babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 20 czerwca 2022

20.06.2022 Był sobie weekend

 Nie był t najbardziej udany wyjazd, chodź nic na to nie wskazywało. Mieliśmy konkretne plany na konkretne dni, w tym spotkanie z przyjaciółką z Kaszub i znajomymi z Poznania, którzy jak się niedawno okazało mają dom w okolicy . Wyjechaliśmy jak to mamy w zwyczaju , jak komu pasuje . Kto pierwszy dojedzie odbiera klucze od domków i czeka na resztę . Tak było i tym razem. My dotarliśmy około 18.00.  W pierwszy wieczór kręciliśmy się po miasteczku i okolicy jeziora , w barku na plaży zaliczyliśmy pysznego drinka mojito truskawkowe ( rewelacyjne!) i grilla z młodzieżą . dzieciaki zajęły się sobie tylko znanymi sprawami. Następny dzień zapowiadał się całkiem miło; pełny luz , na piątek zaplanowaliśmy wypad do parku rozrywki pod Człuchów, żeby dzieciaki pojeździły gokartami i wieczorne ognisko a w sobotę spływ kajakowy. Na ognisko umówiliśmy się też ze znajomymi z Poznania. I byłoby całkiem miło ale w czwartek pod wieczór zaczęły się niefarty . Akurat poszliśmy do naszego domku coś zjeść , rodzice siedzieli z resztą bandy pod domkiem , dziewczyny szykowały kolację , starsze dzieciaki siedziały na bilardzie w świetlicy , a trójka młodszych , w tym nasz wnusiu okupowali plac zabaw , który mieści się 10m od domku , w którym mieszkał z rodzinką . Dorośli mieli ich więc na oku. Mały miał jednak pecha. Wszedł na zjeżdżalnię  z rurą jak w remizie strażackiej i nim zjechał jakoś stracił równowagę i spadł na piasek . Na tyle jednak nieszczęśliwie, że złamał rękę . Złamanie okazało się skomplikowane i z przemieszczeniem .  Akcja była szybka . Rodzice zapakowali go do auta i pojechali na sor do Chojnic . Owszem zajęli się nim ale oględnie rzecz ujmując „ po łebkach” . Zrobili zdjęcie , podwiązali chustą i podali środki przeciwbólowe, po czym kazali jechać do szpitala w Bydgoszczy , bo najbliżej względnie do Poznania . Rodzice wrócili z nom do ośrodka, wszyscy od razu zaczęli wydzwaniać po szpitalach i szukać miejsca a dziewczyny i ja z nimi pakować potrzebne rzeczy . Synowa była kompletnie roztrojona nerwowo. W Bydgoszczy kazali przyjechać rano, w Gnieźnie się nie odezwali w ogóle , sor w Bydgoszczy podał jakieś bzdurne numery telefonów, właściwy znaleźli po paru minutach w necie. Po kolejnym „zbyciu” stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak od razu pojadą do Poznania . Syn złożył część tylnego siedzenia , ułożyli wszystkie koce i poduszki jakie kto miał , ułożyli małego tak żeby nie ruszał ręką , syn usiadł przy nim z tyłu , żeby go asekurować a synowa prowadziła auto. Starszy wnuczek został pod naszą opieką . Ok. 5.00 rano dotarli do szpitala w Poznaniu. Odesłali ich do nowego budynku w innej dzielnicy miasta , bo tam mieści się chirurgia dziecięca . No i tam dopiero zajęli się małym jak należy. Zdjęcia, środki przeciwbólowe,  przygotowanie do operacji i o 11.00 zabrali go na salę . Po godzinie już był wybudzony . Operowali mu rączkę laparoskopowo , włożyli dwa druty i założyli gips. Na drugi dzień czyli w sobotę wypisali do domu. Standard szpitala i opieki europejski; pokoik jednoosobowy z łazienka , rozkładanym łóżkiem dla rodzica i tv z bajkami , nawet balkon. Co parę minut zaglądała pielęgniarka sprawdzić czy wszystko w porządku a salowe na życzenie przynosiły kawę albo inny napój. Małego czeka 6 tygodni w gipsie. Na razie go boli i musi dostawać środki przeciwbólowe i siedzieć w miejscu, żeby nie uszkodzić tej ręki. Po tej akcji plan nam się trochę posypał , ale na gokarty pojechaliśmy . Kilka innych atrakcji dzieciaki zaliczyły , ale starszy wnuczek nie miał wesołej minki. Nie ucieszyło go nawet 3 miejsce, które zajął w wyścigu , wyprzedzając wszystkich z naszej ekipy i trzech dorosłych, którzy też brali udział w tych jazdach. Na ognisko mieli do nas przyjechać znajomi , około południa umawiałyśmy się z koleżanką a przed 19.00 zadzwoniła, że nie przyjadą . Chwilę wcześniej ktoś potrącił autem ich kota . Jechali z nim do weterynarza. Weterynarz kota pozbierał i opatrzył oczywiście , trwało to długo i noc miała zdecydować . Ognisko się odbyło , dzieciaki zadowolone.  