babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

wtorek, 30 kwietnia 2024

30.04.2024 Dziś trochę historii o pisaniu - uwaga : wpis długi!

 Tak , to jest ten dzień . Mija dziś dokładnie 20 lat gdy zamieniłam pióro na klawiaturę , a papier na cyberprzestrzeń. Dokładnie 30 kwietnia 2004 roku, niemal równo z wejściem do Unii Europejskiej zaczęłam pisać w internecie. Wiele z nas pamięta jeszcze Dzienniki Twojego Stylu. Nie będę się powtarzać. Powiem krótko: kiedyś było to świetne forum , na którym spotykało się wiele fajnych, pozytywnych kobiet i dziewczyn i nawet było wśród nas kilku panów. W różnym wieku , z różnymi problemami i pomysłami na życie. Było naprawdę ciekawie . Parę razy przywoływałam już na blogu te klimaty i nie tylko ja więc tym razem opowieść o DTS pominę, choć to tam internetowa przygoda z pisaniem się dla mnie zaczęła. Dziś jednak będzie tylko o pisaniu. A pisanie stało się częścią mnie. Jak to możliwe? Sama się czasem nad tym zastanawiam. Myślę, że to po części sprawa warunków w jakich przyszło mi żyć, po części zarażenie pasją do czegoś , a może i geny pasjonatów , które w mojej rodzinie są dziedziczne, bo prawie wszyscy mieli i mają jakieś hobby. Pisać i czytać nauczyłam się bardzo wcześnie, bo w wieku czterech , może czterech i pół roku. W latach 60-tych ubiegłego wieku zimy na wsi bywały długie i ciężkie, telewizora w domu babci nie było, radio zastępował głośnik czyli takie pudło z pokrętłem emitujące I program Polskiego Radia i w porywach program regionalny z Poznania. Zamiast, mieliśmy dostęp do książek, czasopisma , które babcia prenumerowała i wiejską bibliotekę liczącą kilkaset książek . Tak naprawdę nie wiem ile tych książek było faktycznie , ale z tego co pamiętam , to zmieściły by się w  jednej mojej witrynce. Biblioteka wiejska  była bardzo skromna . Przy różnych okazjach dostawałam mnóstwo książeczek dla dzieci. Przywozili mi je wujkowie – bracia ojca i on ,gdy zaglądał kilka razy w roku do babci. Na tych książeczkach z serii „Poczytaj mi mamo” nauczyłam się składania literek.  Rękę do pisania układała mi babcia, czasem jej siostra a czasem najmłodszy bart ojca, który był moim ulubionym wujkiem. Pisanie ćwiczyłam na czym się dało, torebkach po mące , resztkach papieru pakowego , starych gazetach , pozostałościach po zeszytach szkolnych ojca i wujków, które babcia przechowywała na strychu i co tam wpadło w rękę. Papier zeszytowy był na wsi produktem deficytowym . rzadko pojawiały się w „spółdzielni” zeszyty, papier kancelaryjny , a o czymś takim jak papeteria nikt nawet nie słyszał. Na wsi pisało się listy; do bliższych i dalszych krewnych,  przyjaciół i znajomych. Telefon mało kto w tamtych latach posiadał nawet w mieście więc sztuka epistolarna kwitła. Babcia pisała listy stalówką i atramentem. Kiedy zabrano mnie z domu babci w wieku lat siedmiu umiałam już dobrze czytać i pisać , umiałam też sama adresować listy. Wysyłało się te listy pisane na zeszytowym papierze w brzydkich niebieskich kopertach opatrzonych znaczkiem za 20 groszy, nieco później za 60 lub 40 jeśli była to widokówka lub kartka świąteczna. Kiedy poszłam do I klasy szkoły podstawowej z początku trochę się nudziłam , bo moi koledzy i koleżanki poznawali dopiero literki i krótkie słówka z ich użyciem , a ja to wszystko znałam . Od razu zapisałam się do biblioteki szkolnej i zaczęłam wypożyczać książki. Bibliotekarki wciskały mi jakieś krótkie historyjki na 4 strony o Wojtku strażaku albo Zosi-Samosi , a ja wciąż prosiłam o „normalne książki” . I je dostawałam , ale bibliotekarki zaczęły mnie sprawdzać czy ja to sama czytam. Odpytywały z treści albo kazały czytać jakiś przypadkowy fragment . Na lekcjach polskiego w drugiej połowie klasy I wprowadzono nam kaligrafię . Krótko się tego uczyliśmy , bo do końca roku i pewnie z dwa miesiące w klasie II , ale jednak. Pamiętam , że gdy przenieśliśmy się do nowego budynku już tych lekcji nie było. Kaligrafia szła mi słabo. Zawsze coś było nie tak, a najczęściej robiłam kleksy , bo wtedy pisało się w zanurzaną w kałamarzu z atramentem stalówką osadzoną w drewnianej lub plastikowej obsadce . Jakimś cudem zawsze rozmazałam kleksa zanim zdążyłam przyłożyć bibułę. Starsze pokolenie wie o czym piszę . Młodszemu wyjaśniam : bibuła to był taki osuszacz -kartka papieru , który wpijał atrament- cos jak dzisiejsze papierowe ręczniki. W ogóle strasznie wtedy bazgrałam , ojciec nie raz podarł mi zeszyt , chcąc wymusić ładne pismo ( sam pisał przepięknie i bardzo czytelnie ), ale efekty były marne. Wprawa przyszła z wiekiem i ilością zapisanych kartek. Do pisania pamiętników zainspirował mnie „Plastusiowy Pamiętnik” – książeczka , której treści kompletnie już nie pamiętam oraz druga napisana w formie pamiętnika prowadzonego przez ucznia klasy chyba IV o imieniu Marianek . Mam ją chyba nawet w biblioteczce , ale nawet tytułu już nie pamiętam. Często wczuwałam się w bohaterów czytanych książek i bardzo chciałam robić to co oni. Głupie , z  dzisiejszego punktu widzenia , ale jako dziecko tak właśnie sobie myślałam. Marianek pisze pamiętnik, dlaczego ja nie miałabym pisać . I tak się zaczęło. Porzucałam to zajęcie z początku ale po paru dniach albo tygodniach znów do niego wracałam aż w klasie IV przydzielono nam panią polonistkę , o której krążyły w mieście legendy. Fakt, bywała szalona ,ale nikt tak jak ona nie umiał zachęcić uczniów do pracy.  