Opcje są następujące : a/błąd w przepisie ( raczej niemożliwe), b/ coś z moim piecem ( też mało prawdopodobne , bo drożdżowy , pizza i inne pieką się normalnie) c/ mam dwie lewe łapy do pieczenia i nie powinnam się zabierać za nic innego niż placek na drożdżach ( wersja najbardziej prawdopodobna) . Postanowiłam niedawno, że upiekę ciasto z książki kucharskiej Luci , które nazwała "tortem Fabiola" . Trochę szukałam syropu miętowego ale udało mi się kupić i jak postanowiłam tak zrobiłam . Okazja się trafiła ; Sylwester i moje urodziny , no to do roboty; dokładnie według przepisu. Ciasto wyszło na pierwszy rzut oka idealne, puszyste i faktycznie delikatne jak Lucia zaznaczyła. Wstawiłam do piecyka i tu się zaczęło. Nauczona doświadczeniem ustawiłam temperaturę na 170 stopni i czas na 40 minut ( w przepisie 150stopni i 30 minut) . Tak z praktyki , bo wiem , że mój piecyk tego wymaga, żeby wyszło jak trzeba. Piekło się ładnie, rosło ,piekarnika nie otwierałam i gdy czas minął wyszło mi coś takiego:
babusia
poniedziałek, 2 stycznia 2023
2.01.2023 Starcie z Fabiolą i nowego roku dzień drugi
I już myślałam ,że się udało , ale jak nieco przestygło to to wgłębienie zrobiło się większe. Wbiłam patyczek i okazało się , że ciasto upieczone tylko z wierzchu . Co do licha ??? Wpadłam po chwili na genialny pomysł : wstawię do piecyka i dopiekę . Albo sie uda , albo nie , a prawdopodobnie i tak się zmarnuje więc czemu nie spróbować . No i wstawiłam . Miało być tylko na 10 minut , ale zaczęłam coś robić , potem jeden i drugi telefon i zleciało ; 27 minut. Wyjęłam , ciasto się wyrównało i trochę bardziej przypiekło. Zaczekałam aż wystygnie - tym razem nie "siadło", przekrawam i co ? Surowe w środku , a jakże. Znów genialny pomysł; skoro i tak się zmarnuje , to równie dobrze mogę włożyć do piekarnika i dopiec ten środek . I tak zrobiłam . Kolejne 15 minut w piecyku i udało się , ale obie części miały już przypieczone brzegi oba miały wierzch. Wyszły suche, co tu dużo gadać. Skoro już dwa eksperymenty zaliczyłam , to stwierdziłam , że i trzeci mogę zrobić. Następnego dnia ciasto nawilżyłam wodą z syropem miętowym i łyżeczką alkoholu , odczekałam godzinę aż namoknie i udekorowałam , tylko nie dżemem jak było w planie a ciemną czekoladą i polałam białą . No i wyszedł twór, który moja młodzież nawet pochwaliła. Orzekli, że nawet dobre, smakuje jak panattone z lidla tylko trochę za słodkie. I wcale nie miętowe. Nooooo... Ciekawostka... Faktycznie ciasto wychodzi bardzo słodkie, podejrzewam ,że to z powodu zawartości cukru i dodatkowo syropu. Posmak mięty moim zdaniem lekko się wyczuwało, ale słabo. Myślę ,że to z powodu naturalnego syropu produkcji Herbapolu , bez sztucznych dodatków . Myślę , że syrop aromatyzowany chemicznie dałby intensywniejszy smak. No i nie wiem co zrobiłam źle. Najwyraźniej mam dwie lewe łapki do pieczenia i ciasta powinnam z daleka omijać. Prawda, że za często nie piekę więc i wprawy nie mam.
No a to ten twór a la pannatone z lidla w moim wykonaniu:
I tak się skończyła moja włoska przygoda z ciastem Fabiola. Aha , zjedzona została połowa.
A tak poza tym drugi dzień roku pozytywny : dwa zamówienia , na kontrakty , które już uznaliśmy za nie byłe , bo sprawy negocjowaliśmy cały ubiegły rok i nic z nich nie wyszło a tu proszę ; pierwszy poświąteczny dzień w pracy i dwa od razu. No i w końcu mamy termin wizyty wstępnej na zdjęcie zaćmy u mojej matki . Dziwaczny , bo w sobotę przed południem 14 stycznia ( rejestrowałam ją 5 sierpnia) . Po tej wizycie jeszcze około miesiąca czekania na zabieg z tego co mi wiadomo. Późnym popołudniem odwiedził nas kominiarz . Przyniósł kalendarz kominiarski na szczęście , ode mnie dostał na szczęści przysłowiowy "grosik" czyli 5 zł. Kalendarz jak dawniej , z zaznaczonymi świętami , zdjęciem kominiarza ( choć i tu duch czasu wziął górę, bo na zdjęciu jest kominiarka , znaczy kominiarz w wersji damskiej) oraz starymi imionami . Znalazłam Zenobię i Scholastykę , Euzebiusza i Melchiora i jeszcze wiele równie ciekawych . A już myślałam , że ten zwyczaj całkowicie zaginął w mrokach dziejów. Nie mam pojęcia skąd się wziął i dlaczego go kultywowano , ale z dzieciństwa pamiętam , że dom babci na nowy rok odwiedzał kominiarz. Babcia dostawał kalendarz a kominiarz grosik. Miało to niby przynosić szczęście. Co ciekawe jeszcze parę lat temu chodził i u nas znany wszystkim stary mistrz kominiarski , ubrany w cylinder i z liną zakończoną okrągłą szczotką na ramieniu i wierszem składał każdemu domowi życzenia . Parę lat temu zmarł nagle i nikt dłuższy czas go nie zastąpił , a w tym roku młodzież kominiarska zwyczaj przywróciła do życia . To lubię ...
No tak, pozytywnie , zdecydowanie , ale to dopiero drugi dzień roku ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hmm. Muszę przestudiować przepis, bo kto wie. Pamiętam, że "Fabiola "w wykonaniu Fabioli była pyszna i delikatna. A, że za słodka? Może jednak dżem, bo bardziej kwaskowaty od czekolady. Jak to mówią: pierwsze koty za płoty. Musisz spróbować jeszcze raz, a ja przy okazji też spróbuję.
OdpowiedzUsuńI zobaczymy. Byłam przy pieczeniu " Fabioli" więc chyba nic nie
pokręciłam.
Przestudiowałem przepis i mam dwa rozwiązania. Mąka i proszek do pieczenia. Włoska mąka i włoski proszek. Oraz o ile pamiętam, to Fabiola piekła w termoobiegu. Stąd tylko 150 stopni. Uściski
Spróbuję za jakiś czas . O termoobiegu nie pomyślałam , moze faktycznie by należało piec w ten sposób?
UsuńWłoski proszek ma w torebce 16 gramów na 500 g mąki czyli trochę więcej niż połowa na 280 g maki.
UsuńU nas 30 g na 1kg mąki więc mniej-więcej tak samo. Jak tak myślę, to pewnie jednak piec. Musze poobserwować.
Usuń