babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

czwartek, 14 października 2021

14.10.2021 Pamiętacie swoich belfrów ?

 Ja pamiętam , pamiętam niemal wszystkich . Dziś po wielu latach mogę śmiało powiedzieć ,że miałam szczęście . Wszyscy , których spotkałam na swojej szkolnej drodze byli wspaniali. Takich dziś już się nie spotyka . Każdy z nich był pasjonatem, każdy kochał młodzież i to co robił, każdy czymś się wyróżniał . Wszyscy posiadali ogromną wiedzę i rzadką dziś umiejętność przekazywania jej dzieciom i młodzieży i co najważniejsze wszyscy umieli rozbudzić w młodych ludziach ciekawość świata i pasję do zdobywania wiedzy . Nie brakowało wśród nich ekscentryków , żeby nie powiedzieć dziwaków , mieli też swoje wady jak każdy, wielu było bardzo wymagających , co nam młodym ludziom nie bardzo się podobało, nawet wzbudzało w nas strach ale po latach to rozumiem i wiem, że również miało swoją wagę w kształtowaniu młodego pokolenia.  Wielu z nich już nie żyje [‘] , ale wciąż są legendami szkół , w których nauczali, a kilku wpisało się nawet w legendę miasta .

Licząc od najmłodszych ; moja pierwsza Pani . Miała piękne , staroświeckie imię Florentyna i była  przemiłą , ciepłą osobą . To ona uczyła nas stawiać pierwsze literki i zadawała pierwsze czytanki. Mnie co prawda nie musiała , bo idąc do klasy I umiałam już bardzo dobrze czytać i pisać , ale przecież nauka w szkole to zupełnie inna sprawa , zdanie Pani było święte. Jej mąż w naszej szkole uczył wf -u i muzyki . W szkole mieliśmy świetnie wyposażoną salę muzyczną i działał uczniowski chór pod jego dyrygenturą . Zaskakujące trochę połączenie muzyka i sport, ale sprawdzało się. Nazywaliśmy go „Palaj” od gry w palanta , która była jego ulubioną grą zespołową , bo często na lekcjach wf pozwalał nam na rozgrywki.  Do mojej klasy chodził ich syn , niepełnosprawny , po przebytym polio. Mieli jeszcze o rok starszą córkę . Kilka lat później , gdy kończyłam lo ,całą ich rodzinę spotkał jednak smutny los, po kolei ginęli w tragicznych okolicznościach .     W podstawówce miałam jeszcze kilkoro ulubionych belfrów; „Zosię” ,panią od geografii – starszą już nieco , po przedwojennym seminarium nauczycielskim. Była niezamężna, bo zgodnie z ówczesnym kanonem wybierała nie zawód a powołanie , co znaczyło, że chcąc się poświęcić nauczaniu nie mogła zajmować się rodziną . Była chodzącym dobrym przykładem , zawsze nienagannie ubrana , w delikatnym makijażu i wyczyszczonych butach – nawet jak było błoto i padał śnieg z deszczem , bardzo wymagająca , ale też oddana uczniom. Jeśli widziała, że któreś dziecko sobie nie radzi z nauką , zabierała je do świetlicy po lekcjach i douczała, pomagała w odrabianiu lekcji , nawet jeśli było trzeba uczyła prawidłowo jeść nożem i widelcem.  Obie nauczycielki od języka polskiego. Pierwsza z nich ,groźna pani W ( nie miała ksywki), choć na jednej lekcji potrafiła ucznia wyzwać od osłów, postawić dwie 2 i wyrzucić za drzwi , za chwilę na tej samej lekcji temu samemu , za coś innego stawiała 5-ki , pochwaliła samodzielnie napisany wiersz albo prowadzenie pamiętnika i ładne pismo . Była trochę szalona , ale nikt tak jak ona nie umiał zachęcić do czytania, pisania własnych wierszy czy opowiadań i prowadzenia pamiętników. To jej zawdzięczam  umiejętność  posługiwania się słowem i systematyczność  w pisaniu pamiętników i pisaniu w ogóle.  Na ostatni rok nauki w podstawówce , na skutek eksperymentu edukacyjnego przeniesiono mnie do innej klasy wraz z kilkoma innymi uczniami. Panią W zastąpiła delikatna i spokojna pani M. I to ona sprawiła , że język polski dla nas uczniów stal się wspaniałą podróżą wyobraźni . Zadawane tematy nigdy nie były oczywiste , wymagały od nas oprócz wiedzy również fantazji, jakiegoś głębszego myślenia , widzenia świata w sposób nie zawsze realistyczny. Nie było to proste ,zwłaszcza dla ścisłych umysłów , ale jakże rozwijało!  Miałam też wspaniałych historyków .  Jeden każdy temat potrafił przedstawić tak, że nawet ten najbardziej nudny wciągał jak najlepszy triller . To od niego wiem ,że historia jest nauką ścisłą . Po zmianie klasy, historii uczył nas starszy pan , o którym już po kilku lekcjach mówiliśmy „nasz kochany pan K.” autor książek naukowych o historii mojego miasta i Wielkopolski , przynosił na lekcje różne ciekawe artefakty ; hełmy żołnierskie , oznaki z Powstania Wielkopolskiego , dokumenty ( pewnie ze swoich zbiorów – tego nie wiem) i urządzał konkursy na znajomość dat i zdarzeń. Kontakt z nim mieliśmy jeszcze długo po skończeniu nauki. Było ich jeszcze wielu… Wspaniałych…

