to z ubiorem ,
czy fryzurą uważam ,że odpowiednie jest to w czym dobrze się czuję i tyle, a
jak komuś nie odpowiada , to jego problem. Nigdy zresztą nie byłam podatna na
to, co sobie o mnie ktoś myśli, a o wyglądzie zewnętrznym w szczególności. No i
tu mi przyszła na myśl Szwagroska . Jest młodsza ode mnie , żeby nie było.
Ostatnio nawet mój małżonek stwierdził, że się zaniedbała i kreuje się na starą
babę. Umówmy się, wiekowe damy też mogą dobrze wyglądać , ale wiadomo o co chodzi.
O typ starej baby jaki opisała Lucia; szaro-buro-ponury. Kiedy była młodsza
lubiła się stroić i wręcz się tym przechwalała. Mnie jej styl nie imponował ,
bo taki blado- pastelowo- nauczycielski ale przynajmniej nie nijaki. Od dobrych
10 lat jednak zaczęła się ubierać w ponure beże i zwierzęce ciapki . I coraz
więcej beżu. Żeby choć jakiś odcień koniakowy , albo czekoladowy brąz ale nie;
z uporem maniaka wybiera ten najbardziej ponury beż w odcieniu worka po
cemencie . I takie zestawienia beżu z beżem od butów po berety . Ostatnio
oburzyła się , że w czasie wyjazdu na weekend , na plaży widziała kobiety w jej
wieku ubrane w dwuczęściowe stroje kąpielowe i jak to nie wypada z „dupskiem „
na wierzchu chodzić w tym wieku i jak to fatalnie i nieestetycznie wygląda.
Roześmiałam się i mówię , że też powinna taki włożyć i pójść na plażę, bo to
przecież normalne, że luzie się starzeją a za tym idzie wygląd . Mało mnie nie zabiła wzrokiem, po czym
zrobiła mi wykład o skromności . No cóż .Niech tam sobie robi jak uważa. Już
dawno zauważyłam ,że w jej przypadku ta szaro-burość to stan umysłu. Ostatnio
nawet nie stara się o siebie zadbać , ani makijażu ( ja też z tym nie
przesadzam ,ale jednak lekko się maluję na co dzień ) ani fryzury ani odrobiny
perfum. Taka szara mysz się z niej zrobiła, bo jest stara jak twierdzi więc po
co. I jak na polską, starszą panią przystało, krytykuje innych i narzeka na wszystko i wszystkich – a jakże. Pewna moja przyjaciółka jeśli chodzi o ubiór
to też preferuje beże i oliwki ( to ta, co oburza się , że noszę czerń) i od zawsze była takim trochę nadmiernie
poukładanym „sztywniakiem” z zakodowanym to wypada a tamto nie wypada, ale jak
porównam je obie ,to jak ogień z wodą . Przyjaciółka nigdy na nic nie narzeka,
nie krytykuje nikogo za to ,że ma inne podejście do świata i ma do siebie
wielki dystans. Czasem też potrafi zaszaleć z kolorami i wkłada neonową
sukienkę a jej jeszcze bardziej „sztywniacki” mąż bermudy w kolorowe kwiatki i
nie przejmują się ani wiekiem , ani tym co kto o nich pomyślał. Zdecydowanie
wszystko przemawia za tym ,że szaro-burość to sprawa tego co mamy w głowie .
Lucia poruszyła jeszcze jeden aspekt wyglądu. Otyłość . Tu akurat to ewidentne
zaniedbania i lenistwo . Nie wszyscy , bo często jest to wynik schorzeń,
przyjmowanie leków itd. Nie chce uogólniać . Nie mniej z tego co zaobserwowałam
, dzieci od najmłodszych lat są karmione fastfoodami, czipsami ,nadmiarem
słodyczy a do picia dostają słodkie napoje. Musi się to odbić na wyglądzie. I
tu wychodzi lenistwo rodziców. Sami żywią się gotowymi daniami , wysoko przetworzoną
żywnością , bo przecież po co gotować . Takiego gotowca wystarczy odgrzać. I
generalnie jako społeczeństwo jemy za dużo . Wystarczy popatrzeć co ludzie
kładą do koszyków w marketach . Nie wielu jest też takich , którzy chcą się
ruszać , spacerować , biegać czy uprawiać inny sport. Ja sobie żartuję , że
uprawiają skoki – palcem po pilocie. Z tego co czytam to dzieci są masowo zwalniane z wf-u , bo się zmęczą,
zgrzeją albo wręcz dlatego, że syn czy córka nie lubi ćwiczyć. Na sylwetkę 5xl ciężko znaleźć dobrze leżący
ciuch więc i to ma wpływ. A że pewne stereotypy wciąż funkcjonują to takie
osoby wybierają adekwatne ubrania; bure i workowate. I mamy co mamy . A sytuacja ogólna nie jest optymistyczna więc i uśmiechu brakuje. No i wychodzi nam z tego styl szaro-buro-ponury.