i to haniebnie. Obudziłam się o 7.35! Jak na moje możliwości to prawie południe. Do pracy tym razem dojechałam dziesięć po ósmej . Koniec świata! Jutro muszę się lepiej postarać , bo mam mnóstwo spraw do załatwienia od rana, bo po obiedzie musimy się udać na nasze rodos . Zaczynamy przygotowania do budowy altanki.
W pracy na luzie, Mieliśmy kilka niespodziewanych odwiedzin dawno nie widzianych kontrahentów. Miło się spotkać po dłuższym czasie i pogadać. Zaliczyłam przygodę z przejażdżką przez miasto. Wybrałam się do księgowej i w drodze powrotnej załadowałam się w ogromny korek . Najpierw pomyślałam ,że trafiło na śmieciarkę , ale po chwili okazało się , że nie . Jakiś bus zablokował ulicę , nie wiadomo jakim cudem ustawił się w poprzek ulicy . Oczywiście zjawiła się policja , niektórzy kierowcy zaczęli wyjeżdżać z rynku przepychając się na parking pomiędzy klombami , ci z obcymi rejestracjami próbowali zawracać i jechać pod prąd . Zrobił się totalny kocioł i bałagan . W końcu udało mi się też przecisnąć się pomiędzy gazony i wyjechać przez parking . Pojechałam inną trasą i załadowałam się w następny korek. Tym razem na szczęście na przeciwnym psie , ale i tak mocno ruch spowolnił, bo co chwilę ktoś z przeciwka ładował się na trzeciego próbując objechać karetkę i radiowóz. Na koniec na głównej ulicy znów trafiłam w korek . No i zamiast przejechać od księgowej do biura przez 8-10 minut jechałam prawie godzinę . Szaleństwo .
Po pracy pojechaliśmy na zakupy zajączkowe dla wnucząt i po "coś" przy okazji. Zakupy udane. Zaszaleliśmy trochę , ale w końcu dla kogo , jeśli nie dla wnucząt. Teraz muszę wymyslić jakieś "gniazdka" dla zajączków , bo dzieci moje torebki-zajączki ubiegłoroczne skrytykowały. "No fajne, ale gniazdka były fajniejsze". No to nie ma rady , gniazdka musza być. Niech się jeszcze cieszą szukaniem gniazdek.