babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 16 października 2021

16.10.2021 Opowieści na sobotni wieczór - kamienie żyją - starożytny

  Nie mamy go w naszej kolekcji . Jeszcze nie , kiedyś pomyślimy i o nim. Dziś opowiem o turkusie.  Chemicznie jest uwodnionym fosforanem glinu i miedzi o średniej twardości, bo 6 w skali Mohsa , barwy niebieskiej lub zielonkawej, czasem z brązowymi plamkami. Za cenniejszy uchodzi ten niebieski , nie wszędzie jednak , bo w krajach arabskich wyżej ceniony jest ten o barwie zielonkawej. Znany już od starożytności . Spotykany w starożytnym Egipcie, znany w Rzymie i Grecji, znajdywany w grobowcach Azteków w Meksyku.  W wielu miejscach na świecie uchodził, za potężny amulet . S iedem i pół tysiąca lat temu Egipcjanie rzeźbili z niego skarabeusze czczone jako symbol wschodzącego słońca i sił witalnych. Wiele ludów łączy turkus z porankiem , kiedy na niebie pojawia się błękit . Ludy wschodnie kamień ten porównywały z niebem i nazywały kamieniami pogody. Barwa błękitna ma moc dawania ukojenia ii uspokajania , przynosi poczucie tęsknoty za światem pozbawionym wszelkiego zła . Kamienie o barwie niebieskiej zawsze łączono z niebem .  W średniowieczu wiele kamieni o barwie błękitu uważano za takie, które mają związki z niebem ale turkus zajmowała wyjątkową pozycję wśród pozostałych ; uchodził za największego przyjaciela człowieka . Od zawsze znany był z tego, że wywierał dobry, ochronny wpływ na człowieka; koił nerwy , przynosił pogodę umysłu , obdarzał siłą psychiczną , chronił przed czarami i złymi duchami , a nawet zapobiegał skutkom upadku z dużych wysokości. Jest tęż kamieniem jeźdźców ; miał ich chronić od nieszczęśliwych wypadków , dawała "zimną krew" i orientację w niebezpiecznych sytuacjach . Turkus leczył też oczy i miał moc zapewnienia rodzinnego szczęścia . Ludziom którzy noszą go z miłością zapewniał dobrobyt i stabilną sytuację materialną .  od wieków wiadomo było, że kamień ten żyje życiem swojego właściciela . To zresztą łatwo zaobserwować .  Gdy właścicielowi źle się powodzi, jest chory lub zagraża mu niebezpieczeństwo kamień zmienia barwę .  Turkus zawsze uznawany był za potężny amulet. Turcy ryli na nim sury Koranu i wykorzystywano jako broń przeciw złemu losowi i atakom wrogów , nosili te amulety przypięte do turbanów w otoczeniu 3 wyjątkowej piękności pereł . W Europie  , również u nas zdobiono nim rękojeści mieczy i szabel , pasy i guzy od kontuszy.  Łagodny z pozoru kamień miał ściągać na siebie niebezpieczeństwo, które groziło jego właścicielowi . Idący na wojnę dawali swym wybrankom turkusowe serca wierząc , że gdy będą nosić ten klejnot ich uczucia pozostaną czyste i niezmienne . Kamień ten jednak ma pewną właściwość ; studzi miłosne zapały. Nie do końca więc ich intencje były czyste . 

Tak się złożyło, że nie posiadamy w swoich zbiorach turkusu . Właściwie nie wiem dlaczego . Może dlatego, że jest dość powszechnie występującym , może żaden nie przyciągnął nas jeszcze swoją energią lub pięknem ...  Po części pewnie dlatego, że obawialiśmy się trafimy na podróbkę .  A tak, podróbkę . Nie wiadomo dlaczego jest nagminnie podrabiany .  łatwo to jednak sprawdzić , choć w praktyce może sprawić trochę kłopotu. Wystarczy potrzymać przez chwilkę nad płomieniem zapalniczki. Tuskus znosi bardzo wysoką temperaturę. Podróbki nie.  Niestety ,jako, że nie posiadam własnych artefaktów  (dawno temu miałam maleńskie srebrne kolczyki z turkusowymi oczkami , ale podarowałam je wnusi ) , dla celów prezentacji posłużę się zdjęciami z sieci . 




