szkoda, że już mija. Dzisiaj pod hasłem trochę tego-trochę tamtego. Rano zrobiłam zakupy i dopilnowałam matki leków , potem trochę w domu , bo przez to działkowanie domowe sprawy leżały i nabierały urzędowej mocy , a małżonek się szkolił on-line . Akurat taki termin sobie wymyślili, ale długo to nie trwało, trochę więcej niż godzinę . Potem pojechaliśmy na działkę . Mężuś kończył instalację , a ja podwiązałam pomidory i wypieliłam grządki . Susza potworna , ale moje roślinki się trzymają ; sałata zwija się w główki , zakwitły ogórki, cukinie , pomidory i dynia a grochu mam zatrzepanie . Zasiałam dwa rządki ,ale niesamowicie obrodziły. Mają mnóstwo strączków . Za tydzień będą się nadawały do jedzenia. Fasola długo się "namyślała"ale w końcu zaczęła rosnąć i ma już więcej jak 10cm. Trzymają się też wszystkie przesadzone z przymusu ziółka. Niestety musiałam przesunąć grządkę , bo nie wjedzie auto , które wywiezie nam nadmiar ziemi. Posadzony w ubiegłym roku agrest obsypany owocami a ma ledwie trzy gałązki wysokości niecałe pół metra , jeżyna też ma już zawiązki owoców. Coś z tego będzie. Szybko musieliśmy się z działki zwinąć , bo trzeba było udać się do Szwagroskiej , na zaległe imieniny . Nie wiem nadal o co w tym chodzi , ale dla odmiany uwierzyli w teorie spiskowe, niemal jak w prawdę objawioną ale przynajmniej nie próbowali nawracać nas na jedynie słuszną wiarę. Spotkaliśmy się tam zresztą z młodzieżą , bo też byli zaproszeni. Tak poza tym zakisiłam dziś pierwsze ogórki. Dwa słoiki na przechowanie i duży słój małosolnych.
I jeszcze słowo o balu mojej wnuczki. Swoją kosmiczną fryzurą pozamiatała wszystko; nawet limuzyna, którą przyjechała jedna z jej koleżanek ( pomysł nawiedzonych rodziców zresztą ) nie zrobiła takiego efektu. Wszystkie dziewczyny podziwiały upięcie włosów wnusi i piszczały z zachwytu ( to akurat wiem od syna) . Pokazała mi filmiki ; pięknie zatańczyli poloneza, cały rocznik wraz z nauczycielami. Dziewczyny w większości odziane w czerń , chłopaki bardzo poważnie odziani w garnitury i muszki ale bawili się nieziemsko, nikt nie siedział pod ścianami. Ledwie pamiętam swoją zabawę ósmych klas , ale nie było nic szczególnego a ciuchy jak na niedzielę, a już na pewno nikt nie podjeżdżał samochodami. Na zabawę po prostu sie szło. Ale czasy się mocno zmieniły, choć niektórym to nie w smak. Miłej niedzieli.
Umieram z ciekawości. Czekam na fotkę Wnusi. Będziesz mieć super plony witaminowe. Same działkowe zalety. Ja też mojej zabawy na koniec szkoły podstawowej nie pamiętam, choć sukienkę miałam czerwoną w białe grochy. Zresztą fotkę pokazywałam. Za to bal maturalny w czerwcu, to już ho, bo.
OdpowiedzUsuńChyba muszę o nim opowiedzieć.
Pamiętam , wrzucałaś fotki. Wnusinych fotek na razie nie obrobiłam , ale postaram się dziś wieczorem . Z działki przyniosłam dziś młodą cebulkę ze szczypiorkiem .
UsuńJak kończyłam podstawówkę to żadnych "szaleństw" nie było. Pierwszy bal to był na 100dniówkę.
OdpowiedzUsuńAle gratuluję Wnuczki. 🤗
fuscila
To inne czasy były, też fajne i dziękuję.
Usuń