babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 15 lutego 2016

15.02.2016 Takie różne sprawy babusine

O sprawach za chwilę . Najpierw o Opowieściach Ascolańskich Luci. Normalnie przeczytałabym te książkę w jeden - dwa wieczory . Obowiązki babciowe i zawodowe sprawiły jednak ,że czytałam długo , zaledwie po kilka stron. Ale może to i lepiej , bo mogłam się podelektować jak dobrą kawą . O ile "Dziennik Badante" kojarzył mi się z oglądaniem kolorowych , pełnych słońca pocztówek , o tyle " Opowieści" przypominają mi leniwe pogaduchy z przyjaciółką przy kawie . Z tych co to każdy wątek zaczyna się od " ty wiesz , a w niedzielę..." I to jest cały urok tej książki . Takie moim zdaniem właśnie powinny być opowieści . Przekazywane nie śpiesznie , naładowane emocjami i podkręcające klimat . Bardzo mi się podobały , znów nabrałam ochoty ,żeby te wszystkie , zabytki , źródełka i zaułki zobaczyć na własne oczy ( może kiedyś , na emeryturze ...) przejść się po targu , załapać na  lokalne święto , skosztować włoskich potraw i innych atrakcji  . No i mało kto pisze dziś tak poprawną i piękną polszczyzną jak Lucia . Jeszcze raz gratuluję Ci Luciu , a książkę zaraz podrzucę Szwagroskiej a potem przyjaciółkom z realu. 

A poza tym , znów ciężka praca . Rok ledwie się zaczął a ja na komputer i program ofertowy patrzeć już nie mogę , ale to się przełoży na konkrety więc co dzień zasiadam do komputera i piszę . Właściwie nic poza tym . Czas pochłania praca. 
Starsza młodzież i wnusia wydobrzała , my wydobrzeliśmy , to teraz wirusy zaatakowały młodszą młodzież . Oby tylko mały wnusiu nie załapał , bo dla takiego maluszka każda infekcja jest groźna .
   Narozrabiałam i nie wiem co z tego wyniknie. W sobotni, późny wieczór przygotowałam sobie mięso do szynkowaru , wstawiłam do lodówki i miałam następnego dnia po południu je sparzyć . Ale jak to ja , jak już do jakiejś roboty się dobrałam to zapomniałam o całej reszcie. A potem pojechaliśmy do teściów młodszego , wróciliśmy a ja nadal nie pamiętałam ,że mam mięso do parzenia przygotowane w lodówce . Przypomniało mi się rano jak wstawałam do pracy . Siłą rzeczy musiało postać jeszcze parę godzin do mojego powrotu . Wstawiłam do parzenia zaraz jak przyszłam.  Teraz stygnie, jutro się okaże co z tego wyszło. Jak się nie da zjeść to trudno , wyrzucę , ale będę na siebie zła , bo nie lubię marnować jedzenia .  

2 komentarze:

  1. Haniu bardzo Ci dziękuję. Takie właśnie w założeniu miały być : Opowieści ascolańskie..." Do czytania niespiesznego, leniwego i
    uruchomienia własnej wyobraźni. Dlatego zrezygnowałam ze zdjęć w książce. Chciałam, żeby każdy zobaczył Ascoli moimi oczami. Sobie zyczę więcej takich wspaniałych Czytelników. Buziaki a mięso z pewnością sie nie zmarnowało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuj , nie dziękuj! W 100% zasłużyłaś na pochwały.

      Usuń