 

piątek, 15 października 2021

15.10.2021 Sprawy babusine

 Coś zaczyna się dziać w firmie i dobrze, bo już mnie ten marazm do szewskiej pasji doprowadzał. Może jakoś w miarę się ten rok skończy .

A propos konca roku to zdziwiłam się , że to już tak blisko. Tak mi ten czas przeleciał , że dopiero dziś dotarło do mnie, że za  10 dni urodziny najmłodszego wnuczka ,za 2 tygodnie  Wszystkich Świętych, za 18 dni  40-te urodziny starszego syna , potem kolejne imieniny, urodziny wnuczki i do świąt zostanie miesiąc. Sezon imprezowy znów się zaczyna .  

Zaczęłam robótkowanie , młodsza synowa poprosiła o zrobienie mitenek . No to robię . Na poniedziałek będą gotowe. A potem czeka mnie zadanie babciowe . Wnusia poprosiła o wielkiego , szydełkowego grzyba. Takiego na pół metra co najmniej . No i babcia ma teraz zgryz , co z tym począć i jak się do niego zabrać. Małe to już robiłam ale taki ?  W każdym razie spróbuję . 

Jutro koniec sezonu na działkach, sczytywanie liczników i  zakręcanie wody .  Musimy się tam udać . Na razie mamy wszystko zrobione na ten rok. . Na wiosnę ruszamy z budową altany więc teraz trochę przerwy na przygotowania . 

Wczoraj pogoniłam gościa z infolinii , który chciał wcisnąć jakiś cudowny preparat matce. Na szczęście miała lepszy dzień i zamiast z nim gadać dała mi telefon , bo zadzwonił tuż przed moim wejściem do domu a matka otworzyła mi trzymając słuchawkę przy uchu . No do czego to podobne . "Objechałam" gościa ,od oszustów i takich co żerują na starszych osobach.  Zwykle tego nie robię ,mówie, że nie jestem zainteresowana  ale gość był arogancki  i obrażony, że się pytam co za preparat i do czego mu dane osobowe.  Jak by na to nie spojrzeć i tak miałam rację . Tacy jak on wykorzystują naiwność starych ludzi.

Wieczorne spacerki nieco skróciliśmy z powodu deszczu. . 

czwartek, 14 października 2021

14.10.2021 Pamiętacie swoich belfrów ?

 Ja pamiętam , pamiętam niemal wszystkich . Dziś po wielu latach mogę śmiało powiedzieć ,że miałam szczęście . Wszyscy , których spotkałam na swojej szkolnej drodze byli wspaniali. Takich dziś już się nie spotyka . Każdy z nich był pasjonatem, każdy kochał młodzież i to co robił, każdy czymś się wyróżniał . Wszyscy posiadali ogromną wiedzę i rzadką dziś umiejętność przekazywania jej dzieciom i młodzieży i co najważniejsze wszyscy umieli rozbudzić w młodych ludziach ciekawość świata i pasję do zdobywania wiedzy . Nie brakowało wśród nich ekscentryków , żeby nie powiedzieć dziwaków , mieli też swoje wady jak każdy, wielu było bardzo wymagających , co nam młodym ludziom nie bardzo się podobało, nawet wzbudzało w nas strach ale po latach to rozumiem i wiem, że również miało swoją wagę w kształtowaniu młodego pokolenia.  Wielu z nich już nie żyje [‘] , ale wciąż są legendami szkół , w których nauczali, a kilku wpisało się nawet w legendę miasta .

