babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 1 marca 2025

1.03.2025 Sama nie wiem jak zatytułować

 dzisiejsze zapiski . "Czego to ludzie po szafach nie trzymają" czy może lepiej "Dbaj o porządek- zastrzel chomika". Pogoda była z tych na dwoje babka wróżyła więc zabrałam się za szafy ciuchowe. Zaczęłam od okryć wierzchnich , wyleciało wszystko z szafy , do worka trafił stary płaszcz małżonka i jeszcze starsza marynarka sprzed dobrych 15 lat albo coś w okolicy. Potem szafa małżonka i znów wyleciały 3 koszule, 6 krawatów, kolejna marynarka i garnitur pamiętający pogrzeb mojego ojca śp. czyli 98-y, z wyglądu trochę jak z innej epoki , tak mniej- więcej po dziadku i sama się zdziwiłam , bo znalazłam na samym końcu, wciśnięty w kąt jeszcze jeden garnitur . Jak się bliżej przyjrzałam to się okazało, że to maturalny garnitur młodszego syna z 2000-nego. Porządny, z Bytomia. Chciałam wyrzucić ale małżonek stwierdził, że lepiej oddamy synowi. No to zadzwoń , zapytaj czy chce, bo jak mu wciśniesz to cię sklnie na czym świat stoi. odpowiedziałam a małżonek oczywiście zadzwonił. A młody najpierw się uśmiał, a potem stwierdził, że mamy mu zostawić. No sami powiedzcie , czy to nie jest wariactwo? Przy okazji wyrzuciłam wszystkie zbędne wieszaki i nadgryzione zębem czasu pokrowce. Posegregowałam co do czyszczenia, co do kontenera a co do noszenia. Potem zabrałam się za swoją część i tu znów mocno mi się przerzedziło, bo wyleciało wszystko w co nie mogłam się zmieścić. Szkoda, bo niektóre ciuszki lubiłam i nosiłabym je dalej. Na szybkie schudnięcie raczej nie liczę. Tu też posegregowałam , co do noszenia, co do kontenera, co do sprzedania na vinted , chociaż z tym słabo mi idzie. Pewnie przez to, że nie noszę ciuchów z typowych sieciówek jak większość. A potem wyciągnęłam spod łóżka pudła , w których przechowuję, to czego już nie noszę . Wyleciało prawie wszystko z wyjątkiem moje starej skórzanej kurtki i szytej na miarę sukni balowej. resztę podzieliłam , na to co do kontenera i to co do sprzedania i to czym ewentualnie mogła by się zainteresować moja wnusia. Pojemniki wjechały pod łóżko puste. Została mi do przetrzepania bieliźniarka i półki z tym co na wieszak się nie nadaje. Tam też przewiew aż się prosi. Ale po woli, i tak się przy tej robocie zmachałam. Może jutro będę kontynuować , a jak nie to świat nie runie z tego powodu. 

Przy obiedzie stwierdziliśmy, że pojedziemy na działkę pomalować drzewka wapnem , ale szybko znów się zachmurzyło i odpuściliśmy. Zamiast,  pojechaliśmy do Jukki czyli marketu ogrodowego i do Ikei. bez zakupów się nie obeszło. W Jukce kupiliśmy parę drobiazgów do dekoracji , pojemnik na oliwę, pudełko do produkcji kostek lodu na działkę . Niby nic ale ma pokrywkę z uchylną klapeczką, przez którą można lać wodę i nie rozlać jej w zamrażalniku a dno z miękkiego silikonu co umożliwia wypchnięcie kostek z pudełka. Kupiłam też kilka torebek nasion dla uzupełnienia zapasu i kuchenny nóż vittorinoxa , z bardzo cienkim ale sztywnym i bardzo ostrym ostrzem. Mam już dwa małe i obieraczkę do warzyw i nie zamienię na żaden inny. Nie ma lepszych. Przyszła nam też do głowy nowa koncepcja na fontannę, na razie do przemyślenia. Zakupy w Ikei planowałam od dawna. Dostałam bony upominkowe pod choinkę więc chciałam coś na działkę. No i kupiliśmy. Wstawiane do szafek dodatkowe półeczki , obrus i świecznik, na który czaiłam się przed świętami , a którego akurat nie było a teraz był.  Przy okazji obejrzeliśmy i przedyskutowaliśmy półki na ścianę i wybraliśmy kanapę , taką ze spaniem i skrzynią na pościel . To jednak zakup na później , dopiero jak zagospodarujemy drugą stronę ogródka. 

