Ja pamiętam , pamiętam niemal wszystkich . Dziś po wielu latach mogę śmiało powiedzieć ,że miałam szczęście . Wszyscy , których spotkałam na swojej szkolnej drodze byli wspaniali. Takich dziś już się nie spotyka . Każdy z nich był pasjonatem, każdy kochał młodzież i to co robił, każdy czymś się wyróżniał . Wszyscy posiadali ogromną wiedzę i rzadką dziś umiejętność przekazywania jej dzieciom i młodzieży i co najważniejsze wszyscy umieli rozbudzić w młodych ludziach ciekawość świata i pasję do zdobywania wiedzy . Nie brakowało wśród nich ekscentryków , żeby nie powiedzieć dziwaków , mieli też swoje wady jak każdy, wielu było bardzo wymagających , co nam młodym ludziom nie bardzo się podobało, nawet wzbudzało w nas strach ale po latach to rozumiem i wiem, że również miało swoją wagę w kształtowaniu młodego pokolenia. Wielu z nich już nie żyje [‘] , ale wciąż są legendami szkół , w których nauczali, a kilku wpisało się nawet w legendę miasta .
Licząc od najmłodszych ; moja pierwsza Pani . Miała piękne ,
staroświeckie imię Florentyna i była
przemiłą , ciepłą osobą . To ona uczyła nas stawiać pierwsze literki i
zadawała pierwsze czytanki. Mnie co prawda nie musiała , bo idąc do klasy I
umiałam już bardzo dobrze czytać i pisać , ale przecież nauka w szkole to
zupełnie inna sprawa , zdanie Pani było święte. Jej mąż w naszej szkole uczył wf -u i muzyki . W szkole
mieliśmy świetnie wyposażoną salę muzyczną i działał uczniowski chór pod jego
dyrygenturą . Zaskakujące trochę połączenie muzyka i sport, ale sprawdzało się.
Nazywaliśmy go „Palaj” od gry w palanta , która była jego ulubioną grą
zespołową , bo często na lekcjach wf pozwalał nam na rozgrywki. Do mojej klasy chodził ich syn ,
niepełnosprawny , po przebytym polio. Mieli jeszcze o rok starszą córkę . Kilka
lat później , gdy kończyłam lo ,całą ich rodzinę spotkał jednak smutny los, po
kolei ginęli w tragicznych okolicznościach . W
podstawówce miałam jeszcze kilkoro ulubionych belfrów; „Zosię” ,panią od
geografii – starszą już nieco , po przedwojennym seminarium nauczycielskim. Była
niezamężna, bo zgodnie z ówczesnym kanonem wybierała nie zawód a powołanie , co znaczyło, że chcąc się poświęcić nauczaniu nie mogła zajmować się rodziną .
Była chodzącym dobrym przykładem , zawsze nienagannie ubrana , w delikatnym
makijażu i wyczyszczonych butach – nawet jak było błoto i padał śnieg z
deszczem , bardzo wymagająca , ale też oddana uczniom. Jeśli widziała, że
któreś dziecko sobie nie radzi z nauką , zabierała je do świetlicy po lekcjach
i douczała, pomagała w odrabianiu lekcji , nawet jeśli było trzeba uczyła prawidłowo jeść nożem i
widelcem. Obie nauczycielki od języka
polskiego. Pierwsza z nich ,groźna pani W ( nie miała ksywki), choć na jednej
lekcji potrafiła ucznia wyzwać od osłów, postawić dwie 2 i wyrzucić za drzwi ,
za chwilę na tej samej lekcji temu samemu , za coś innego stawiała 5-ki , pochwaliła samodzielnie
napisany wiersz albo prowadzenie pamiętnika i ładne pismo . Była trochę szalona
, ale nikt tak jak ona nie umiał zachęcić do czytania, pisania własnych wierszy
czy opowiadań i prowadzenia pamiętników. To jej zawdzięczam umiejętność posługiwania się słowem i systematyczność w pisaniu pamiętników i pisaniu w ogóle. Na ostatni rok nauki w podstawówce , na
skutek eksperymentu edukacyjnego przeniesiono mnie do innej klasy wraz z
kilkoma innymi uczniami. Panią W zastąpiła delikatna i spokojna pani M. I to
ona sprawiła , że język polski dla nas uczniów stal się wspaniałą podróżą
wyobraźni . Zadawane tematy nigdy nie były oczywiste , wymagały od nas oprócz
wiedzy również fantazji, jakiegoś głębszego myślenia , widzenia świata w sposób
nie zawsze realistyczny. Nie było to proste ,zwłaszcza dla ścisłych umysłów ,
ale jakże rozwijało! Miałam też
wspaniałych historyków . Jeden każdy
temat potrafił przedstawić tak, że nawet ten najbardziej nudny wciągał jak
najlepszy triller . To od niego wiem ,że historia jest nauką ścisłą . Po
zmianie klasy, historii uczył nas starszy pan , o którym już po kilku lekcjach
mówiliśmy „nasz kochany pan K.” autor książek naukowych o historii mojego
miasta i Wielkopolski , przynosił na lekcje różne ciekawe artefakty ; hełmy
żołnierskie , oznaki z Powstania Wielkopolskiego , dokumenty ( pewnie ze swoich
zbiorów – tego nie wiem) i urządzał konkursy na znajomość dat i zdarzeń.