Licząc od najmłodszych ; moja pierwsza Pani . Miała piękne , staroświeckie imię Florentyna i była  przemiłą , ciepłą osobą . To ona uczyła nas stawiać pierwsze literki i zadawała pierwsze czytanki. Mnie co prawda nie musiała , bo idąc do klasy I umiałam już bardzo dobrze czytać i pisać , ale przecież nauka w szkole to zupełnie inna sprawa , zdanie Pani było święte. Jej mąż w naszej szkole uczył wf -u i muzyki . W szkole mieliśmy świetnie wyposażoną salę muzyczną i działał uczniowski chór pod jego dyrygenturą . Zaskakujące trochę połączenie muzyka i sport, ale sprawdzało się. Nazywaliśmy go „Palaj” od gry w palanta , która była jego ulubioną grą zespołową , bo często na lekcjach wf pozwalał nam na rozgrywki.  Do mojej klasy chodził ich syn , niepełnosprawny , po przebytym polio. Mieli jeszcze o rok starszą córkę . Kilka lat później , gdy kończyłam lo ,całą ich rodzinę spotkał jednak smutny los, po kolei ginęli w tragicznych okolicznościach .     W podstawówce miałam jeszcze kilkoro ulubionych belfrów; „Zosię” ,panią od geografii – starszą już nieco , po przedwojennym seminarium nauczycielskim. Była niezamężna, bo zgodnie z ówczesnym kanonem wybierała nie zawód a powołanie , co znaczyło, że chcąc się poświęcić nauczaniu nie mogła zajmować się rodziną . Była chodzącym dobrym przykładem , zawsze nienagannie ubrana , w delikatnym makijażu i wyczyszczonych butach – nawet jak było błoto i padał śnieg z deszczem , bardzo wymagająca , ale też oddana uczniom. Jeśli widziała, że któreś dziecko sobie nie radzi z nauką , zabierała je do świetlicy po lekcjach i douczała, pomagała w odrabianiu lekcji , nawet jeśli było trzeba uczyła prawidłowo jeść nożem i widelcem.  Obie nauczycielki od języka polskiego. Pierwsza z nich ,groźna pani W ( nie miała ksywki), choć na jednej lekcji potrafiła ucznia wyzwać od osłów, postawić dwie 2 i wyrzucić za drzwi , za chwilę na tej samej lekcji temu samemu , za coś innego stawiała 5-ki , pochwaliła samodzielnie napisany wiersz albo prowadzenie pamiętnika i ładne pismo . Była trochę szalona , ale nikt tak jak ona nie umiał zachęcić do czytania, pisania własnych wierszy czy opowiadań i prowadzenia pamiętników. To jej zawdzięczam  umiejętność  posługiwania się słowem i systematyczność  w pisaniu pamiętników i pisaniu w ogóle.  Na ostatni rok nauki w podstawówce , na skutek eksperymentu edukacyjnego przeniesiono mnie do innej klasy wraz z kilkoma innymi uczniami. Panią W zastąpiła delikatna i spokojna pani M. I to ona sprawiła , że język polski dla nas uczniów stal się wspaniałą podróżą wyobraźni . Zadawane tematy nigdy nie były oczywiste , wymagały od nas oprócz wiedzy również fantazji, jakiegoś głębszego myślenia , widzenia świata w sposób nie zawsze realistyczny. Nie było to proste ,zwłaszcza dla ścisłych umysłów , ale jakże rozwijało!  Miałam też wspaniałych historyków .  Jeden każdy temat potrafił przedstawić tak, że nawet ten najbardziej nudny wciągał jak najlepszy triller . To od niego wiem ,że historia jest nauką ścisłą . Po zmianie klasy, historii uczył nas starszy pan , o którym już po kilku lekcjach mówiliśmy „nasz kochany pan K.” autor książek naukowych o historii mojego miasta i Wielkopolski , przynosił na lekcje różne ciekawe artefakty ; hełmy żołnierskie , oznaki z Powstania Wielkopolskiego , dokumenty ( pewnie ze swoich zbiorów – tego nie wiem) i urządzał konkursy na znajomość dat i zdarzeń. Kontakt z nim mieliśmy jeszcze długo po skończeniu nauki. Było ich jeszcze wielu… Wspaniałych…

W LO,  to już zupełnie coś innego , znacznie wyższe  wymagania i inny zakres wiedzy, podział na profile i więcej godzin .  Klasom profilowanym przydzielano tych najlepszych z grona profesorskiego , ale co za tym idzie  tych najbardziej wymagających . Jako uczennica klasy o profilu humanistycznym trafiłam pod skrzydła takich właśnie ; wymagających pasjonatów. Moim wychowawcą był polonista – prawdziwy maniak literatury . O pisarzach nie mówił inaczej jak pan Mickiewicz, pani Orzeszkowa , nigdy nie pytał a tylko prowokował dyskusje o zagadnieniach literackich i nie było na niego sposobu ; znał każde opracowanie naukowe , łącznie z wydaniem i poprawkami . Jeśli ktoś pisząc wypracowanie podparł się czymś takim natychmiast mu to wytknął podając tytuł, autora, rok wydania i stronę . Trzeba było pisać po swojemu , używać swoich argumentów i pilnować ,żeby było to spójne i logiczne. Poza tym jako wychowawca lubił z nami rozmawiać na inne tematy, urządzaliśmy sobie z nim z różnych okazji zrzutkowe herbatki z pączkami , kiedyś zaprosił nas nawet na piwo , a tuż przed maturami dał się nawet poczęstować herbatką z rumem . Co w tamtym czasie było w szkole poważnym przestępstwem .