Trochę tego było jak na jedną sobotę. Spokojnej niedzieli !  

piątek, 28 lutego 2025

28.02.2025 I tak oto luty mamy z głowy

 a w ataku wiosna. Przynajmniej w marketach . Wszędzie na półkach coś do ogródków , a to narzędzia , a to nasiona , a to sadzonki, a to różne drobiazgi do ozdoby. Wszędzie ,wszystkiego pełno. No i różne zajączki i kurczaki już się po sklepach szwendają. Byliśmy dziś na zakupach i trochę się obłowiłam w różności. Coś do domu i coś na działkę i coś co jeszcze nie wiem czy zostawię w domu czy zabiorę na działkę. A konkretnie to mały, ręczny mikser. Mam taki stojący , duży ale doraźnie takie maleństwo by się przydało żeby na ten przykład ubić pianę osobno, albo śmietankę. Z tamtym dużo roboty zawsze z myciem i składaniem , no i miskę ma pokaźną więc jakieś małe ilości w tym giną. Kupiłam z myślą o działce ale może zostawię. Tak typowo na działkę to kupiliśmy stelaż na worki na śmieci. Były przecenione na aż 10zł. Do domu kupiłam a jakże serwetki świąteczne. Pasują do koncepcji , bo są różowe , a w tym roku mam pomysł na stół różowy a jasnozielonymi akcentami. Do kompletu ceramiczną kurkę w różowe kwiatki i mini- tulipany z filcu. Te będą robiły za ogródek w moim niby-kominku. Tak mi się koncepcja na wiosenne dekoracje nagle zmaterializowała jak zmieniałam zimową na bardziej przednówkową. Tak poza tym mam do ogrodu panele do fontanny, do domku lampę w wyglądzie nieco zbliżonym do tej , która już wisi i nakolanniki. W końcu się ich dorobiłam. Zbierałam te drobiazgi przez całą zimę.  A na oknach moje zasiewy zaczynają kiełkować. Postawiłam też na oknie dwie małe doniczki z hiacyntami.  

Z innych spraw to nasza oferta przeszła. Teraz będzie pora rozmów i dogrywania szczegółów. Co prawda nic nie jest jeszcze przesądzone , bo firma jest na etapie pozyskiwania grantów na ten cel i gromadzenia środków ale są na tak. Oby sie udało...

Zaniosłam do ops-u wniosek o przedłużenie opieki dla matki. Decyzja z zusu przyjdzie w marcu więc oczywiste , że aktualnej nie miałam, a opinii lekarza nie załatwiłam i nawet na wizytę nie chcieli matki umówić, bo epidemia grypy. Kobiety w ops-ie jednak się nie zdziwiły , stwierdziły tylko, że "ten cyrk" już się ciągnie i nie jestem pierwsza . Wniosek przyjęły. Dobre i to. 

No i najważniejsze ! W końcu odebrałam na poczcie  tę sławetną umowę , która z miejscowości oddalonej 20km od nas wędrowała okrężną drogą , chyba przez Ocean Spokojny , tyle to trwało. Okazało się , że hmmm... nienachalni  geniusze z poczty włożyli awizo do skrytki , której już nie mamy od początku roku . Na jutro plany mieliśmy działkowe , ale zapowiadają opady deszczu i śniegu więc pewnie zanurkuję w końcu do szaf i zaprowadzę tam porządki. Miłego weekendu . 

