PRL-u czyli Związek Działkowców. O ile codzienne życie krzakowców w naszym działkowym fyrtlu biegnie zwyczajnie , o tyle zebrania zwłaszcza to walne jak dzisiejsze jako żywo przenoszą nas w czasie, wprost do epoki słusznie minionej. Tym razem mnie nie wyproszono mimo, że oficjalnie członkiem-krzakowcem nie jestem , bo działka należy formalnie do starszego syna ale nikt w to nie wnikał i nawet Prezeska wrobiła mnie w jedną z komisji - taką od nadzorowania uchwał i postanowień.. Duży Prezes Powiatowy też się nie interesował, kto jest kim. Ale to konsekwencje ubiegłorocznego zdymisjonowania starego zarządu i powołania nowego. Moja rola i całej komisji sprowadziła się do przeczytania protokółu , ponumerowania uchwał i podpisania. A tych komisji powołano aż cztery. Nie do końca wiem po jaką cholerę. Pogadali, postanowili, podpisali, poszli sobie. W sumie zeszły prawie 2 godziny. Jak dla mnie strata czasu ale przynajmniej wiem ,że nam wysiedlenie przez miasto nie grozi , pomp abisynek można używać bezpłatnie do 5 kubików, a szamba mają mieć atesty ( jak bym wcześniej nie wiedziała) a na kontach mamy nadpłaty czyli środki , które możemy wykorzystać na potrzeby ogródków ku pożytkowi wszystkich krzakowców. Aha! i jeszcze będzie konkurs na najlepiej zagospodarowaną działkę użytkową i rekreacyjną . My mamy 2w1 ale myślę , że mamy pewną szansę bo nasz ogródek coraz ładniejszy. A jak posadzę wszystkie te kwiatki co zaplanowałam ! Może załapiemy się na jakieś grabki w nagrodę. Zimno było i wiatr zawiewał, ale słońce świeciło prawie cały dzień , nawet w chwili gdy sypnęło gradem przez jakieś 3i pół minuty ale i tak sporą robotę zrobiliśmy. Ja posiałam pierwsze warzywa, mężuś spalił gałęzie ( wiem , wiem zasadniczo jest zakaz , ale jak nasz gospodarz da pozwoleństwo, to można a nam dał ), potem uporządkowałam jeszcze kawałek trawnika obok krzaków aronii i jeżyn, posadziłam forsycję a potem poszłam na zebranie, Ja nadzorowałam uchwały a małżonek przygotował podłoże pod płyty , które planujemy ułożyć obok kranu, bo to co jest pamięta pierwszego właściciela chyba. Kiedy wróciłam odgrzałam obiad a po obiedzie zabraliśmy się za szklarnię. Pomalowaliśmy impregnatem skrzynki i wyłożyliśmy włókniną. Plan był taki , że od razu wsypiemy ziemię do skrzynek ale nie zdążyliśmy. Zrobiło się późno, wiatr zamienił się w huragan i zrobiło się jeszcze zimniej. Daliśmy spokój. Jutro tez jest dzień, choć trudno przewidzieć czy odpowiedni do prac ogrodniczych, bo ma padać śnieg i wiać jeszcze bardziej. Zakwitłu żonkile i szafirki oraz barwinek, a wszystkie krzaczki i drzewka mają już listki albo pączki. Różyczki przeżyły mimo, że na pierwszy rzut oka wyglądało, że zmarzły. Dobrej niedzieli.
Na pewno macie szansę. A lepiej uważajcie z tymi pracami, bo można złapać przeziębienie. Ja po pchlim targu padłam i spalam popołudniu, co u mnie raczej rzadko się zdarza. Wszystko przez ten spadek ciśnienia. Teraz 1 stopień. Masakra. Oby do prawdziwej wiosny, bo nigdy się nie poczuję dobrze. Buziaki
OdpowiedzUsuńUbraliśmy się ciepło. Nawet czapki na głowach mieliśmy. No i w ruchu dało się wytrzymać ale z taką "skaczącą " pogodą trzeba uważać , tu się zgadzam. Buziaki!
Usuń