To ona w ramach lekcji kazała nam pisać opowiadania z dialogami na dowolny temat albo wskazany przez nią , ona zachęcała do pisania wierszy i opowiadań , pisania listów do koleżanek i kolegów i właśnie prowadzenia pamiętników. I tak się to zaczęło. Od IV klasy szkoły podstawowej niemal codziennie piszę . Najpierw klasyczny pamiętnik, potem w klasie siódmej , kiedy była pewna moda na pisanie moja przyjaciółka wymyśliła „raplutaż” . Wiadomo, że przecież to to samo ale za to jak brzmi ! Raplutaż prowadziłam do końca liceum. Konsekwentnie dzień po dniu. Po drodze, gdzieś w klasie VI mój ojciec przyniósł do domu broszurkę z krojami czcionek . Tak mi się to spodobało, że nauczyłam się pisać gotykiem i kilkoma krojami ozdobnymi i nawet ozdabiania inicjałów. Dziś już nawet nie pamiętam jak się niektóre nazywały ale jeszcze umiem je napisać. Bardzo mi się ta umiejętność przydała w liceum gdzie byłam jedną z prowadzących klasową kronikę. W wakacje pomiędzy podstawówka a liceum  , mój 6-cio letni kuzyn zwichnął nogę . Babcia mu tę kostkę nastawiła ale zabroniła przez kilka dni biegać . Tylko jak utrzymać żywego sześciolatka w pozycji siedzącej. Na strychu u babci znalazłam prześwietlony papier fotograficzny , zaciągnęłam tam kuzyna , zabrałam kredki i zaczęłam rysować postacie. Kuzyn wchodził w wiek indiański więc stopniowo powstał cały Dziki Zachód . Wymyślaliśmy im imiona i historie , miejsca zamieszkania i podróże i mnóstwo różnych przygód nasze papierowe ludki zaliczyły a ja tę historię zaczęłam spisywać i pisałam tak prawie do matury, już bez udziału kuzyna i zapisałam 6 zeszytów 96 kartkowych . Powstała całkiem pokaźna książka dla dzieci . Moim  dzieciom jednak nie dane było ją przeczytać . Zniszczyłam razem z wszystkimi innymi napisanymi przeze mnie opowiadaniami i kilkudziesięcioma zeszytami zapisanymi dzień po dniu, gdy okazało się, że moja matka dobrała się do moich zapisków i opowiada po znajomych o czym to ja piszę .Po szkole średniej trochę zarzuciłam codzienne pisanie z barku czasu , ale i tak wciąż do tego wracałam . Był czas, że pisałam tylko luźne notatki , listy do kogoś i nikogo jednocześnie , popełniłam nawet ze 3-4 wiersze ale to nigdy mi nie wychodziło, od razu wiedziałam ,że są marne i dałam sobie z tym spokój. Oprócz pamiętników , w dorosłym życiu wciąż pisałam opowiadania , nadal mam tego spory karton schowany na dnie szafy… I tak sobie płynął czas, aż świat zawojowały komputery . Jakoś nie specjalnie się z nimi polubiłam i nadal nie mam do tego sprzętu przekonania , ale okazały się przydatne. Czytając papierową wersję Twojego Stylu trafiłam kiedyś na krótkie przedruki zapisków internetowych pt. Twój Styl. Dzienniki – notka + 2-3 komentarze. Postanowiłam sprawdzić co to takiego i zostałam. Z początku trochę komentowałam ,aż chyba po miesiącu założyłam konto i zrobiłam pierwszy wpis , na razie ukryty. Z dnia na dzień jednak mnie to wciągało i w końcu 30.04.2004 roku odważyłam się opublikować . I tak oto pióro zastąpiła klawiatura i ekran a papier cyberprzestrzeń . Potem DTS się rozpadły a forum zastąpił blog, przy którym trwam już ponad 14 lat. Napisałam w swoim życiu miliardy znaków. Moim marzeniem zawsze było pisanie książek . Łatwo mi to pisanie  przychodziło, o wiele łatwiej niż wypowiadanie się i jakoś tak samo z siebie urosło do kolejnej pasji . I przyznam się , że pamiętniki najpierw papierowe , potem internetowe to najbardziej systematyczna czynność jaką kiedykolwiek w życiu wykonywałam. Rutyna to nie moja bajka , lepiej czuję się w twórczym rozgardiaszu.  Napisałam w życiu wiele ; wypracowania swoje i dla koleżanek z klasy, opowiadania, listy do babci , przyjaciół i rodziny , pozdrowienia z wyjazdów , książkę dla dzieci , kroniki w liceum i studium medycznym , miliony pism , monitów, ofert , pism urzędowych i umów, redagowałam księgi z rodzinną historią i odezwy do ważnych osób – tych nigdy nie wysłałam ani nie opublikowałam w internecie , wnioski i odwołania i wszystko co się da na papier przenieść .  Los sprawił mi jednak fikołka. Spełnił marzenie o pisaniu i piszę , wciąż i wciąż : papierki w biurze…

