Nie , nie będę snuć żadnych dziwnych wymysłów o grafenie
łączącym się w anteny , tajnych organizacjach władających światem ( tu mi D.
Tusk na myśl przychodzi , bo według naszej władzy ma taką moc sprawczą, że
nawet opady śniegu od niego zależą, ale jak wspomniałam tego nie będzie) czy kapelutkach z folii chroniących przed 5G i atakami kosmitów,
tudzież leczniczej zupie na wodzie święconej. Nie, nie ; będzie całkiem serio…
Czytałam dziś sondaż na temat dlaczego Polacy się nie szczepią . Pomijając
fakt , że wielu nie wierzy w pandemię- miejsce Iw sondażu( no nic dziwnego; trup na ulicy gęsto się
jeszcze nie ściele jak to dawnymi czasy bywało więc nie widać)
, to ponad 40% odpowiedziało, że nie ufa nauce . I to mi dało do myślenia i
powiem szczerze trochę przeraziło. Od ponad 300 lat nikt nie wymyślił lepszej
metody zwalczania chorób jak szczepionki. A i wcześniej , bo już około 1000 lat
temu ludzie dostrzegali związek pomiędzy przechorowaniem chorób zakaźnych i
odpornością . Jeśli ktoś przeżył chorobę , więcej na nią nie zapadał. Te
obserwacje miały miejsce głównie w
krajach azjatyckich i arabskich, które wówczas słynęły z wysokiego poziomu
medycyny – podkreślam wówczas. Próbowano
nawet wywoływać choroby o lekkim przebiegu i pod kontrolą , po to żeby dana
osoba nabyła odporności . Inna sprawa ,że stan wiedzy medycznej był wtedy
bardzo niski i te eksperymenty kończyły się często ciężkim przebiegiem i
śmiercią . Nie mniej jednak próbowano i dostrzegano związek. Jak się wgłębić
trochę w praktyki alchemików, medyków, naukowców i nawet ludów takich jak
aborygeni, czy mieszkańcy amazońskiej puszczy ,to te metody zapobiegania
chorobom lub próbom uodpornienia się na trucizny były stosowane i są nadal ;
właśnie w takiej formie ; maleńkich dawek , nie zagrażających życiu. Przykładem
jest np. Rasputin , którego próbowano
otruć arszenikiem – nie będę opisywać okoliczności. Niektórzy historycy uważają
, że tak właśnie się uodpornił – przyjmując małe dawki. Widziałam nie tak dawno
temu, program o plemieniu z nad
Amazonki, które przykłada dzieciom do skóry trującą żabę , po to ,żeby
uodpornić je na jad w razie ukąszeń . A wracając do szczepionki, to w 1796 roku
podano pierwszą , którą można nazwać „nowoczesną” ; była to szczepionka przeciw
ospie i nie ospie wietrznej a ospie prawdziwej. Angielski medyk użył w tym celu
materiału pochodzącego z ospy krowiej. Szczepienia się upowszechniły ,
zaszczepił się podobno nawet król Słońce wraz ze swoim dworem. I przez kolejne
200 lat bazowano na tej właśnie „krowiance”. Sama mam jeszcze na ramieniu ślad
po tej szczepionce. Potem w miarę rozwoju medycyny byli następni : Pasteur,
Weigl i kolejni. Pracowali nad ulepszeniem i wynajdywali nowe, na kolejne
choroby. Ospę prawdziwą ostatecznie
wyeliminowano na świecie dopiero w 1979 roku, czyli oznacza to, że potrzeba
było ok. 200 lat , żeby ludność na świecie uodporniła się na tę chorobę; 200
lat ! A wygląda na to, że ci którzy mają oględnie mówiąc sceptyczny stosunek do
szczepienia na covid uważają , że skoro powstała szczepionka , to z samego
faktu, ze powstała i część się zaszczepiła choroba powinna zniknąć i się nie pojawić i
że jeśli tak się nie stało to jest nie skuteczna. Nie , tak nie jest i nie
będzie. Wirus mutuje , będzie wciąż uderzał i uderzał jeszcze wiele lat , ale
stopniowo słabł aż zniknie. Nie wiem jak długo to potrwa i nie wiem czy
naukowcy są w stanie to przewidzieć .