Kot niestety nie przeżył , ale o tym dowiedzieliśmy się dziś. W sobotę wybraliśmy się na planowany spływ. I tu akurat trochę relaksu było. Oczywiście nie obeszło się bez kolejnych przygód. Byli z nami znajomi młodszej młodzieży . Gość zabrał na kajak starszego synka – taki sześciolatek . Moim skromnym zdaniem kompletnie nie dopilnowany . Na umówionym miejscu wyciągnęliśmy kajaki na brzeg i czekaliśmy na transport z ośrodka . Młody wlazł do kajaka i tak nim zaczął kołysać , że kajak zaczął zjeżdżać do wody. Ojciec nie zwracał na niego uwagi zajęty gadaniem przez telefon . W ostatniej chwili złapaliśmy z małżonkiem kajak . Gdybym tego nie zauważyła młody znalazł by się w wodzie i spłynął z prądem. Kiedy powiedzieliśmy o tym ojcu tylko wzruszył ramionami. Nawet uwagi synowi nie zwrócił. Myślałam ,że gościowi przydzwonię.  Po powrocie zjedliśmy i już się szykowaliśmy na kolejne spotkanie , tym razem z przyjaciółką z Kaszub , ale znów nie poszło. Mieliśmy jeszcze niecałe półgodziny do spotkania więc udaliśmy się do pobliskiego sklepu po chleb na kolację . W tym czasie przyjaciółka zadzwoniła, że jest już blisko , ale utknęła w korku i że musiało się coś wydarzyć . Za chwilę już wiedzieliśmy . Nasz pracownik z żoną byli coś zjeść, spotkaliśmy ich po drodze i opowiedzieli o sprawie .Widzieli całe zajście , nawet pomagali opanować sytuację. Na prostej drodze , przed sklepem , do którego szliśmy upadł nie wiadomo dlaczego mężczyzna . Może miał zawał, może zemdlał z upału – tego nie wiemy. Upadł wprost pod nogi żony naszego pracownika i to tak nieszczęśliwie, że uderzył głową o chodnik . Poszła krew z uszu. Z tego co się uczyłam , taki objaw występuje przy pęknięciu podstawy czaszki. Ktoś od razu wezwał pogotowie , a nasz pracownik z żoną próbowali od kogoś z samochodem zorganizować koc termiczny i dopilnować , żeby nadmiernego tłoku dookoła tego człowieka nie było. Straż pożarna i karetka były po chwili ale wezwali śmigłowiec . Cała akcja trwała chyba z godzinę. Odszukaliśmy naszą przyjaciółkę w tym korku i już razem podjechaliśmy do nas do ośrodka , bo w tak zwanym międzyczasie, akcja się zakończyła , a śmigłowiec odleciał. Późnym wieczorem dowiedzieliśmy się , że do Słupska. Z naszą przyjaciółką posiedzieliśmy trochę przed domkiem, wypiliśmy kawkę i jak zwykle wymieniłyśmy się naszymi „samodzierżkami” .  Dostaliśmy  butlę syropu z kwiatów bzu czarnego. Fusilko ; dziękujemy . Za pychotkę i za spotkanie.  W niedzielę powrót . Wszyscy jakoś szybko się zawinęli tym razem . Zwykle przeciągają odjazd tak długo jak to możliwe.  Właściciele ośrodka nie policzyli nam za domek młodszej młodzieży . Byli zdenerwowani z powodu wypadku i przepraszali  . Nie zdarzyło się u nich  nic takiego przez 9 lat .  Sprawdzali nawet czy ktoś nie posmarował czymś urządzeń , bo już mieli taki przypadek , że ktoś pomazał drabinki olejem . Wiadomo, że nie ich wina i wszyscy to rozumiemy. Syn i synowa też i nie zamierzają wysuwać żadnych roszczeń z tego powodu. Co więcej ? No cóż , wyjazd do udanych nie należał niestety. Jedyny plus to taki , że nie dzwoniły nam nad głową telefony i pooddychaliśmy świeżym powietrzem a mózgi nam się przewietrzyły.

 

2 komentarze:

  1. Przykro mi
    Te przypaki a właściwie wypadki na pewno wprowadziły i zamieszanie i zmartwienie. Sporo tego jak na jeden weekend nawet długi.
    Ale wnuczek szybko dojdzie do siebie, bo dzieciaki tak mają. Przytulam i teraz już limit niefartow wyczerpałas . Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak się limit niefartów nie wyczerpał. Po raz kolejny odwołali koncert.

      Usuń