Historyk „Uszatek”   zapisał się nie tylko w naszym LO , ale też w mieście . Był prawdziwym ekscentrykiem , ale o nim napiszę osobno , bo to postać nietuzinkowa . Miałam u niego przechlapane jako pasjonatka historii; jako ta co się tym interesuje musiałam umieć więcej niż moi koledzy i długo poza 4 nie wyszłam. Docenił mnie dopiero , kiedy na lekcję przyniosłam książkę , której nie znał . Wyszło, że na tę jedną lekcję uczennica przerosła mistrza ale od tego czasu miałam już z historii piątki.

O profesorach z LO mogłabym pisać jeszcze długo i obszernie . Wszyscy byli niesamowici . Wielkie osobowości , które wywierają wpływ na innych nawet specjalnie się o to nie starając . Niezapomniani.  Na koniec jeszcze wspomnę o dyrektorze LO, groźnym z samego faktu , że pełnił ten urząd. Kiedy pobierałam nauki jakoś nie mogłam go polubić , choć nawet nie miałam z nim do czynienia , ledwie kilka razy miał u nas zastępstwo . Jego styl , klasę i niekłamaną sympatie do młodzieży doceniłam dopiero na maturze.  Na pozór groźny , nie jednego ucznia potrafił do porządku ostro przywołać , nie jeden zebrał od niego „po łbie” dosłownie – potrafił przyłożyć za palenie papierosów , ale za parę minut już nie pamiętał , że uczeń narozrabiał. Nigdy się na nikim nie mścił za szkolne przestępstwa. Nam uczniom klasy humanistycznej podrzucił na maturze zadania z matematyki . Na skutek pomyłki kuratorium ,do rozwiązania dostaliśmy te, przeznaczone dla profilu matematyczno-fizycznego a oni nasze. Nie dało się tego odkręcić , a że pewnych tematów nawet nie przerabialiśmy , „Benny” , żeby nie było kompletnej klapy podrzucił nam wyprowadzone wzory do zada ń , które nasz profil obejmowały .  Tak poza tym , mieszkał na terenie szkoły. Gdy widzieliśmy go w szortach i podkoszulce wiadomo było, że ma dobry humor . Imieniny Bennego, które przypadały w pierwszy dzień wiosny były szkolnym świętem. W tym dniu nie wolno było stawiać uczniom dwój i respektowały to nawet matematyczna "Luta" i obie chemiczki – wszystkie trzy były prawdziwym postrachem uczniów. Z czasem dzień jego imienin przekształcił się w :”Dzień Młodzieży” – długo kultywowany w szkole .

Najlepsze życzenia dla Was Belferki i Belfrowie . Nie dajcie się Waszemu ministrowi, który mnie, kojarzy się z pruskim terrorem jaki niegdyś dotknął  Dzieci z mojego miasta  

 

środa, 13 października 2021

13.10.2021 Skrajna nieodpowiedzialność

 Idę sobie dziś na pocztę , drogę skróciłam sobie przez podwórko , koło zakładu szewskiego , mijam dwoje ludzi rozmawiających ze sobą i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie temat rozmowy . Kobieta ( tu muszę uczciwie przyznać ,że w masce na twarzy) opowiada gościowi , że nie ma węchu ani smaku, strasznie ją dusi przy oddychaniu i kaszle . Więcej nie usłyszałam , bo ich minęłam . Stali od siebie nie dalej jak pół metra . Kompletna niefrasobliwość i brak odpowiedzialności. Jak można z klasycznymi objawami covidu szwendać się po mieście , w środku dnia? Co ci ludzie mają w głowach ? 

