babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 24 września 2022

24.09.2022 Najedliśmy się

 tych sów, że hej. Jak pisałam wczoraj małżonek przywiózł dwie piękne sowy ( kanie ) . Ucieszyłam się , bo dawno takiej okazji nie było, żeby się tym specjałem podelektować i jak przyszła pora kolacji to pięknie opanierowałam w jajku i bułce tartej, usmażyłam na złociście , posypałam odrobiną zielonej pietruszki , jak za dzieciństwa u babci i zonk . Małżonek zjadł  ze 3 kęsy , wnuczka spróbowała i się skrzywiła , stwierdziła , że gorzkie i jej nie smakuje a ja zjadłam też kawałek i cos mi nie pasowało . Przy drugim już wiedziałam . Sowy mają smak jakiś chemikaliów ; coś jak nafta , albo jakaś farba. Powąchałam i stwierdziłam , że zapach taki jak impregnat do drewna , którym niedawno malowałam podest. No i na tym się nasza uczta skończyła. Wyrzuciliśmy. Zjeść się tego nie dało. Nie wiem co było przyczyną , że te grzyby smakowały i pachniały jakimś chemicznym świństwem , może jakieś opryski robili, albo ktoś wylał w lesie jakieś paskudztwo i grzyby to wchłonęły. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Skończyło się tak , że na kolację zjedliśmy coś innego . 

A dziś znów pracowicie . Trochę przepierek , trochę porządków choć na pół gwizdka , bo wnusia pospała długo , dziadek też . Zdążyłam z zakupów wrócić a oni spali w najlepsze. Po obiedzie małżonek pojechał do klienta a my zabrałyśmy się za robienie makaronu do jutrzejszego rosołku . Wnusia czegoś się nauczyła . Jedynie co za barzdo jej nie wychodziło to krojenie na cienkie niteczki . Kiedyś nabierze wprawy . Dokończyłam sama. Zajęło nam to 2 godziny ; kiedy robię sama trwa  3 i pół . Na koniec jeszcze pojechaliśmy na działkę , chociaż dość późno więc za wiele nie zrobiliśmy. Trochę posprzątaliśmy, przygotowaliśmy sobie robotę na najbliższe dni i na koniec pomalowałam po raz drugi mini- taras. Już na gotowo . No i tyle . Zrobiło się ciemno , trzeba było wracać . Syn podjechał po wnusię i odjechali w swoją stronę, my w swoją . Jutro zapowiada się zamieszanie , rodzinka zjeżdża na rosołek. Do kawy zamierzam upiec drożdżowe bułeczki . Wszyscy lubią , a dawno ich nie robiłam. 

I na koniec najważniejsze ! Luciu , bardzo dziękuję za książkę i dedykację . Książka wygląda dokładnie tak jak na Twoich zdjęciach . Na razie tylko przejrzałam , ale już mi się parę przepisów podoba; np . na ciasto o smaku miętowym , albo królika . Na pewno wypróbuję to i owo. Buziaki! 


4 komentarze:

  1. Co za świństwa teraz mamy teraz zamiast przysmaków. A pomoc Wnusi bezcenna. Cieszę się, że zajrzałaś do książki i już coś upatrzyłaś. Czekam na relację z kucharzenia. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie .relacja. Na razie podczytuję sobie przepisy.

      Usuń
  2. O matko jedyna, dobrze, że grzyby nie okazały się muchomorami! Nie jem i nigdy nie pozwoliłam jeść grzybów swoim dzieciom. Chyba, że raz na rok pieczarki albo kurki z makaronem:) W ogóle nie rozumiem fenomenu grzybobrania;)) Po lesie fantastycznie się spaceruje bez potrzeby schylania się i kucania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uwielbiam grzyby i się na nich znam . W lesie się wychowałam i jadłam je odkąd pamiętam. Nie miałam wątpliwości , że to sowy a nie muchomory. A pieczarki to takie coś w rodzaju grzyba . Te prawdziwe to tylko z lasu.

      Usuń