czwartek, 27 lutego 2025

27.02.2025 Tłusty czwartek

 to jednak przyjemny dzień . A przynajmniej trochę przyjemny i to "trochę" jest kluczowe. No bo wiadomo, że w tym dniu można się bezkarnie objadać pączusiami a przy tym jak się coś uda zrobić czy załatwić to frajda rośni proporcjonalnie do ilości zjedzonych kalorii. Mnie co prawda nie udało się za wiele załatwić , ale i tak jestem zadowolona. Pączki oczywiście były , choć z umiarem , bo wszystkich naszło na odchudzanie i nie jedzenie słodkości. Mnie też , a mojego małżonka łasucha z powodu cukrzycy. Ma czujnik , który mierzy cukier na bieżąco i dzwoni jak jest spadek albo nagły skok więc kontroluje i się ogranicza. W końcu , bo co się nagadałam , że ma się pilnować to moje. Ja , wiadomo , gabaryty mam słuszne więc mi taki odwyk nie zaszkodzi , a reszta dostała kota. Chyba tylko starszy synalek się dziś nie oszczędził , ale trzeba mu wybaczyć , bo był na zleceniu w straży ogniowej a tam tłusty czwartek hucznie się obchodzi więc gdzie się nie pokazał, to wszyscy mu pączki podstawiali. Nawet sam Elkomendante. W biurze już nawet nie spróbował. W tym układzie na pączki załapała się babcia. Nawet się ucieszyła, bo nie chciało jej się iść do sklepu. Nic jej się nie chce tak w ogóle. Zanim jednak do niej pojechałam zmajstrowałyśmy z synową potężną ofertę dla klienta. Ona swoją działkę , ja swoją. Kawał roboty . Jak się z tym kontraktem uda , to potem możemy nic nie robić przez kwartał. A w trakcie zawitała do nas listowa . Około 11.30 a jakże , czyli jak zwykle na biurowej ulicy. Przyniosła mi awizo, wydrukowane i spytała czy coś o tym wiem , bo leży u nich przesyłka i że była awizowana , tak mają w systemie. A ja opowiedziałam jak było, że czekam na tę przesyłkę już od dawna, że sprawdzała co się z tym dzieje pani z firmy, która ją do nas wysłała i o tym rzekomym awizie też już wiem , tyle, że ja żadnego awiza nie dostałam , a ona jak tu przychodzi to zawsze ktoś jest , bo to środek dnia. Przeprosiła mnie, że to tak wyszło i zapewniła, że gdyby dostała tę przesyłkę do doręczenia to przecież by ją do nas przyniosła , a gdyby się zdarzyło, że jednak nikogo nie ma to by zadzwoniła, bo na drzwiach jest numer. Ostatni problem jaki z tym się wiąże to konieczność stania w kolejce przez godzinę albo dwie. Ale jutro znów spróbuje zwłaszcza, że muszę iść jeszcze do opsu z wnioskiem o przedłużenie usług opiekuńczych na kolejny kwartał. Dziś logistyka się nie sprawdziła, oferta nas zajechała po prostu. Na nic więcej nie było już czasu.  Około 15.00 pojechałam do matki. Dostała pączka więc jej się od razu humor poprawił i dała się namówić na wyjście do punktu operatorskiego, żeby załatwić nową kartę sim do komórki. Umówiłam się , że przyjadę o 17.30 i pojedziemy. Ok, ale i tak nie mogła załapać, dlaczego ja nie mogę tego załatwić sama. Podjechałam i oczywiście znów nie, ona nie idzie, jest chora , jej się nie chce i czemu sama nie załatwię . Jakoś w końcu dotarło, że nie będzie mieć telefonu i nikt się do niej nie dodzwoni. Pojechała. Miałam zagrychę co zrobić , żeby nie oddać jej dowodu, bo jak doradzały panie z ops jej schowałam, żeby to babsko jej nie wyniosło i nie mogła sama kasy z banku wyciągać. Trochę marudziła , że nie ma dowodu , nie wie co z nim zrobiła i czy musi za tę kartę płacić. I tu zadziałała wersja uzgodniona z opiekunką. Zgubiła , ktoś oddał na policji, dzielnicowy do mnie zadzwonił, że mam odebrać i już odebrałam, mam u siebie. Parę razy powtórzyłam , w punkcie też, ale zadziałało. Zagadałam ją w punkcie, że zabiorę telefon do domu, uruchomię a jutro rano przywiozę sprawny , dowód szybko schowałam do portfela a potem zaciągnęłam ją do sklepików w galerii. Zrobiłyśmy rundkę po pasażu , zajrzałyśmy do kilku , w Pepco kupiła sobie koszyczek i figurkę zajączka do wielkanocnej dekoracji. W sumie to jej to wmówiłam, żeby ją czymś zająć . Pooglądała wystawy , a potem zawiozłam ją trochę okrężną drogą do domu, żeby sobie oświetlone miasto pooglądała. I znów zadziałało, o dowodzie już nie pamiętała, jak sobie przypomni to powtórzę wersję o policji. Jutro tylko muszę dać znać opiekunce, że ogarnęłam sprawę telefonu. Dziecinnieje mi babusia , żeby coś z nią ugrać muszę jakieś hocki - klocki odstawiać . 

