babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 27 września 2025

27.09.2025 Zacznę od wczoraj

 A to "wczoraj" dało mi popalić. Zaczęło się od spinki z matką. Poszło o zmianę pościeli . Za nic nie pozwoliła mi zmienić czym mnie oczywiście wkurzyła, ale to nic nowego. Wieczorem już o niczym nie pamiętała , jutro zrobię drugie podejście. Dziś odpuściłam , bo pospałam dłużej niż zwykle ale o tym później. Po tej akcji chwilę odsiedziałam pod blokiem, żeby ochłonąć, po drodze odebrałam telefon od klienta i pojechałam.  Wracałam do biura jak zwykle przez osiedle i na takim małym rondku w środku osiedla spowodowałam kolizję. Szczerze powiedziawszy nie widziałam auta, które już było na rondzie. Ja się włączałam i wiedząc , że tam każdy jeździ jak uważa , nie patrząc na przepisy jak to na takim bocznym osiedlu nawet zwolniłam. A i tak trafiłam w inne auto. W ostatniej chwili skręciłam koła w prawo i nie walnęłam przodem , tylko po nim przetarłam. Jak później przemyślałam sprawę , to faktycznie wyglądało to tak, że kobieta jechała czarnym autem , w moją szybę świeciło słońce pod takim kątem ,że wpadało dokładnie w róg pomiędzy osłoną a sufitem i na czarno-szarym asfalcie auto tej kobiety po prostu znikło. Takie złudzenie optyczne. Zobaczyłam je nie dalej jak z metr ode mnie. Narobiłam jej szkód , sobie też , ale jak chłopaki obejrzeli to mam uszkodzony zderzak i odpadła mi tablica rejestracyjna. Małżonek zresztą od razu mi to naprawił. Kobiecie zgniotłam i poobijałam drzwi i nadkole. Prawo jazdy mam od 32 lat i jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Za to jak walnęłam to od razu w BMW. Ma się to szczęście... Dogadałyśmy się , spisałyśmy oświadczenie, obeszło się bez policji i tych wszystkich ceregieli. Wściekła byłam na siebie cały dzień aż na mnie chłopaki i synowa nawrzeszczeli, że mam się nie przejmować . Ale składki na ubezpieczenie mi podniosą czy się przejmuję czy też nie. I chyba z tej złości nasilił mi się katar i ból głowy. Nawet obiadu nie chciało mi się robić . Małżonek wyciągnął mnie więc do "Chińczyka" - takie bistro z azjatycką kuchnią prowadzone przez Wietnamczyków popularnie nazywane "Chińczykiem". Jak się najadłam to mi częściowo odpuściło.  Kolizja kolizją ale szara rzeczywistość rządzi. Trzeba było zrobić zakupy , bo w lodówce tylko przestrzeń i światło, chemię domową uzupełnić i matkę zaopatrzyć. Po tych zakupach już mi sie ręką ani nogą ruszyć nie chciało. Wzięłam jeszcze jedną saszetkę gripactiv w wersji na noc i poszłam spać. Niby miało pomagać na sen ale na mnie nie działa . Spałam jak zwykle z przerwami , za to jak zasnęłam nad ranem to obudziłam się przed ósmą. Akurat jak powinnam się szykować po zakupy i do matki. Z lekkim opóźnieniem ale się wyrobiłam , po drodze jeszcze dwie przepierki, ugotowałam zupę fasolową i przed jedenastą pojechaliśmy na działkę. Najpierw jeszcze po działkowe zakupy czyli kamyszki, nawóz jesienny , nawóz do trawnika i jakąś miksturę do kompostownika. A na działkach jak to na jesieni , praca aż furczała. Ja się zabrałam od razu do obcięcia rozmarynu i przygotowania do ususzenia. Ziółek z własnego ogródka będzie na dobre trzy lata. A potem ruszyliśmy do pielenia grządek i przygotowanie łączki do koszenia. Z ośmiu gotowe na zimowanie mam już cztery. Przesadziłam też w inne miejsce krzaczek forsycji i wykopałam gladiole. Nie wiem czy nie za wcześnie , ale na to miejsce gdzie rosły mamy inną koncepcję zagospodarowania i w tym celu musimy użyć glebogryzarki. Bez tego się nie obejdzie, bo to najbardziej gliniaste miejsce w całym ogródku i ziemia jest twarda jak kamień , jak nie popada, to się szpadla wbić nie da. Pozbierałam ostatnie pomidory , kabaczek i trochę włoszczyzny, jutro potnę na drobno i zamrożę. Do zimowych zup jak znalazł. Po tych "wykopkach" zostały trzy wielkie worki zielska do wywiezienia na wysypisko ale to dopiero w poniedziałek. Katar wyparował mi prawie całkiem, proporcjonalnie do ilości zrobionej roboty. Po takim dniu na świeżym powietrzu dużo lepiej się czuję niż wczoraj i jeszcze dziś rano.  Na koniec jeszcze sąsiadki przyszły poprosić o nasiona moich kosmosów, bo " mają przepiękne kolory".  A chodziło o amarantowe , te co miały niby być czerwone a nie wyszło. Ale fakt , że kolor i tak mają unikatowy. Ucięłam im trochę wyschniętych główek. Niech tam sobie sieją na zdrowie. I tak to idzie...  A dziś chyba sobie powtórkę zrobię i pójdę wcześnie spać. Jakoś nie chce mi się nic robić, nawet czytać. 

