babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 26 października 2024

26.10.2024 Metal to nie są kołysanki na dobranoc

Metal ma walić po mordzie – jak mawiają bywalcy festiwali Castle Party. I możecie mi wierzyć na słowo : walił i to konkretnie. Ale po kolei . Wyruszyliśmy przed trzynastą , żeby zameldować się o umówionej porze w hotelu. Lecieliśmy A-dwójką w jesiennym słońcu i zatopionym w złocie i czerwieni krajobrazie . Bez wątpienia jesienna podróż ma swój niezaprzeczalny urok , ale to tylko wartość dodana. Do hotelu dotarliśmy o 15.30. Recepcja pełna gości . Od razu bezbłędnie rozpoznaliśmy , kto na koncert. Po rozpakowaniu poszliśmy do restauracyjki przy hotelu o nazwie „Przystanek Smaku” . Na tym przystanku  czas zatrzymał się na epoce słusznie zresztą minionej czyli PRL-u.  Smaki z tamtych lat , ani na jotę nie uwspółcześnione. Dawno nie jedliśmy w restauracji takiego dobrego jedzenia. Jeśli będziecie w Łodzi , to mogę tę knajpkę polecić .W oczekiwaniu na dania zabawialiśmy się zgadywaniem , kto na koncert. A hotel i knajpka zapełniały się z każdą minutą.  Nie to jednak jest najważniejsze. Atmosfera oczekiwania i ten specyficzny klimat imprez z gotykiem w tle znany nam z innych zdarzeń rósł i gęstniał. Na hotelowym podwórku ( bo terenem rekreacyjnym nie da się tego miejsca nazwać ) i schodach gdzie goście powychodzili zaczerpnąć świeżego powierza wymieszanego z dymem papierosowym natychmiast odnaleźli się fani zespołu. Nawiązała się jak zawsze ciekawa rozmowa o zespole, koncertach, nowych płytach  i ciekawostkach muzycznych . Ludzie jak zwykle na te imprezy, przyjechali by być razem , razem słuchać lubianej muzy i dobrze się bawić . My również- dołączyliśmy do młodych ludzi z Rybnika. Czas mijał i towarzystwo rozeszło się do swoich pokoi, żeby się przebrać i wyruszyć do Atlas Areny. My też . Do Areny nie było daleko, po zasięgnięciu języka poszliśmy pieszo. Za nami i przed nami sunął już tłum innych fanów odzianych w czarne skóry , stylowe koronki , gorsety , koszulki z logo zespołu i co tam kto miał w szafie na takie okazje . My również . Małżonek włożył opalizującą na czarno i czerwono koszulę i czarną aksamitną marynarkę , ja czarną suknię i rajstopy oraz wiktoriańską biżuterię . Aha ! specjalnie na tę okazję pomalowałam na czarno paznokcie, ryzykując długą kurację po usunięciu lakieru , bo niestety moje paznokcie tego specyfiku nie tolerują w żadnej postaci ale koncert to koncert , stosowny strój musi być.  Do rozpoczęcia mieliśmy jeszcze trochę czasu więc bez pospiechu odszukaliśmy nasz sektor i miejsca i a jakże dołączyliśmy do grona bywalców na pogawędki. Kupując bilety na koncert, w sektorze nie wiedziałam czego się spodziewać , bo w Arenie nigdy nie byliśmy. I tu okazało się, że wybrałam  idealnie; niemal na wprost sceny . Trybuny są od sceny dość oddalone , ale bardzo wysokie – nikt nikomu widoków nie zasłania , my mieliśmy miejsca mniej – więcej w połowie a zatem widoczność dokładnie na całą scenę . Koncert zaczął się punktualnie od zespołów supportujących.  Na początek BLID8 – cokolwiek to znaczy . Oczywiście metalowy , w klasycznym składzie i raczej klasycznej konwencji. Wokalnie i muzycznie dali radę , dałoby się posłuchać , gdyby nie przesadzili dźwiękowcy. Słabo im poszło z dostosowaniem głośności bębnów , w które perkusista walił z całej siły. Mimo wszystko było to melodyjne i utrzymane w rytmie. Drugi zespół supportujący ANNISOKAI- cokolwiek to znaczy , zahaczał o industrial metal- chyba , bo na tę półkę ja już nie zaglądam. Ciężki z elementami techno i też mocno przesterowany przez dźwiękowców. Muzycznie średnio. Jak później skomentował jeden naszych koncertowych znajomych, wokalista darł ryja . No mniej więcej. Widać jednak dobrze rokują oba zespoły skoro promują ich takie sławy jak Within Temptation i Tarja. I tu doszliśmy do najważniejszego . O 21.00 zaczął się koncert , na który zjechali się miłośnicy gotyckiego rocka z całej Polski.  