odwaliłam dziś kawał solidnej roboty i mój małżonek też . Trochę tak tradycyjnie, bo o ile na działce pracowaliśmy po równo , o tyle w domu podział tradycyjny; ja w kuchni, małżonek w garażu . Efekt : góra makaronu gotowa do nakładania na talerze i wysprzątany na błysk stary wan , gotów do wystawienia na sprzedaż . A reszta jutro albo i w poniedziałek , bo przecież jutro świętujemy.
Widzę, że nie ma mojego komentarza. Ale obiadek pewnie zjedzony. Uściski
OdpowiedzUsuńNie tylko zjedzony - pożarty ! Cud, że talerze się uchowały.
Usuń