Nie , nie byliśmy , dostałam . Spore wiaderko. A tak dokładniej to dostał młodszy synalek i oddał mnie. Po ubiegłorocznych wypadach na grzyby mają zapasy na dobre 3 lata i stwierdził, że na razie więcej im nie trzeba. Oczywiście zagospodarowałam. Większość pokroiłam do suszenia . Te najładniejsze przeznaczyłam na marynowane . Niestety sporo też wyrzuciłam , bo były robaczywe. Ale i tak mam tyle, że te do suszenia nie pomieściły się na raz w suszarce. Reszta suszy się na kaloryferach . Jutro zrobię zmianę ; te z suszarki będę dosuszać na kaloryferach a tamte pójdą do suszarki. Z tych do octu wyszły dwa słoiczki. Oczywiście zrobiłam według starego przepisu babci. w proporcji 1 część octu 10% do 2,5części wody , po listku laurowym, 2 plastrach cebuli, 3 ziarnach ziela angielskiego i cieniutkim płateczku czosnku na słoik. Są dość ostre ale świetne. Zjadamy je jako dodatek do kolacji , no i na Wigilię.
A u nas ledwo ledwo bywają. Tylko raz cos tam przyniosłam. Całe szczęście, że z ubiegłego roku mi zostało, bo byłoby kiepsko z Wigilią! No i najstarsza Wnuczka nie miałaby co jeść ! 😉
OdpowiedzUsuńU nas też dopiero się pokazały, jeszcze w połowie października nie było. Też jeszcze mam zapas z ubiegłego roku.
Usuńfuscila
OdpowiedzUsuńBBM: U nas wreszcie się pokazały. Nie jakieś wściekłe ilości, ale są! Mam już słoik suszonych, Na pierogi starczy!😄
OdpowiedzUsuńJa własnie dosuszam , będzie na zupę , bo u nas wszyscy kochają grzybową i kapustę z grzybami.
Usuń