W LO,  to już zupełnie coś innego , znacznie wyższe  wymagania i inny zakres wiedzy, podział na profile i więcej godzin .  Klasom profilowanym przydzielano tych najlepszych z grona profesorskiego , ale co za tym idzie  tych najbardziej wymagających . Jako uczennica klasy o profilu humanistycznym trafiłam pod skrzydła takich właśnie ; wymagających pasjonatów. Moim wychowawcą był polonista – prawdziwy maniak literatury . O pisarzach nie mówił inaczej jak pan Mickiewicz, pani Orzeszkowa , nigdy nie pytał a tylko prowokował dyskusje o zagadnieniach literackich i nie było na niego sposobu ; znał każde opracowanie naukowe , łącznie z wydaniem i poprawkami . Jeśli ktoś pisząc wypracowanie podparł się czymś takim natychmiast mu to wytknął podając tytuł, autora, rok wydania i stronę . Trzeba było pisać po swojemu , używać swoich argumentów i pilnować ,żeby było to spójne i logiczne. Poza tym jako wychowawca lubił z nami rozmawiać na inne tematy, urządzaliśmy sobie z nim z różnych okazji zrzutkowe herbatki z pączkami , kiedyś zaprosił nas nawet na piwo , a tuż przed maturami dał się nawet poczęstować herbatką z rumem . Co w tamtym czasie było w szkole poważnym przestępstwem .

Historyk „Uszatek”   zapisał się nie tylko w naszym LO , ale też w mieście . Był prawdziwym ekscentrykiem , ale o nim napiszę osobno , bo to postać nietuzinkowa . Miałam u niego przechlapane jako pasjonatka historii; jako ta co się tym interesuje musiałam umieć więcej niż moi koledzy i długo poza 4 nie wyszłam. Docenił mnie dopiero , kiedy na lekcję przyniosłam książkę , której nie znał . Wyszło, że na tę jedną lekcję uczennica przerosła mistrza ale od tego czasu miałam już z historii piątki.

O profesorach z LO mogłabym pisać jeszcze długo i obszernie . Wszyscy byli niesamowici . Wielkie osobowości , które wywierają wpływ na innych nawet specjalnie się o to nie starając . Niezapomniani.  Na koniec jeszcze wspomnę o dyrektorze LO, groźnym z samego faktu , że pełnił ten urząd. Kiedy pobierałam nauki jakoś nie mogłam go polubić , choć nawet nie miałam z nim do czynienia , ledwie kilka razy miał u nas zastępstwo . Jego styl , klasę i niekłamaną sympatie do młodzieży doceniłam dopiero na maturze.  Na pozór groźny , nie jednego ucznia potrafił do porządku ostro przywołać , nie jeden zebrał od niego „po łbie” dosłownie – potrafił przyłożyć za palenie papierosów , ale za parę minut już nie pamiętał , że uczeń narozrabiał. Nigdy się na nikim nie mścił za szkolne przestępstwa. Nam uczniom klasy humanistycznej podrzucił na maturze zadania z matematyki . Na skutek pomyłki kuratorium ,do rozwiązania dostaliśmy te, przeznaczone dla profilu matematyczno-fizycznego a oni nasze. Nie dało się tego odkręcić , a że pewnych tematów nawet nie przerabialiśmy , „Benny” , żeby nie było kompletnej klapy podrzucił nam wyprowadzone wzory do zada ń , które nasz profil obejmowały .  Tak poza tym , mieszkał na terenie szkoły. Gdy widzieliśmy go w szortach i podkoszulce wiadomo było, że ma dobry humor . Imieniny Bennego, które przypadały w pierwszy dzień wiosny były szkolnym świętem. W tym dniu nie wolno było stawiać uczniom dwój i respektowały to nawet matematyczna "Luta" i obie chemiczki – wszystkie trzy były prawdziwym postrachem uczniów. Z czasem dzień jego imienin przekształcił się w :”Dzień Młodzieży” – długo kultywowany w szkole .

Najlepsze życzenia dla Was Belferki i Belfrowie . Nie dajcie się Waszemu ministrowi, który mnie, kojarzy się z pruskim terrorem jaki niegdyś dotknął  Dzieci z mojego miasta  

 

6 komentarzy:

  1. O większości Nauczycieli mam dobre wspomnienia! O Rodzicach - Nauczycielach też! Dobrze, że nie doczekali dzisiejszego ministra oświaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze tak powspominać a jeszcze jak wspomnienia dobre to już całkiem miło się robi.

      Usuń
  2. Ja w moich wspomnieniach też wspominam moich nauczycieli. Też byli to i pasjonaci i oryginałowie.
    Twoje wspomnienia przeczytałam z wielką frajdą. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ciekawe jak nasze dzieci i wnuki będą wspominać swoich .

      Usuń
  3. Haniu
    Ale masz wspaniałe wspomnienia z tzw. szkolnej ławy i doskonałą pamięć, ale zwykle pamięta się tych bardzo dobrych i tych szczególnie "nieciekawych", miałaś szczęście do tych pierwszych, przeciętni zostają w mrokach historii. Ja jestem "ciut" starsza i dobrze pamiętam swoją pierwszą Panią dobrą, ciepłą i dopiero z liceum jednych bardziej drugich mniej, ale to było tak dawno temu. Większość z nich a może wszyscy są już w innym świecie. Niech odpoczywają w pokoju.
    Ale się zrobiło wzniośle i niech tak zostanie.
    Pozdrawiam Cię serdecznie. Bożena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech zostanie, to w końcu ważny dzień , a dziś mało kto docenia innych , zwłaszcza zawodowo. Może komuś zrobi się przez te nasze pisanie cieplej na duszy ? Miło, że znów się odezwałaś

      Usuń