Przygasły światła , na umieszczonym za sceną całkowicie czarnym telebimie zaczęły pojawiać się strzelające z ogniska iskry, ogniście zapłonęło logo zespołu a z głośników rozległ się grzmot i ryk silnika odrzutowego po czym na raz z telebimu strzeliły płomienie i zaczęły pojawiać się obrazy wojny; uciekający ludzie, płonące kościoły , puste pola i przerażone oczy dzieci . Jednoczesnie na scenę weszła Shanon Den Adel i potężnym sopranem podpartym ostrymi metalowymi riffami i perkusją wyśpiewała antywojenny manifest . Od czasu poprzedniego koncertu jej głos nabrał niebywałej mocy , nie dzwoni już delikatnie  jak kościelna sygnaturka ale momentami przypomina grzmot. Dosłownie zaniemówiłam. To intro wbiło mnie  w fotel . Zresztą nie tylko mnie . Sala wypełniona – lekko licząc sześcioma tysiącami ludzi  zamarła. Tak mocnego przekazu jaki poszedł z tego pierwszego utworu nikt się chyba nie spodziewał . Metal to nie jest muzyka dla wszystkich . W przeciwieństwie do słodkich popowych utworków właściwie o niczym metal niesie w sobie przesłanie .Metal to jest muzyka gniewu , muzyka niezgody na niegodziwości tego świata a ten gotycki dodatkowo wyciąga na wierzch lęki i mrok człowieczych umysłów i serc. Siła tej muzyki kanalizuje agresję , rozprawia się z emocjami . Wali po mordzie jak wspomniałam na początku . Kiedy po raz pierwszy usłyszałam to powiedzenie bardzo mnie ubawiło ale wcale zabawne nie jest jeśli je „rozłożyć na części” A wracając do koncertu to dalej wcale nie było lepiej. Kolejne utwory nawiązywały do zaszłości dzisiejszego świata ; wojen, zasypujących nas gór śmieci, dewastacji środowiska , zagrożeń związanych z IA i ociepleniem klimatu a nawet prawami człowieka . Wszystko w konwencji klasycznie  metalowej . O gotyckim sznycie decydował tylko sopran Shanon. Oprawa każdego z utworów nawiązywała do każdego z tematów , o których wspomniałam wyżej. I jak na koncertach metalowych : snuł się dym sceniczny, strzelały płomienie , sypały się iskry a lasery wydobywały najbardziej nieprawdopodobne obrazy. Koncert promował przede wszystkim nową płytę pt.”Bild” ale było i parę starszych utworów w nowej , bardziej „zmetalowanej „ aranżacji. Do występu zostali zaproszeni goście specjalni, najpierw dźwiękowiec i wokalista zarazem Alex Yarmak . Nic mi to nazwisko nie mówiło i wciąż raczej mało mówi ( obiecuję temat zgłębić) ale dawał radę . Ma mocny , ciekawie brzmiący baryton i grawl. A po jego występie solo i z Shanon, na scenę wkroczyła Tarja. Po raz drugi mnie wmurowało. To co pokazały obie dziewczyny na scenie po raz drugi wbiło wszystkich w podłogę . Zaśpiewały razem trzy utwory , w tym znany już od kilku lat „Paradise” , na który notabene czekali wszyscy fani. Coś Niesamowitego ! Sopran koloraturowy Shanon i mroczny mezzosopran Tarji brzmiące razem . Te głosy swoją siłą przebijały basowe gitary , klawisze i perkusje zespołu! „Paradise” wykonały z taką brawurą, że sala wibrowała a trybuny drżały , nie przesadziłam. Czuło się to pod stopami. Obok mnie siedziała kobieta , którą chyba ktoś na ten kocert zaprosił . Najwyraźniej nie czuła tej muzyki , wyglądała na wystraszoną i nieszczęśliwą i najchętniej uciekła by w popłochu, ale gdy zabrzmiały głosy obu wokalistek nawet ona podniosła głowę i niemal poderwała się z miejsca a potem siedziała zafascynowana słuchając.  Na bis zespół zaśpiewał jeden z pierwszych swoich kawałków „Mother Earth”, na który czekałam szczególnie , bo bardzo go lubię. I znów zaskoczenie ; nowa aranżacja, mocniejsza i nieco cięższa niż poprzednia  i nowa oprawa nawiązująca do siły z jaką odradza się przyroda . Odgłosy burzy, które słychać na początku utworu brzmiały tak realistycznie jak w czasie rzeczywistym. Koncert dobiegł końca , wracaliśmy całą gromadą do hotelu a potem długo jeszcze staliśmy na schodach omawiając każdy szczegół.  Co mogę dodać… Trochę nie poszło dźwiękowcom ; momentami słychać było przesterowanie w głośnikach , co w przypadku ciężkich brzmień jest cokolwiek uciążliwe dla uszu . Chyba te wpadki wybaczyli im wszyscy fani. My na pewno. Atmosfera jak zawsze na tych imprezach radosna a ludzie nastawieni na bycie ze sobą , cieszenie się wspólnie spędzonym czasem , piękną muzyką i dobrą zabawą. Możecie wierzyć lub nie , ale wszyscy byli dla siebie mili , wszyscy się do siebie uśmiechali , nikt nie wykrzywiał się czy denerwował , że ktoś pomylił rzędy i przeciska się pomiędzy siedzeniami , ludzie zagadywali do siebie i żartowali mimo mrocznych strojów i klimatu . Jako sympatyzująca z subkulturą goth podzielam ich zdanie , że Goth ma piękną duszę i myśli o sprawach ostatecznych a strój to tylko dekoracja . Wbrew pozorom to bardzo ciekawi i kolorowi ludzie. Nie taki metal straszny , na żadnej imprezie nie ma takiej atmosfery jak na tych rockowo – gotyckich i tak bezpiecznych . Pobyt na koncercie dobrze mi zrobił. Z każdym ciężkim dźwiękiem schodziło ze mnie napięcie i nerwy spowodowane ostatnimi sprawami jakie mnie dopadły . Wyszłam z Areny i nie umiałam  swobodnie sformułować zdania . Zaniemówiłam z wrażenia , podobnie jak mój mąż. Ogarnęłam się dopiero gdy wyszliśmy poza teren obiektu  i skleciłam jakiś sensowny komentarz. Będzie co wspominać .