Tak poza tym kupiłam sobie kurteczkę na wiosnę . Trochę "kufajkowatą", z pikowanego dżinsu , lekko ocieploną. Na pierwszy rzut oka taka - jak się kiedyś mówiło "bonjourka" ale zadziwiająco dobrze leży. Sprawdzi się i do spodni i do spódnic. 

środa, 26 lutego 2025

26.02.2025 Jeszcze gorzej niż wczoraj

 O poczcie nawet nie warto wspominać , nadal jedno okienko czynne i nadal stania na 2 godziny , a nie mam na to tyle czasu. Nic więc nie załatwiłam. Zaniosłam za to papiery do orzecznictwa. Pani sekretarka dołożyła mi jeszcze dwa punkty określające rodzaj pomocy , tak na później , bo stwierdziła , że jak będzie jakiś sprzęt medyczny potrzebny czy artykuły higieniczne to nie będę musiała osobnych wniosków składać , tylko po prostu będzie to już przyznane. Chociaż jeden pozytyw. Rano zadzwoniła opiekunka, że walczą z matki telefonem , który pokazuje brak karty sim. Pomyślałam , że znów cos pomajstrowała i wyłączyła. Uspokoiłam ,że po południu przyjadę , zabiorę hasła i pin i puk i uruchomię. Coś mi jednak nie pasowało. I miałam rację. Pojechałam przed 15.00 i jak zabrałam się za telefon to okazało się , że faktycznie karty w nim nie ma. Co się z nią stało ? A chgw - jak mówią moje chłopaki. Mamuśka za Chiny ludowe nie chciała się przyznać co z nią zrobiła i uparcie twierdzi, że ona nic nie robiła, nikogo nie było i tak dalej. I bądź tu mądry. Zabrałam telefon , że niby będziemy go naprawiać. A po pracy pojechałam do punktu operatorskiego załatwiać kartę, ale oczywiście nic nie załatwiłam , bo musi przyjść właściciel osobiście i żadne tłumaczenia , że chora, że wiek , demencja i inne plagi nie pomogły. No i mam zagrychę, bo jak to ogarnąć jak się uprze, że nie pójdzie? A jak by tego było mało znów zgubiłam kolczyk i jak zwykle cenny, z ametrynem. I to już całkiem mnie dobiło. Mam ochotę usiąść i wyć do księżyca . 

wtorek, 25 lutego 2025

25,02,2025 Co tu wiele gadać... (pisać w tym wypadku)

 dzień prawie jak każdy. Wybrałam się na pocztę, tę tradycyjną a jakże, bo uwaga ! 2 stycznia pani sekretarka z pobliskiej gminy - aż 20km od nas - wysłała mi podpisany aneks do umowy.  W połowie lutego zadzwoniła z pretensjami, że jeszcze jej nie odesłałam jednego z egzemplarzy. Ja oczywiście zdziwiona , bo umowa nie przyszła. Po dwóch dniach zadzwoniła, że wysłała po raz drugi , tym razem pocztą -priorytet i za potwierdzeniem odbioru i że sprawdziła , pierwszy aneks poszedł listem zwykłym. No cóż , poszedł i zaginął w akcji... Niestety aneks nie dotarł nadal. Dzwoni wczoraj, że już powinien być, a właśnie wczoraj mijał tydzień od dnia nadania. Aneksu jak nie było tak nie ma, żadnej informacji też. Stwierdziła, że sprawdzi. Po pół godzinie dzwoni, że w systemie jest informacja, że przesyłka awizowana. Tylko, że awiza też nikt na oczy nie widział. a listowa chodzi u nas na biurowym osiedlu około 11-12.00 więc nie ma opcji, żeby listu nie oddała, tylko jakieś awizo. A oddaje jak coś przychodzi. Ze skrytki pocztowej zrezygnowaliśmy z końcem roku 2024. Poprosiłam sekretarę o podanie numeru przesyłki. Przysłała mi zdjęcie ekranu z odpalonym programem do znajdywania. No i dziś się wybrałam z myślą, że odbiorę. Nic z tego jednak, bo na pocztę nie dało się wejść. Prędzej bym pieszo po ten aneks poszła i wróciła z powrotem niż doczekam tej przesyłki nadanej pocztą.  Podchodziłam trzy razy , bo jak już się ruszyłam z biura to i inne sprawy do załatwienia w mieście opękałam. Poszłam z papierami matki do orzecznictwa. Też nic nie załatwiłam , bo nie miałam jej dowodu . Dobrze, że mam go u siebie, zabiorę jutro i podjadę z kompletem. A na poczcie jedno okienko czynne na siedem istniejących. Może jutro lepiej mi się poszczęści i trafię na jakiś mniejszy zamęt. Przy okazji odwiedziłam konsultantkę avonu. Tym razem nic nie zamawiałam, ale synowa mi bojowe zadanie zleciła , skoro już jadę. to mam odebrać. Załapałam się na nowy katalog przy okazji. A po południu pojechaliśmy z małżonkiem do apteki wykupić jego receptę i do polsatu odnowić umowę. I znów mi nie poszło, bo niby wszystko załatwiłam , ale jak przyszłam do domu i ściągnęłam wiadomości, w tym nową umowę do podpisu i odesłania , to się okazało, że umowa przyszła w pliku szyfrowanym, do którego hasło powinni mi dać w punkcie! Nosz kurza twarz! Czyli nie szło mi dzisiaj... Nie szło i już . Za to w niedzielę rano posiałam pierwsze roślinki, z nasion , które dostałam od wnusi na imieniny, czarne pomidorki, fioletową paprykę, fioletową kalarepkę ,arbuz , żeniszek i turki. Ciekawe co mi w tym roku wyrośnie... 