A poza tym dzień w miarę normalny , w pracy . Telefon matki uratowany , po naładowaniu i ponownym uruchomieniu zadziałał, co nie zmienia faktu, że jej nie pasuje i jest do niczego... Ale to żadna nowość. 

Wnusię przywiozłam ze szkoły  a po powrocie do domu dokończyłam zupkę dyniową . Była zachwycona, że pamiętałam , że lubi i że zrobiłam jak poprosiła. Pooglądaliśmy razem film , poszliśmy na długi spacer a w trakcie jak szykowałyśmy kolację dojechali po nią rodzice . Z dziadkiem podyskutowała sobie o filmach . Ostatnio bardzo się zainteresowała filmami , na razie fantazy i o superbohaterach ( i trudno o coś innego, ma dopiero niecałe 12 lat) , wie co nowego będzie kręcone   , kto w jakich rolach i zna treść .  Dorośleje nam wnusia , księżniczki i  domki dla lalek odchodzą do przeszłości. 

Znów kupiłam nowy numer "Mojego Mieszkania" .  Remontów nie planuję na razie , bo dopiero co zakończyliśmy, więc w sumie mi nawet nie potrzebne , ale jakoś polubiłam to pisemko i nie potrafię z niego zrezygnować. No i do robótek mnie ciągnie . Dawno nic nie zmajstrowałam . 

wtorek, 12 października 2021

12.10.2021 Sprawy babusine

 Dzień mi się słabo zaczął , od awantury z matką . Nie wiem co zrobiła, ale załatwiła drugi telefon. Specjalnie, żeby mi udowodnić, że ma rację i że telefon nie działa . Sprawdziłam , załącza się , ale nie reagował na żadne próby dzwonienia . Włączyłam na ładowanie , zobaczę jutro co z tego wyniknie.  Uparła się , że ona sobie kupi , a potem zaczęła marudzić, że nie chcieli jej sprzedać , bo ma pokazać umowę. Nie wiem czy to prawda i skąd jej to przyszło do głowy , ale umowę miała na stole . Dałam sobie spokój . Nie dogadam się , nie słucha co do niej mówię , to trudno. 

W pracy coś się dzieje , ale dość niemrawo  . Dawno tak nie było. I wciąż problemy z dostawami.  Nie za ciekawie się zapowiada końcówka roku. 

Tak poza tym jutro po południu mam wnusię . Zażyczyła sobie zupkę dyniową .  Zrobię , zwłaszcza , że i my ją lubimy . Już sobie nawet dynię ugotowałam z odrobiną marchewki i świeżym imbirem . Jutro tylko dodam resztę składników , zblenduję i  doprawię . To zajmie tylko chwilę . 

Paliwo już po 6zł z groszem . 


poniedziałek, 11 października 2021

11.10.2021 To i tamto

 właściwie nic specjalnego. Nowy tydzień się zaczął nic nie lepszy jak minione ; przynajmniej na to się zanosi. Trudno , przetrzymamy .  Pogoda jesienna jak na październik przystało. Pierwsze drapanie szyb w aucie zaliczone . Dziś jeszcze takie z umiarem . Jesienny przymrozek dał się we znaki . Rano było -1,5 na termometrze . Uszykowałam sobie jesienny kapelusik , chociaż jeszcze go nie włożyłam ale pewnie na dniach się przyda.  A w biurze włączyliśmy ogrzewanie .

Jak wspomniałam wczoraj , upiekłam dyniowe ciasto. Nie do końca wiem co z tego wyszło; baka dyniowa czy może chleb? A może raczej cos pomiędzy. Nie ukrywam , przepis z sieci ale ja jak  zwykle po swojemu . 

