właściwie to drugi najtrudniejszy , bo ten ze sprawą sądową w roli głównej nie był lepszy. Z piątku na sobotę wszystkie ręce na pokład plus wsparcie w postaci naszego byłego pracownika oraz wnuka, ale to przy innym zadaniu. Klient jak zwykle pociął sobie światłowód ( a jakże, sezon na kopanie ogródków i nie tylko w pełni) i syn potrzebował pomocnika. Pracownik jest na emeryturze ale jak potrzeba to chętnie sobie dorobi u nas - jak dawniej. Ekipa instalacyjna skończyła tuż przed północą , małżonek ze starszym synem poprawiali jeszcze połączenia internetowe i skończyli około drugiej z minutami. Od 10.00 rano ciąg dalszy. Miały być prace porządkowe ale okazało się , że coś zawalili informatycy ze starostwa i część sprzętu się nie loguje. No i nasi musieli po nich poprawić. Do końca miesiąca licząc "dopieszczanie" będzie koniec definitywny. Ja tymczasem od rana zabrałam się za sprawy domowo- działkowe. Poleciałam do miasta po pieczywo i do matki z tabletkami i siatką sprawunków na sobotę i niedzielę a po powrocie zjedliśmy śniadanie, małżonek pojechał do pracy i zaczęłam szykować się do działkowego pikniku. Jako wpisowe upiekłam rogaliki z kawałkami jabłek z działki ( jeszcze nie całkiem dojrzałych) jako nadzieniem i skoro już miałam gorący piec to szybki placek drożdżowy. Też z jabłkami. Malutką blaszkę , taki na jedno jajo i cztery łyżki mąki. Jedno i drugie udało się wprost idealnie. Czasu miałam wciąż jeszcze sporo , zdążyłam zrobić pranie i ogarnąć chatkę. Na imprezę działkową dotarliśmy dopiero około 17.00. Na działce byliśmy nieco wcześniej ale obrywałam fasolę i ogórki . Fasolka mnie zarosła. Oberwałam dwa rządki a już miałam prawie pełny kosz. Dziś poprawka, pozostałe dwa rządki i znów prawie pełny kosz. Zabawa trwała już w najlepsze , "mycie garów" odchodziło na całego jak i w roku ubiegłym. Tym razem jednak nie wzięliśmy w tym udziału tym razem , bo wiadomo , musiałam jeszcze do matki podjechać ,a małżonek nie zdążył odespać więc za chętny do zabawy też nie był. Pojedliśmy jednak piknikowych przysmaków w postaci grochówki i pyrek z gzikiem, poczęstowałam pudłem rogalików i plackiem , pogadaliśmy. I tak było miło i wesoło jak zwykle. A dziś znów mam pracowitą niedzielę. Nadrobiłam zaległości w prasowaniu, oczywiście rundkę do matki zaliczyłam i takie tam domowe tematy. Po obiedzie pojechaliśmy oczywiście na działkę. Mężuś zrobił trochę porządku w fontannach , niestety zarastają glonami ale środki do basenu załatwiają sprawę a ja oberwałam fasolkę i podlałam. Przygotowaliśmy też miejsce pod grilla i w końcu rozłożyliśmy ogrodowy parasol. Jakoś wcześniej nie było na to czasu. Resztę czasu po prostu siedzieliśmy na progu. Pomidorki zaczynają już się czerwienić, niedługo zaczniemy korzystać.
Dobrego tygodnia !