Kontakt z nim mieliśmy jeszcze długo po skończeniu nauki. Było ich jeszcze
wielu… Wspaniałych…
W LO, to już zupełnie
coś innego , znacznie wyższe wymagania i
inny zakres wiedzy, podział na profile i więcej godzin . Klasom profilowanym przydzielano tych
najlepszych z grona profesorskiego , ale co za tym idzie tych najbardziej wymagających . Jako
uczennica klasy o profilu humanistycznym trafiłam pod skrzydła takich właśnie
; wymagających pasjonatów. Moim wychowawcą był polonista – prawdziwy maniak
literatury . O pisarzach nie mówił inaczej jak pan Mickiewicz,
pani Orzeszkowa , nigdy nie pytał a tylko prowokował dyskusje o zagadnieniach
literackich i nie było na niego sposobu ; znał każde opracowanie naukowe ,
łącznie z wydaniem i poprawkami . Jeśli ktoś pisząc wypracowanie podparł się
czymś takim natychmiast mu to wytknął podając tytuł, autora, rok wydania i
stronę . Trzeba było pisać po swojemu , używać swoich argumentów i pilnować
,żeby było to spójne i logiczne. Poza tym jako wychowawca lubił z nami
rozmawiać na inne tematy, urządzaliśmy sobie z nim z różnych okazji zrzutkowe
herbatki z pączkami , kiedyś zaprosił nas nawet na piwo , a tuż przed maturami
dał się nawet poczęstować herbatką z rumem . Co w tamtym czasie było w szkole
poważnym przestępstwem .
Historyk „Uszatek”
zapisał się nie tylko w naszym LO , ale też w mieście . Był prawdziwym
ekscentrykiem , ale o nim napiszę osobno , bo to postać nietuzinkowa . Miałam u
niego przechlapane jako pasjonatka historii; jako ta co się tym interesuje
musiałam umieć więcej niż moi koledzy i długo poza 4 nie wyszłam. Docenił mnie
dopiero , kiedy na lekcję przyniosłam książkę , której nie znał . Wyszło, że na
tę jedną lekcję uczennica przerosła mistrza ale od tego czasu miałam już z
historii piątki.
O profesorach z LO mogłabym pisać jeszcze długo i obszernie . Wszyscy
byli niesamowici . Wielkie osobowości , które wywierają wpływ na innych nawet
specjalnie się o to nie starając . Niezapomniani. Na koniec jeszcze wspomnę o dyrektorze LO,
groźnym z samego faktu , że pełnił ten urząd. Kiedy pobierałam nauki jakoś nie
mogłam go polubić , choć nawet nie miałam z nim do czynienia , ledwie kilka
razy miał u nas zastępstwo . Jego styl , klasę i niekłamaną sympatie do
młodzieży doceniłam dopiero na maturze.
Na pozór groźny , nie jednego ucznia potrafił do porządku ostro
przywołać , nie jeden zebrał od niego „po łbie” dosłownie – potrafił przyłożyć
za palenie papierosów , ale za parę minut już nie pamiętał , że uczeń
narozrabiał. Nigdy się na nikim nie mścił za szkolne przestępstwa. Nam uczniom
klasy humanistycznej podrzucił na maturze zadania z matematyki . Na skutek
pomyłki kuratorium ,do rozwiązania dostaliśmy te, przeznaczone dla profilu
matematyczno-fizycznego a oni nasze. Nie dało się tego odkręcić , a że pewnych
tematów nawet nie przerabialiśmy , „Benny” , żeby nie było kompletnej klapy
podrzucił nam wyprowadzone wzory do zada ń
, które nasz profil obejmowały . Tak
poza tym , mieszkał na terenie szkoły. Gdy widzieliśmy go w szortach i
podkoszulce wiadomo było, że ma dobry humor . Imieniny Bennego, które
przypadały w pierwszy dzień wiosny były szkolnym świętem. W tym dniu nie wolno
było stawiać uczniom dwój i respektowały to nawet matematyczna "Luta" i obie
chemiczki – wszystkie trzy były prawdziwym postrachem uczniów. Z czasem dzień
jego imienin przekształcił się w :”Dzień Młodzieży” – długo kultywowany w
szkole .
O większości Nauczycieli mam dobre wspomnienia! O Rodzicach - Nauczycielach też! Dobrze, że nie doczekali dzisiejszego ministra oświaty!
OdpowiedzUsuńDobrze tak powspominać a jeszcze jak wspomnienia dobre to już całkiem miło się robi.
UsuńJa w moich wspomnieniach też wspominam moich nauczycieli. Też byli to i pasjonaci i oryginałowie.
OdpowiedzUsuńTwoje wspomnienia przeczytałam z wielką frajdą. Buziaki
Dzięki. Ciekawe jak nasze dzieci i wnuki będą wspominać swoich .
UsuńHaniu
OdpowiedzUsuńAle masz wspaniałe wspomnienia z tzw. szkolnej ławy i doskonałą pamięć, ale zwykle pamięta się tych bardzo dobrych i tych szczególnie "nieciekawych", miałaś szczęście do tych pierwszych, przeciętni zostają w mrokach historii. Ja jestem "ciut" starsza i dobrze pamiętam swoją pierwszą Panią dobrą, ciepłą i dopiero z liceum jednych bardziej drugich mniej, ale to było tak dawno temu. Większość z nich a może wszyscy są już w innym świecie. Niech odpoczywają w pokoju.
Ale się zrobiło wzniośle i niech tak zostanie.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Bożena
Niech zostanie, to w końcu ważny dzień , a dziś mało kto docenia innych , zwłaszcza zawodowo. Może komuś zrobi się przez te nasze pisanie cieplej na duszy ? Miło, że znów się odezwałaś
Usuń