poniedziałek, 24 lutego 2025

24.02.2025 I znów nas zaskoczyli

Gregorians , chór , zespół … Trudno określić kim właściwie są , nazywają się chórem , ale projekty muzyczne jakie mają w repertuarze dalekie są od typowego chóru. Ten wczesny Gregorians kojarzy się ze spokojną, sentymentalną muzyką i powolnym ruchem scenicznym imitującym przemieszczanie się mnichów w klasztornych ktużgankach. Dziś nadal jest ten chóralny , charakterystyczny sznyt w postaci kostiumów imitujących mnisie habity, płynny , delikatny ruch i chóralny śpiew ćwiczonych głosów brzmiący jakby pochodził ze średniowiecznej katedry. Jednak oprawa muzyczna w postaci klasycznego zespołu rockowego- perkusje , gitary, klawisze-   i oprawa świetlna sprawia, że ranga widowiska zyskuje zupełnie inny poziom. W miniony czwartek byliśmy po raz czwarty na koncercie Gregorians , jak zwykle w poznańskiej Sali Ziemi. Koncert wyjątkowy , bo z okazji 25-lecia zespołu. Było parę starych, dobrych wykonań ich autorskich i coverów , ale były i nowe, całkiem świeże aranżacje, takich wykonawców jak Alan Walker i Weekend. Były też i całkiem szalone, utwory heavimetalowe. Nie tylko zagrane i wyśpiewane , ale okraszone widowiskiem tanecznym , a nawet parodią koncertu metalowego z waleniem gitarą o scenę włącznie. Tym razem koncert zaczął się od efektów świetlnych i ostrych gitarowych riffów , zupełnie inaczej niż zazwyczaj , od ciemności i monumentalnych tonów. Kunszt i zdolności wokalne i muzyczne członków tej ekipy są absolutne. Właściwie nic im zarzucić nie można. Wszystko dopracowane w najdrobniejszych detalach i precyzyjnie wykonane.Każdy koncert jest inny i każdy reprezentuje najwyższą klasę. Członkowie zespołu , w tym i Amelia Bringhtman  ( młodsza siostra Sary) grają na instrumentach i śpiewają, Amelia nawet na kilku ; flecie, gitarze elektrycznej, perkusji i mandolinie. Przynajmniej na tym koncercie na takich grała. Oczywiście śpiewała, pięknym sopranem koloraturowym . I nie jest już tą zwiewną Amelią w białych krynolinach. Tym razem na scenę wkroczyła w stroju wojowniczki rodem z literatury fantazy.  Błękitny tren nałożony na obcisły ciemny strój wojowniczki uzupełniła złotym napierśnikiem i koroną. Wyglądała fascynująco, a gdy zaczynała śpiewać, na zdobiącej  jej głowę koronie  zapalały się oślepiające, białe światła, idealnie zsynchronizowane ze śpiewem, gdy śpiew milknął , światła gasły. Gdy dla zaaranżowania kolejnego utworu zdjęła tren a włożyła wielkie anielskie skrzydła , przypominała postać archanioła z obrazów włoskich mistrzów.  Odniesień  do epoki średniowiecza i renesansu było kilka, niesamowicie zresztą zrealizowanych. Takie żywe obrazy nawiązujące do fresków z Kaplicy Sykstyńskiej. Ten numer już kiedyś był , w tym roku został powtórzony ale w innym kontekście i innej oprawie. Na tle habitów wyświetlono film o historii zespołu. Czarno-biały obraz, a w tle brzmiał jeden z utworów autorskich zespołu wyśpiewany w konwencji tradycyjnej, chorału gregoriańskiego. Mnie osobiście zachwycił utwór „Forest” z akompaniamentem bębnów i efektami