Myślę , że nie i że trzeba będzie się nauczyć z nim żyć aż straci moc i
zostanie wyeliminowany . To się nie stanie z dnia na dzień i to trzeba sobie
uświadomić . Podobnie działo się z gruźlicą , polio i wielu innymi chorobami. One
były i ludzie na nie zapadali ale podawano przeciw nim szczepionki całym
populacjom i w efekcie ludzie nawet jeśli zachorowali , przebieg choroby był
lżejszy i ludzie z chorób wychodzili, choć oczywiście nie wszyscy , to już
zależało od kondycji chorego , zaawansowania choroby, chorób współistniejących
i wielu innych czynników . Dokładnie tak
samo dzieje się ze szczepionką na covid. Odporności jako populacja nabędziemy
ale stopniowo w długim albo i bardzo długim przedziale czasu. Inna sprawa, że
świat poszedł do przodu , medycyna też , inaczej się szczepionki produkuje, są
dużo bezpieczniejsze niż te wcześniejsze, których używano gdy ja się uczyłam i
pracowałam jako pielęgniarka szkolna ; wówczas, podawało się wirusy żywe-
osłabione (czyli jeśli trafiło na
kogoś o niskiej odporności albo słabym układzie immunologicznych dostawał
gotową chorobę i mógł bardzo ciężko przejść ) lub wytwarzano je z martwego
białka wirusów . To było 40 lat temu ; dziś są inne, bezpieczniejsze metody
produkcji. Czemu jednak Polacy nie
wierzą w skuteczność szczepień i nie wierzą w naukę . Otóż , szczepienia
wprowadzono u nas bardzo późno i w formie akcyjnej. Jechała ekipa do tej lub
innej miejscowości i szczepiła . Jak to w praktyce wyglądało , nie wiem , mogę
się domyślać tylko, że podobnie jak pewna scena w filmie „Noce i Dnie” . Wiem
jednak , bo to potwierdzone fakty już historyczne , że takie akcje miały
miejsce do końca lat 50-tych ubiegłego wieku . Obowiązkowe szczepienia i jakiś
sensowny kalendarz szczepień wprowadzono dopiero w 1960 roku. Czyli tak
naprawdę , poważne podejście do szczepień na gruncie państwowym i społecznym
zaczyna się wraz z przyjściem na świat mojego pokolenia . Nie tak znów długo.
Podejrzewam - ale to tylko moja teoria , niczym nie poparta – że ludzie wciąż
mają zakodowane w głowach , te akcje szczepień urządzane od czasu do czasu ,
bez wyjaśnienia przyczyn i skutków . No i niestety stan wiedzy w społeczeństwie
wiele pozostawia do życzenia; wbija się dzieciom do głowy na biologii, budowę
ameby czy innych pantofelków i wymaga znajomości najmniejszych kosteczek u
wróbla a nie uczy jak powstają . po co są i jak działają szczepionki. I tu
smutna refleksja; nie będzie lepiej z nowym wcieleniem Torkemady na stanowisku
ministra edukacji. Akcji informacyjnej praktycznie nie ma, coś tam próbuje
robić tvn -zaprasza lekarzy epidemiologów
( większość z nich gada w formie powtórki dla naukowców- przeciętny
śmiertelnik mało co zakuma z tego co mówią) , a przekazy ze strony władz są
chaotyczne i przeczą jedne drugim , kościół milczy albo jest na nie , w
internecie rządzą różni antyszczepionkowcy i różne „Julki z Tweetera „ w roli autorytetów
i mieszają ludziom w głowach, to i nic dziwnego ,że ludzie nie wiedzą co o tym
myśleć i nie mają zaufania . I na koniec dodam jeszcze, że podawane dane
medyczne ogólnie na świecie na temat odczynów są bardzo pozytywne moim zdaniem;
na ponad 8 miliardów dawek szczepionki zaledwie 0,0005% czyli znikomo. I żeby
wszystko było jasne ; mówię o danych medycznych, nie tych z tweeterów czy
innych tik-toków. Aha, jeszcze jedno. Odczyn poszczepienny w takiej czy innej
formie oznacza tylko tyle, że organizm podjął walkę i zaczął produkować
przeciwciała . Czyli jest wręcz pożądany . Owszem zdarzają się czasem
powikłania i nawet mogą się skończyć śmiercią , ale tu przyczyną nie jest szczepionka a inne schorzenia , często takie , o których
nikt nie wiedział, że je ma , a które po „uruchomieniu” produkcji przeciwciał się uaktywniły. W skali
ogólnej jest to bardzo znikomy odsetek. To tyle; jeśli ta moja wiedza o szczepieniach sprzed
40 lat z okładem jest jeszcze coś warta , to właśnie się nią podzieliłam. Nie
mam jednak złudzeń , że ktoś zechce z niej skorzystać , czy też komuś pomoże, już prędzej spodziewam się krytyki. „Sorry ,
taki mamy klimat”, że odwołam się do klasyki.