p.s. Przeżyłam dziś jakiś dysonans- nie wiem jak to nazwać -poznawczy? kulturowy? czasoprzestrzenny? W drodze z działki weszliśmy do action'a po świeczki-podgrzewacze i jak zwykle gdy tam jesteśmy zobaczyć czy jakiegoś drobiazgu przydatnego nie wypatrzymy , skręcamy w drugą alejkę i szok: półki zarzucone towarem na Boże Narodzenie , a obok na Halloween ... Do kompletu brakowało tylko wielkanocnego zajączka i żółciutkich kurczaczków. 

piątek, 26 września 2025

26.09.2025 Co za dzień ...

 ale opiszę jutro , dziś już nic mi się nie chce. Nie, nie , nie rozchorowałam się , leczę katar ale to wszystko w kwestiach zdrowotnych. Działo się dziś , oj działo. 

czwartek, 25 września 2025

25.09.2025 Ciepły kocyk i herbatka

 to najlepsze co świat wymyślił. Przynajmniej na dziś. Dawno tak mnie nie walnęło jak wczoraj wieczorem. Trzęsło mnie zimno, a jak już w końcu się rozgrzałam to paskudnie rozbolała mnie głowa. Musiałam się tym razem poratować tabletkami.  Rano też się czułam jak by po mnie walec przejechał, ale poratowałam się po raz kolejny tabletką i grip-activem i mi się poprawiło. A po pracy wsypałam się pod koc i tyle moje działalności na dziś . Kuruję się po prostu. Katar wiadomo; nieleczony trwa 7 dni , leczony tydzień więc muszę odcierpieć. 

środa, 24 września 2025

24.09.2025 Przecież jestem na emeryturze ,

(teoretycznie jestem) powinnam mieć dużo czasu a mam go coraz mniej. Jak to się dzieje ??? Dobre pytanie. Faktem jest , że robota nam się nawarstwia i zaczynamy się we dwie już nie wyrabiać ze wszystkim. A już najgorsze jest odkręcanie rzeczy oczywistych. I tyle ze spraw pracowych. Byłam dziś na poczcie i tym razem miałam fart, nie było nikogo więc przesyłkę odebrałam a przy okazji nagadałam za te niby dostarczone awiza. Wątpię jednak żeby coś z tego wyniknęło. 

Dziś przerzuciłam swoją szafę , jutro szafkę z butami. Cieplejsze ciuszki trafiły na niższe półki, te bardzo letnie na górne a te najgrubsze , zimówki zostały na górnych, na grubsze swetry jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Jutro zamierzam przetrząsnąć szafkę z butami. Ze trzy pary mam do skasowania , a może jeszcze się jakieś znajdą w zakamarkach. łapie mnie jakieś przeziębienie, ale może się wywinę i skończy się jak zwykle katarem i chrypką. 


wtorek, 23 września 2025

23.09.2025 Jakoś leci

 jakoś czyli jak zwykle na wariackich papierach. Chyba jutro zrobię awanturę na poczcie bo to już po raz kolejny odwalają taki numer. Listonoszka przyniosła dziś powtórne awizo . Powtórne ! Około godziny 10.30 , w porze kiedy w biurze zwykle są wszyscy. A nawet jak nie ma chłopaków to na pewno jestem ja i synowa. Ma kto odebrać korespondencję. Awiza nikt z nas na oczy nie widział , listowego tym bardziej a dziś mi pańcia przynosi świstek, że niby powtórne. Pojechałam na pocztę dziś ale wejść się nie dało tylu ludzi. Znów zaliczę parę wycieczek zanim trafię na jakąś kolejkę, krótszą niż na godzinę stania. A tak poza tym , to tym razem miałam nie mało zajęć w domu. Znów mieszam w garnkach i robię przetwory, bo jednak mamy coś z tej działki. Tym razem pomidory , te w gorszym stanie , te ładniejsze zjadamy i winogrono od sąsiadki przerabiam na sok do picia z wodą. No i jak już ta jesień zawitała , to poprzekładałam ciuchy na niższe półki. Na razie małżonka . Swoimi zajmę się jutro albo w czwartek, przy okazji to i owo przerzedzę , bo parę mam znoszonych. Zapaliłam jesienną świeczkę o zapachu dyniowego latte i zaraz kupię bilety na zespól Epica. Marzyłam o tym od dłuższego czasu i jest ! Co prawda dopiero w marcu przyszłego roku i na warszawskim Torwarze ale co tam ! Będzie czego posłuchać , bo to naprawdę świetny zespół i do tego będzie równie dobry support w tej samej konwencji czyli 2 w1. 