świetlnymi. Brzmiało to niczym grzmot podbijany efektami świetlnymi. Każde uderzenie w bęben to błysk światła. Uwielbiam bębny w muzyce, szczególnie te wielkie z niską wibracją a takich nie brakowało w koncercie. Występ uświetnił swoim kontratenorem w zakresie sopranu koloraturowego młody śpiewak Narcis Janau. Jego głos, unikatowy w swoim rodzaju brzmi anielsko. Myślę , że już na stałe został członkiem chóru, bo to kolejna trasa tym zespołem. Koncert był długi i zakończony solidnym bisem. Nie zabrakło chóralnego śpiewu a capella , bez mikrofonów ze środka Sali. Muzycy zeszli na widownię i stojąc w alejce pomiędzy  siedzeniami zaśpiewali trzy utwory. To zresztą ich stała praktyka. Taki popis a capella jest obowiązkowym punktem na każdym koncercie . Tym razem były to spokojne , rockowe ballady. W ogóle w tym roku mało było muzyki klasycznej, ekipa poszła w rock i to był kolejny strzał w dziesiątkę. Na bis poszły ich stare hity, na które publiczność czekała i powitała je z wielkim entuzjazmem , szalonymi brawami. Zespołowi towarzyszył akompaniament elektrycznego fortepianu, dwóch basowych gitar , dwóch perkusji i wsparcia w postaci fletu , mandoliny i trzeciej gitary, na której grała Amelia.  Wrócę jeszcze na chwile do bisów, bo i ten miał swój żywy obraz – kompozycję do złudzenia przypominającą „Ostatnią wieczerzę” Leonardo da Vinci. A oprawa towarzyszyła utworowi country sławiącemu dobrą zabawę z whisky w roli głównej. Też stary kawałek z poprzednich koncertów i też w nowym anturażu scenicznym. Przepiękna muzyka, przepiękny pokaz efektów świetlnych, laserów, padającego deszczu    ( autentycznie , parasole miały wbudowane dozowniki , które uruchomione w odpowiednim momencie spowodowały, że na scenie padał prawdziwy deszcz), płonących pochodni, żywych obrazów , błyskawic. Niezwykłe głosy i talent sceniczny i przede wszystkim pasja i wciąż nowe, często zaskakujące pomysły . To wszystko złożyło się na spektakl unikatowy w swoim rodzaju. Zjawiskowy , niemal nierzeczywisty. Dawno nie widzieliśmy i nie wysłuchaliśmy czegoś tak pięknego. Nie muszę dodawać , że publiczność nagrodziła muzyków owacjami na stojąco. Długo będziemy  to wspominać i czekać na kolejne występy. 

Poniżej filmik, jeden z kilku, który udało mi się nagrać, ten z żywym obrazem wywołanym odpowiednią grą świateł. 


 

niedziela, 23 lutego 2025

23.02.2025 Ostatnia impreza w tym miesiącu

 zaliczona. Spokój przynajmniej do Wielkanocy , albo i nie , bo u nas nigdy nic nie wiadomo. Wczoraj jubileusz, dziś imieniny i urodziny razem wzięte. Wszystko w swoim czasie po kolei opiszę, ale kilka dni potrzebuję. No i muszę trochę odsapnąć, bo nie ukrywam trochę to było męczące , zwłaszcza wczorajsza - z tańcami i górą jedzenia. Dziś było skromnie, bo młodsza młodzież wciąż jeszcze choruje więc się nie pokazali. Byliśmy więc sami na kawie i kolacji. Wnusia z okazji urodzin mamy i imienin taty sama przygotowała pyszne deserki, a kolację zamówili. I dobrze , że nie było tego w nadmiernych ilościach, bo wróciliśmy przejedzeni. Do jutra więc , dobrego tygodnia !