Słodki chlebek dyniowy z cynamonem –  przepis oryginalny z moimi uwagami  ( aha, zmniejszyłam nieco porcję , tak o 1/3) 

  • 350 g mąki pszennej chlebowej - cokolwiek to jest , nie znalazłam w naszych sklepach , użyłam mąki pszennej razowej 
  • 10 g drożdży suchych lub 20 g drożdży świeżych - ja użyłam świeżych 
  • 150 ml mleka
  • 180 g puree z dyni* (około 3/4 szklanki) - po prostu ugotowałam do miękkości z dodatkiem soli , odcedziłam i potraktowałam blenderem , ale  jak komuś się nie chce to można kupić gotowe z marketu
  • świeżo otarta skórka z połowy pomarańczy
  • 60 g drobnego cukru do wypieków
  • cynamon - ja użyłam pół łyżeczki
  • pół łyżeczki soli
  • 30 g masła

Dodatkowo:

  • 1 jajko roztrzepane z 2 łyżkami mleka, do posmarowania - nie zastosowałam , skórka i tak wyszła chrupiąca tyle, że nie błyszczała

Mąkę pszenną wymieszać z suchymi drożdżami lub zrobić zaczyn jak na placek drożdżowy . Dodać resztę składników i wyrobić, pod koniec dodając roztopiony tłuszcz. Wyrobić ciasto, odpowiednio długo, by było miękkie i elastyczne. Uformować z niego kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, odstawić w ciepłe miejsce, przykryte ręczniczkiem kuchennym, do podwojenia objętości (teoretycznie zajmie to około 1,5 godziny ale mam na to swój patent - nagrzewam piekarnik do 70-80 stopni i wstawiam ciasto , zwykle po 15 minutach jest już wyrośnięte jak należy). Po tym czasie ciasto rozwałkować na prostokąt o długości Waszej keksówki (aby rolada drożdżowa mogła się do niej swobodnie zmieścić), delikatnie podsypując mąką stolnicę i wałek, by ciasto się nie kleiło. Cukier zmieszać z cynamonem .Przygotowany prostokąt posypać cynamonowym cukrem. Następnie zwinąć ściśle wzdłuż dłuższego boku, do otrzymania rolady. Ułożyć je w keksówce o wymiarach 23-25 x 11 cm wysmarowanej uprzednio masłem i oprószonej mąką pszenną , ( te wymiary to powiedzmy, że umowne , nie mierzyłam, do upieczenia użyłam takiej z folii aluminiowej, jednorazówki). Przykryć ręczniczkiem kuchennym, odstawić na około 30 minut do ponownego wyrośnięcia (jak wyżej). Po wyrośnięciu a przed samym pieczeniem chlebek posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem.

 Piec około 25 minut  w 180 stopniach. Wyjąć, przestudzić. No a potem to już można się objadać . Zapewniam , że choć trochę jak na mój gust za słodkie , to i tak pyszne . A już z miodkiem z kwiatów z mniszka , który produkuje moja Przyjaciółka z Kaszub i mnie tym smakołykiem obdarowała to już palce lizać po prostu.  A Wygląda tak :




niedziela, 10 października 2021

10.10.2021 Ja zostaję

 w UE oczywiście . Jestem jak najbardziej za  , bo tylko w UE mamy jakąś perspektywę .  Ale to oczywiste i wie o tym każdy ,kto ma choć odrobinkę oleju w głowie. 

Nie da się ukryć ; jesień w całej okazałości . Dziś rano na trawie osiadł szron , a termometr wskazywał  +2 stopnie. Przeprosiłam szal i mitenki. Szal raczej noszę dla ozdoby niż z potrzeby , ale dłonie mi marzną więc bez mitenek byłoby nie miło.  Wczoraj i dziś zrobiłam sobie zupełny luz. Odpuściłam sobie weekendowe zajęcia , a dokładniej to ograniczyłam je do najbardziej niezbędnych zakupy ,przepierki, jedzonko, poukładałam też w szafie z ciuchami; wreszcie te letnie trafiły na górne półki , a cieplejsze w zasięg rąk.To i owo do kontenera . No i tyle. Nie specjalnie chciało mi się coś robić . Dzisiaj też nie za dużo. Poszyłam tylko rozprute spodnie i obszyłam obrus w jabłuszka.. Wszystko razem zajęło mi góra pół godziny . I trwonię czas na oglądaniu tv, słuchaniu muzy i takich tam. Ale potrzeba mi czasem takiego obijania się . Odpoczywa przede wszystkim głowa. I   Upiekłam ciasto dyniowe , coś w rodzaju chlebka, chociaż na słodko. Wyszedł pyszny i chyba będę go piec częściej.  Przepis wrzucę przy czasie i fotkę też , bo zrobiłam.  I wreszcie spokojnie przesłuchałam najnowsze nabytki CD.