Dzień jak dzień . Zaczął się jak zwykle ; od zakupów. Zaliczyłam zieleniak - tonął w tulipanach . Potem wróciłam do domu i nim dotarłam do biura , wskoczyłam po resztę zakupów do Lidla. W Lidlu miła niespodzianka - załapałam się na świąteczną różyczkę . Stał jeden taki w granatowym kubraczku z wiaderkiem różyczek i rozdawał klientkom z życzeniami od firmy. W sumie miłe to.
Mężusiowi zasmakowały niektóre moje dietetyczne obiadki. Dziś robiłam kaszę z warzywami pieczonymi w piekarniku i gotowanym kurczakiem. Akurat to danie jest pyszne. Wczorajsza ryba pieczona w papierze do pieczenia na suchej patelni z plasterkami cytryny i koperkiem też mu podeszła. Dobrze, bo przynajmniej raz po raz nie będę musiała osobno gotować. Popołudnie spędziliśmy na wędrówkach po rodzinie. Stał się cud jednego razu, moja matka była w domu.
Od starszego synalka dostałam prawdziwy goździk w celofanie - zgodnie z tradycją, a co .Starszy lubi klimaty PRL-owskie . Mężuś przyniósł mi azalię z białymi , nakrapianymi czerwono płatkami .
A poza tym , zima w odwrocie ; zakwita mi woskownica - jeszcze nigdy tak wcześnie nie kwitła.
A po ogródkach kwitnie leszczyna.
Przyszły moje styropianowe jaja ; zrobię z nich dekoracje świąteczne dla maluchów . Przerobię na zające.
Sąsiadowi włamali się do auta i ukradli radio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz