Nic szczególnego . Trochę do góry nogami przewrócony porządek rzeczy więc nie za wiele zrobiłam . No i na koniec wnusię nam przywieźli około 18.00 więc trzeba było zająć się wnusią. Ugotowałam tylko i upiekłam mięso z szynki i z indyka. Do chleba . Nie będę kupować gotowych wędlin , bo przynajmniej te drobiowe nie są smaczne. A mężuś woli domowej roboty mięsko niż wędliny. W ogóle jemy ich coraz mniej . Dziś od rana znów zabawa z wnusią . O 11.00 podwiozłam ją do straży pożarnej , gdzie czekali rodzice i poszli razem na "dni otwarte" . Frajda dla dzieci, bo wystawiają cały sprzęt , pokazują jak co działa, można wsiąść do wozu , albo zjechać rękawem z dachu.. Mężuś na kursie - jak to określił wczoraj ; uświadamiają i omawiają rzeczy oczywiste . No tak , ale mój mężuś urodził się do tego żeby być szefem, a nie każdy ma tę przypadłość.
Dopadł mnie jakiś przednówkowy spadek energii . Nie specjalnie mam ochotę robić popołudniami cokolwiek . Intensywne odchudzanie też pewnie ma w tym swój udział. Wczoraj wywiązałam się z zadania , zrobiłam wyniki. Do odbioru w poniedziałek . Trochę tego było. Pani laborantka aż trzy fiolki krwi potrzebowała do tego.
Pogoda nadal wiosenna wbrew zapowiedziom opadów deszczu a u mnie na stoliku pyszni się bukiet różowo - białych tulipanów. Lubię tulipany . Tak poza tym , niedzielny spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz