babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

niedziela, 6 września 2020

6.09.2020 Mamy rok 2020 – okrągły a okrągłe lata są z tych co do kalendarza nie pasują .

 Epizod I .

 Zaczęło się już w roku 1980 , zanim jeszcze się pobraliśmy , choć już plany takie były.  1980 był pamiętny z wielu względów , dla Kraju z powodu masowych strajków i początków nowego , dla nas  , bo zaczynaliśmy dorosłe życie. Po maturze , po przejściach związanych ze śmiercią mojej babci i miesiącu przepracowanym w zakładach elektronicznych i jak zwykle „ ostrej jeździe „ z moją rodzinką znalazłam się w oględnie mówiąc dole psychicznym . Mój ,wtedy chłopak zaproponował wspólny wyjazd na Kaszuby pod namiot . Oczywiście się zgodziłam . Musiałam nakombinować , żeby dostać pozwolenie na wyjazd od rodzinki , a nie powiedzieć dokąd i po co jadę . Do pewnego stopnia mi się to udało , ale to osobna historia ( kto ciekaw niech szuka na „Chwilowo bez tytuł” ). Wyjazd byłby całkiem udany i może zakończył się bez fajerwerków , ale w czasie gdy pływaliśmy kajakiem po jeziorze wdzydzkim , skradziono nam namiot i wszystko co w nim było; materace, śpiwory , plecaki z ciuchami i jedzenie . Dobrze przynajmniej, że mieliśmy przy sobie portfele i  aparaty fotograficzne. Zgłosiliśmy sprawę na milicję , ale oni nam nie pomogli. Jedynie załatwili nocleg w domku kempingowym , w pobliskim ośrodku wypoczynkowym . Tam , z radia dowiedzieliśmy się  o strajkach w stoczni. Właściciele domków letniskowych , do których zaszliśmy pytać czy nie zauważyli złodziei albo porzuconego gdzieś sprzętu pożyczyli nam ciuchy , w których chodzili na grzyby. Wróciliśmy do miasta bez sprzętu i w pożyczonych ciuchach , których nie powstydziłyby się niektóre byłe posłanki . Jak to się w moim przypadku skończyło , lepiej nie wspominać . Długo miałam przechlapane  i nie tyle za zaginiony sprzęt , co za sam fakt, że wyjechałam z chłopakiem . Jak na moją rodzinkę jednak i tak szybko im minęło ( po 2 miesiącach) , bo sprawy w kraju przybrały na sile , ja zaczęłam dojeżdżać do szkoły w Poznaniu i na całe dnie znikałam im z oczu więc siłą rzeczy co innego zaczęło ich zaprzątać . To był pierwszy raz , a po nim były następne.

Epizod II.

Następny był w 1990 . Właśnie zaczął się rozkręcać nasz biznes , na razie jeszcze na pół etatu . Kilka tygodni wcześniej kupiliśmy „nowe” auto . Wtedy wszystkie nowe auta były używane i kosztowały fortunę . Bo to takie czasy były , po 89-tym ludzie zaczęli brać sprawy w swoje ręce więc i my wzięliśmy . Zleceń zaczęło nam przybywać i właśnie w związku z takim zleceniem małżonek pojechał do Bydgoszczy odebrać sprzęt od dostawcy . Nie działały jeszcze wtedy firmy kurierskie . Pojechali z nim nasi synowie , wtedy 8 i 9-cio letni , bo lubili z tatą jeździć . Brat mojego ojca mieszka w Bydgoszczy i gdy ojciec dowiedział się , że mężuś tam jedzie poprosił go żeby oddał coś wujowi. Mąż się zgodził , bo czemu nie , zwłaszcza , że miejsce pracy wuja mieściło się dwie ulice dalej od firmy , w której kupował sprzęt. Po odebraniu sprzętu i załadowaniu do auta pojechali pod firmę wuja. No i stało się . Mężuś zostawił naszego kanarkowego malucha na parkingu pod firmą wuja , naprzeciw przystanku autobusowego , pomiędzy oplem kadetem ( wtedy auto luksusowe) a polonezem . Po dwudziestu niespełna minutach bo tyle trwało spotkanie z wujem, gdy wrócili  , auta nie było . Zostało skradzione . Oczywiście zgłosili na policję , ale i tym razem się nie wykazali . Nie znaleziono ani auta , ani sprzętu , ani teczki z dokumentami . Dopiero kilka miesięcy później , już po umorzeniu sprawy wobec nie wykrycia sprawcy , zadzwonili z policji w Inowrocławiu , że znaleziono teczkę z dokumentami , w pobliżu torów kolejowych. Portfela rzecz jasna w niej nie było , jak się okazało , kiedy mąż po nią pojechał . Strata bolała , bo autko pochłonęło prawie całe nasze oszczędności i kasę ze sprzedaży garbusa , którym jeździliśmy wcześniej . Bardziej jednak bolała nas utrata sprzętu klienta , za który z góry zapłacił.  Tu pomogła nam śp. Teściowa wspomagając kasą na odkupienie urządzeń . Po czasie stwierdziła , że nie musimy zwracać pożyczki.