 

Ruchomy obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni - autor niewiadomy 

poniedziałek, 22 września 2025

22.09.2025 Na powitanie jesieni

 Przyszła w tym roku dokładnie o czasie i od razu przyniosła chłód , pochmurne niebo, wiatr i miejscami deszcz. U nas nie padało, jak zwykle. Mieliśmy dziś sporo pracy więc o pogodzie nie było czasu rozmyślać. Zdążyliśmy się jednak urwać z biura żeby dokupić kamyszków na opaskę wzdłuż płotu, bo tego co kupiliśmy w sobotę wystarczyło na połowę. Po pracy pojechaliśmy wysypać i tym sposobem mamy dokończoną kolejną robotę. Jeszcze tylko dosadzę tam rośliny. Oberwałam też resztę pomidorów. Słabo dojrzewają bo zbyt chłodno. W cieple domowym i tak dojrzeją. A na jutro planuję zagospodarowywanie tego co zebraliśmy w ostatnich dniach , fasolki i winogron od sąsiadki. Nie jesteśmy w stanie zjeść tej ilości. Może nawet postawię nalewkę na winogronach? 

I jeszcze taki przepis na deser śliwkowy. W sam raz na jesienny podwieczorek. 

2 łyżki miodu 

1 łyżka brązowego cukru 

trochę ekstraktu waniliowego 

6-8 śliwek zależy od wielkości 

kubeczek gęstego jogurtu naturalnego ( ja używam nasz, z miejscowej mleczarni) 

łyżka masła 

garść pistacji 

Miód wymieszać z cukrem i wanilią , śliwki wypestkować i pokroić na ćwiartki , wymieszać z miodem, przełożyć do naczynia żaroodpornego razem ze sosem z miodu , na wierzch położyć kawałeczki masła, wstawić do piekarnika , piec 10-20 minut (zależnie od tego czy śliwki są mniej lub bardziej dojrzałe), po tym czasie wyjąc , układać w pucharku warstwami : śliwki, jogurt , śliwki , jogurt. polać pozostałym sokiem powstałym przy pieczeniu i obsypać posiekanymi grubo i uprażonymi na suchej patelni pistacjami. Pychota ! 


niedziela, 21 września 2025

21.09.2025 Godzina biegnie

 w tym przypadku godziny w liczbie mnogiej. Do kalendarzowej jesieni zostało ich kilkanaście , bo podobno zaczyna się jutro około 19.00 a równonoc wypada 25. Jak dla mnie to zawsze był 23 i niech tak zostanie. Kroki w stronę jesieni jednak poczyniłam ale o tym za chwilkę . 

Dziś 65 urodziny mojego małżonka. I pierwszy dzień emerytury.  Urodziny będziemy świętować razem z moimi za kilka tygodni - tak mniej-więcej w połowie, bo moje 65 wypada w nowy rok. A że to okrągłe urodziny to zdecydowaliśmy, że  zaprosimy rodzinę na dobry obiad do restauracji. Ja oczywiście małżonkowi życzenia złożyłam i prezencik wręczyłam , a młodzież przyjechała na działkę z drobiazgami z okazji przejścia na emeryturę. Dostał koszulkę z napisem "emeryt- jednostka do zadań specjalnych" i drobiazgi samochodowe "na wycieczki". Rano upiekłam placek drożdżowy - pół blaszki ze śliwkami, pół z kruszanką i drożdżowe bułeczki - też po połowie ze śliwką i bez. Udały się znakomicie i prawie wszystko zostało zjedzone, co mnie ucieszyło, bo nie lubię jak mi jedzonko zostaje. 

A tak poza tym jak wspomniałam ; pewne drobne kroczki w stronę jesieni poczyniłam. Zmieniłam dekoracje w domu na jesienne. Co mi z tego wyszło niebawem pokażę , ale jeszcze nie zdążyłam zrobić zdjęć. W niby - kominku zagościł jesienny park z ławeczką i chatką z płotkiem, na skrzyni do butów zasiadł skrzat w towarzystwie jeżyków , a na kuchennym oknie tradycyjnie już trochę - wrzos i patyczak. Pewnie jeszcze coś dołożę. No i poduszki na kanapie muszę zmienić na bardziej jesienne, bo wciąż są te z tulipanami. A teraz następny krok czyli jesienny anturaż dla bloga. Dobrego tygodnia !