Wracaliśmy następnego dnia po solidnym śniadaniu . Lecieliśmy A- dwójką w jesiennym słońcu i zatopionym w złocie i czerwieni krajobrazie.

czwartek, 24 października 2024

24.10.2024 Jutro wielki dzień

 czyli koncert więc się tu nie pokażę . O tej porze będę ; hmmmm nie wiem co , może skakać w rytm metalowych riffów , może przytupywać , machać rękami albo jeszcze co innego . Będzie się działo i na pewno przed północą z Atlas Areny nie wyjdziemy. Obiecuję relację . 

Co do innych spraw , problem z moją matką urósł do rozmiaru góry lodowej albo i Everestu . Już wiem , że czaka mnie ciężka przeprawa z instytucjami i nie tylko , a przede wszystkim z nią . Na razie dwa malutkie kroczki do przodu. jestem po rozmowach z policją i pracownikami OPS-u. Po woli obraz mi się składa , ale do końca ho, ho , ho i jeszcze trochę . 

Zaliczyliśmy dziewiąte urodziny najmłodszego wnusia . Kiedy to minęło ?  Z wszystkich prezentów, które mu przywieźliśmy najbardziej ucieszyła go bluza z kapturem i dużymi kieszeniami. Uwielbia takie . Urodziny właściwie ma jutro ale z powodu wyjazdu odwiedziliśmy go dzisiaj. Zatem do zobaczenia- napisania ...

