Pogoda pokrzyżowała nam działkowe plany więc dziś nie będzie
o codziennościach. Będzie o pisaniu, bo pisanie jest istotną częścią mojego
życiorysu.
Lucia wywołała temat Dzienników Twojego Stylu , niegdyś
świetne forum społecznościowe , pełne ciekawych osób piszących o wszystkim co w
duszy zagrało . O tym jak tam było pisała już i Lucia i ja wspominałam i kilka
dawnych bywalczyń przy różnych okazjach więc pominę , przynajmniej dziś , bo
nie zarzekam się , kiedyś powspominam , może wrzucę jakieś ciekawe fragmenty .Zachowałam całe Dzienniki , dobre
6 lat zapisków. Ale od początku.
Do siódmego roku życia mieszkałam u babci na wsi. Rodzice
zostawili mnie tam gdy miałam trzy miesiące razem z „wolną ręką” dla babci w
kwestiach wychowania mnie . Dom babci był taki jak powinien być dom : ciepły i
bezpieczny . I tak się tam czułam . Na wsi ukrytej w lesie i oddalonej od
cywilizacji ( w tamtym czasie naprawdę tak było) życie toczyło się według pór
roku. Po pracowitej jesieni przychodziła śnieżna i mroźna zima ciągnąca się nie
raz i do połowy kwietnia . Młodsze pokolenia pewnie nie pamiętają ale 50-60 lat
temu takie zimy nie były niczym dziwnym. Babcia nie miała telewizora , nie miał
go zresztą nikt we wsi , pierwszy pojawił się dopiero w 1972 roku. Słuchało się tak zwanego głośnika , bo i
radio było rzadkością . To był czas czytania książek i czasopism oraz pisania
listów . Pisać i czytać nauczyłam się bardzo wcześnie , bo mając jakieś 4,5
roku , może z 5. Pamiętam tę naukę przy nakrytym niebieską ceratą kuchennym
stole w babcinej kuchni. Babcia układała mi rękę i pomagała stawiać literki na
tym co było pod ręką ; kawałkach szarego papieru , gazetach , resztkach zeszytów
ojca i wujków przechowywanych na strychu. Czasem robił to wujek , młodszy bart
ojca . Pamiętam też jak uczył mnie czytać z książeczek z serii „Poczytaj mi
mamo” . Te książeczki przywoził mój ojciec gdy wpadał czasem z wizytą . Łatwo
przychodziły mi te nauki i gdy szłam do szkoły w wieku siedmiu lat umiałam już
bardzo dobrze czytać i pisać , nawet adresować listy . Dysponowałam też całkiem
sporą porcją wiedzy jak na siedmiolatkę . A wiedze czerpałam z książek. We wsi
była biblioteka , z której babcia korzystała. Książek dla dzieci było tylko
kilka więc siłą rzeczy czytałam co było . A była klasyka i książki przygodowe .
Kiedy poszłam do szkoły od razu zaczęłam też korzystać z biblioteki szkolnej i
nieco później miejskiej. Nie bawiły mnie bajeczki na 3 strony o Wojtku Strażaku i wciąż prosiłam bibliotekarki o normalne
książki. Jeśli mogłam wyszukać je sama , wybierałam te grubsze , zwykle
przygodowe lub historyczne . Bibliotekarki zaczęły mnie sprawdzać czy
faktycznie je czytam , kazały opowiadać treść albo czytać jakiś przypadkowy
fragment , w końcu odpuściły. Książki lubił też mój ojciec , często je kupował
więc i do domowej biblioteki miałam dostęp. Czytałam i czytałam, w każdej wolnej
chwili. I jak nie trudno się domyślić , również pisałam. Przychodziło mi to równie łatwo jak czytanie
. Jedyny mój problem to taki, że bazgrałam niemożliwie i jakimś cudem zawsze
udało mi się zrobić kleksa albo rozmazać atrament zanim zdążyłam przyłożyć
bibułę. Ojciec nie raz podarł mi zeszyt i kazał pisać od nowa. I tu drobna
dygresja , bo pewnie i tego młode pokolenie nie zna; za moich czasów pisało się
stalówką wpiętą w obsadkę i nabierało atramentu przez zanurzenie pióra w kałamarzu.
W klasie pierwszej i drugiej w ramach lekcji polskiego mieliśmy nawet naukę kaligrafii . Mnie akurat nie wiele to pomagało w tamtym czasie . Z biegiem lat
jednak to się zmieniło. Ręka nabrała wprawy i w końcu zaczęłam ładnie pisać . I
do dziś mi to wychodzi jeśli piszę ręcznie piórem. Regularny pamiętnik zaczęłam
pisać w klasie czwartej podstawówki , za sprawą pani od polskiego . Zachęcała
nas do prowadzenia pamiętników, pisania wierszy i opowiadań. Z wierszami mi nie
szło , ale opowiadań popełniłam w swoim życiu całkiem sporo . Większość
zniszczyłam . Pisałam zresztą odkąd nauczyłam się stawiać literki . Porzucałam
to zajęcie i znów do niego wracałam. O tym co powstało i w jaki sposób długo
mogłabym opowiadać. Pisałam również gdy już skończyłam szkoły , podjęłam pracę
, założyłam rodzinę . Pisałam pamiętnik, listy do kogoś i do nikogo
jednocześnie , polemiki do artykułów, których nigdy nie wysłałam , jakieś luźne zupełnie notatki na różne
tematy – od wyjazdów wakacyjnych, domowych remontów i zakupów, po jakieś nie do końca sprecyzowane przemyślenia i znów wracałam
do pamiętników. Nazbierało się tego przez lata . Dzienniki to był po prostu
kolejny etap. Dysponowałam już od wielu lat komputerem i na tamte czasy dużej
mocy internetem – ze względów zawodowych. Nie specjalnie jeszcze sobie z tym
radziłam ale to była kwestia czasu. Kiedy pojawiło się takie forum jak DTS po
prostu w to weszłam , nieśmiało z początku i lekkim poczuciem ,że pakuję się
jakieś towarzystwo nieproszona , ale szybko znalazłam tam swoje miejsce. I
zostałam na długie sześć lat. Kiedy dzienniki się rozpadły założyłam blog. Zastanawiałam
się nad wyborem platformy i padło na blogspot. Po prostu ogarnęłam sama , bez
pomocy syna- informatyka. I dalej piszę, regularnie od 13 marca 2010 roku .
Czasem na konkretny temat , czasem o codzienności a czasem „o niczym” . Kiedyś
napiszę o tym dlaczego mój blog wygląda tak jak wygląda . Dobrego tygodnia !