6 komentarzy:

  1. Gratuluję wytrwałości ! Masz lekkie pióro i szkoda byłaby, gdyby zapisywane były wyłącznie biurowe papierki, dobrze więc , że znalazłaś sobie inny sposób na kontynuowanie realizacji piśmienniczej pasji- od pamiętników, raptularza do blogą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się , dziękuję ,a pisanem może jeszcze zdążę się zająć jak już w końcu będe na tej emeryturze.

      Usuń
  2. Kochana jak ja Cię rozumiem z tą systematycznością. Nigdy jej nie miałam. Wszystko szybko zarzucalam. Aż trafiłam do DTS i teraz dzień bez pisania dniem straconym. 😃
    A Ty pisz nam pamiętnik internetowy przez wiele wiele lat. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja może nie rzucam wszystkiego zanim skończę ( też mi się czasem zdarza ) ale nie lubię monotonii . Musi sie coś dziać , a gdy sie dzieje ja się w tym odnajduję . Takie "od -do" strasznie mnie dołuje. Buziaki!

      Usuń
  3. Dzienniki Twojego Stylu wspominam z sentymentem, poznalam tam wiele fantastycznych kobiet. Dzisiaj juz nigdzie sie nie udzielam, troche szkoda ale zycie sie zmienia i trzeba sie z tym zgodzic. :-)))
    Twoj blog czytam chetnie i zawsze podziwiam, bo piszesz ciekawie i ladnym jezykienm.
    widac reke mistrza :-))))) w uzywaniu jesyka polskiego.
    Pozdrowienia od Emmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Emmo. Miałam fajnych polonistów , jakoś zawsze pod tym względem trafiałam dobrze , z pewnością mieli wpływ na moje umiejętności. A to jak z jazdą na rowerze, jak się człowiek raz nauczy to na zawsze. Pozdrawiam Cie serdecznie

      Usuń