środa, 23 października 2024

23.10.2024 Nie wierzę,

 że to się dzieje naprawdę . Opiszę jutro albo za parę dni jak ochłonę. Dziś mnie sprawy przerosły . Mamuśka nie da mi pożyć spokojnie. 

wtorek, 22 października 2024

22.10.2024 Wanda, Ufo, Prezydent i lawendowy sen

 - chyba, bo tak mi przetłumaczył translator "lavender dream" . Za tym dziwacznym zestawieniem kryją się ... a tak : krzaczki . A konkretnie to drzewka owocowe kolumnowe i karłowate oraz róże okrywowe.  Wanda ro wiśnia karłowata , ufo brzoskwinia a prezydent to śliwka . Różyczki odmiany lavender dream wybrałam , bo podobno są bardzo odporne na mróz i choroby i właściwie prawie bezobsługowe - tak je reklamuje szkółka. Okaże się . Wszystko to posadziliśmy dziś w naszym ogródku. Liczę, że dadzą sobie radę. Krzaczki posadzone w niedzielę żyją i dobrze się mają. bardzo się z tego cieszę. Jutro przerwa w pracach działkowych, w czwartek urodziny najmłodszego wnuczka - dokładnie to w piątek, ale nas nie ma, bo w piątek wielki dzień , czyli długo wyczekiwany koncert . Będzie się działo. A potem zobaczymy. 

poniedziałek, 21 października 2024

21.10.2024 Trochę różnych drobiazgów

 Drobiazgów , bo ten poniedziałek nie był za ciekawy poza aferą z moją mamuśką . Znów coś pomajstrowała z telefonem i pilotem do tv no i był problem. Telefon padł definitywnie , bo go nie naładowała od nie wiadomo kiedy , a w jednym z pilotów wyczerpały się baterie więc był problem . Leków też nie wzięła w niedzielę ,bo to na dziś . Ale to w sumie nic nowego i już mnie te fanaberie nie ruszają. Telefon podłączyłam , pilota zabrałam do biura , bo nie miałam nic czym mogłabym go rozkręcić żeby baterie wymienić i tyle. Jeszcze zdążyła focha strzelić, bo powiedziałam , że ma uszykować pranie , czapkę , szalik, swetry , to jej odświeżę zanim na dobre się ochłodzi ale nie, ona nie będzie niczego szukać,  nie i nie. Kurtkę sama zabrałam jej z wieszaka w sobotę i dziś odniosłam wypraną. Był czas się przyzwyczaić.  Odebrałam różyczki ze szkółki razem z ulotką jak je sadzić , Nic szczególnego tylko przed posadzeniem trzeba je nawodnić , a konkretnie potrzymać z 2-3 godziny w wodzie a po posadzeniu zasilić nawozem do róż. Dam radę. Jutro będą też drzewka owocowe. Posadzimy za jednym podejściem. Miejsce mam przygotowane. 

niedziela, 20 października 2024

20.10.2024 Jak zwykle ...

 Tegoroczna wystawa rolnicza odbyła się nieco wcześniej niż poprzednie, bo  w przedostatnią niedzielę października i niczym się nie wyróżniła od tych minionych. W tym roku było nieco więcej stoisk ogrodniczych . Pozostałe jak to na wystawie ; trochę wikliny, dużo jedzenia , miody , trochę rękodzieła i wszędobylskiej chińszczyzny. Kupiliśmy dwa słoiczki miodu , kawałek chałwy, mężuś kupił sobie scyzoryk na działkę i flanelową koszulę a ja torebkę przyprawy do kanapek, cynamon w laseczkach i oczywiście roślinki. Obłowiłam się czosnki ozdobne ; kilka gatunków, szachownicę perską o czarno- fioletowym odcieniu ( jedną cebulę ze względu na cenę ) , szafirki ale trochę nietypowe , bo fioletowe i krzaczki ; aronię i pigwowiec japoński. Oczywiście wzbudziliśmy zainteresowanie okolicznych krzakowców z naszego kwartału, bo każdy ciekaw co u sąsiadów. Pewnie jeszcze nie raz zaskoczę okolicę jak tymi skrzynkami. Akurat pigwą i aronią się nie zaskoczyłam , bo prawie każdy ma albo jedno albo drugie albo oba.  Po drodze załapaliśmy się na jeżynę bezkolcową. Sąsiadka dała nam ogromną , rozrośniętą sadzonkę. będziemy musieli zrobić jakiś stelaż żeby miała się po czym piąć. Wszystko już rośnie. Przesadziliśmy przy okazji dwie porzeczki i teraz działka trochę "pod sznurek" wyszła , bo krzaczki grzecznie wzdłuż płotu, warzywka w skrzynkach po jednej stronie ścieżki , łączka po drugiej i tak dalej. Drugą stronę ogrodu będziemy zagospodarowywać w przyszłym roku a jutro sadzimy róże okrywowe. Tym sposobem weekend upłynął nam na sprawach ogródkowych. Jesień nadal kolorowa          i ciepła. Dobrego tygodnia !