 

Epizod III. .

Rok 2000 . Milenium .  Pod koniec roku 1999 , niemal na moich oczach złodziej ukradł mi z biura skórzaną kurtkę . Po brawurowej akcji policji , w której brałam zresztą udział ( przy okazji i tę historyjke opiszę ) policja odzyskała moją kurtkę a ponieważ zgłosiłam wartość powyżej 250 zł , to się kwalifikowało jako przestępstwo a nie wykroczenie i złodziej odsiedział parę miesięcy w Gębarzewie . Latem 2000 roku jednak znalazł się już na wolności , ale o tym oczywiście nie wiedzieliśmy . No i wtedy właśnie, latem włamano nam się do firmy . Biuro mieliśmy w środku miasta , tuż obok starostwa , w budynku , na tyłach , którego mieścił się jedyny wtedy w mieście nocny sklep, gdzie ruch nie zamierał nawet o 3.00 nad ranem , a dookoła starostwa świeciły latarnie miejskie . Złodzieje włamali się przez pomieszczenia zarządu dróg , wyłamując po chamsku łomem troje drzwi plus czwarte nasze . I nikt nic nie słyszał i nie widział . Odlecieliśmy na jakieś 7 tysięcy złotych w sprzęcie , nie licząc tego co zostało zniszczone . Policja mimo dochodzenia łącznie z szukaniem odcisków palców i drobiazgowym opisywaniem każdego przedmiotu i tym razem się nie postarała. Nie odzyskaliśmy niczego , a ubezpieczalnia nie wiele nam wypłaciła odszkodowania . Nie wiedzieliśmy na co zwracać uwagę podpisując umowy ubezpieczenia , ta wiedza miała jeszcze przyjść z czasem .Podejrzewamy , że w ten sposób złodziej kurtki podziękował nam za wakacje na koszt podatnika.   Ten rok nie był też szczęśliwy dla naszej okolicy . Miasto nawiedziła seria nieszczęśliwych wypadków i zupełnie bezsensownych śmierci , w tym czterech z naszego bloku: sąsiada z drugiego końca bloku  i naszego sąsiada z klatki z III pietra  , ojca naszej obecnej synowej i sąsiadki z naszej kondygnacji – w tym jeden zawał za kierownicą tira, jeden wypadek samochodowy na własne życzenie i dwa samobójstwa .

Epizod IV .

Rok 2010 . Pamiętny z powodzi i śnieżyc  nawiedzających kraj , ale też i z katastrofy lotniczej. Dla nas z początku nie zapowiadał się tak źle , ale nadeszło lato , a z nim jeden z najlepszych naszych kontraktów , który zaowocował długoletnią współpracą . Pracowaliśmy i wcześniej dla tej firmy , ale tym razem była to jedna z większych robót jakie nam zlecili.  Pod koniec 2009 roku kupiliśmy nowe elektronarzędzia , w pełni profesjonalne , z atestami ,pełnym asortymentem akcesoriów , przeznaczone do ciężkich prac . Długo musieliśmy na coś takiego czekać , bo nie ma co ukrywać ; profesjonalny sprzęt kosztuje . To nie jest wiertarka z marketu , która wytrzyma najwyżej domowy remont .  No i w trakcie gdy nasza ekipa wykonywała prace złodziej włamał się do busa zaparkowanego na podwórku przed firmą , w środku dnia pracy i ukradł trzy z pięciu zestawów naszych wypasionych narzędzi . Przypuszczalnie ktoś z pracowników ,kto zaobserwował , że w busie są takie narzędzia . Zgłosiliśmy , a jakże . Policja zgłoszenie przyjęła ale znów nie dali rady . Narzędzi nie znaleziono i znów tak samo jak w poprzednich przypadkach sprawę umorzono wobec nie wykrycia sprawców .  Do końca roku było jeszcze parę epizodów , ginęły jakieś drobne narzędzia, rozbił się aparat komórkowy , w busie wycięto nam katalizator i takie tam …

Epizod V.

Rok 2020 . Może później … rok się jeszcze nie skończył , a już się to i owo wydarzyło …

I niech mi ktoś powie, że dziesiątki nie są trefne…

 

2 komentarze:

  1. Ufff rzeczywiscie. Pechowe i to mocno. A tu jeszcze do końca roku troche. Miej+my nadzieję ze ten rok już wyczerpał limit. Usciski.

    OdpowiedzUsuń