miesięcy dobiega końca . Był nieciekawy i umówmy się ; jest to pewien eufemizm. Kończy się też nieciekawie i pewnie następny zacznie się nie lepiej. Rano wyhaczyła mnie policja . Nie , nie popełniłam żadnego wykroczenia , po prostu robili akcję na trzeźwość . No to sobie podmuchałam w alkomat. Śmieszne o tyle, że owszem lubię dobre wino , ale piję je okazjonalnie i na pewno nie wsiadam do auta nawet po maleńkiej lampce. Mocnych alkoholi nigdy nie lubiłam i ostatnio w ogóle o nich zapomniałam. No, poza tym pogapieniem się kilka dni temu na ceny , ale to było z braku lepszego zajęcia więc się nie liczy.
Od piątku mam sądne dni z powodu matki. Wydzwania mi chwilę z jakimiś wariactwami , najczęściej , bo telewizor popsuty, albo dla odmiany z wyzwiskami. Dzisiaj nowość ; podtruwam ją , tabletkami . Noszszsz... No wiem , lepiej nie będzie, demencja i tak dalej... Tyle, że jestem z tym sama , moich chłopaków raczej to śmieszy i tylko w kółko powtarzają "nie przejmuj się" . No i fajnie tylko nie oni odbierają po 20 telefonów na dzień. W sumie to im się nie dziwię , bo ich babcia tak wkurzyła, że nie mają ochoty na żadne kontakty z nią i ograniczają się do życzeń na imieniny i inne święta . Dobra, za bardzo się nie przejmuję , życie mi zawsze uprzykrzała i nie tylko mnie , bo i ojcu i nawet ze swoimi siostrami się pożarła na tyle, że żadna jej nie odwiedzi tyle, że to się staje uciążliwe , a przecież odebrać muszę, bo swoje lata ma i może potrzebować pomocy. To moje zakodowane w genach "muszę" - zawsze "coś musiałam", choć nie raz dostałam za to w kość i tak mi zostało a to znaczy , że znów dostanę.
Moje pudełka znalazły nabywcę i wyruszyły już dziś w drogę do nowej właścicielki a do kasy WOŚP wpłynęła kwota ze sprzedaży. Jak zwykle dorzucam jeszcze puszkę z drobnymi zbieranymi cały rok, a małżonek jakiś przelew.
Pogoda jak na koniec stycznia straszna , ani to zima ani jesień ; lodowy deszcz na zmianę ze śniegiem albo zacinającym deszczem i do tego jeszcze zimny wiatr.
To nasze " muszę" . Jak wiesz mam podobnie. I najbardziej ostatnio denerwują mnie rady jak ta" wracaj do kraju, żeby oddychać pełną piersią bez bez poniżania przez samolubnego Włocha". Wyobrażam sobie to oddychanie pełną piersią.
OdpowiedzUsuńO zawsze musi być ktoś, kto trudności ogarnia. Jak Ty i ja
Uściski
Jak to mówią : dobrymi radami jest droga do piekła wybrukowana . A moje zdanie znasz; jak człowiek sam nie zmierzy się z problemem i go nie rozwiąże to nikt tego za niego nie zrobi- za żadne pieniądze. Buziaki.
UsuńNo, a jak jesteś w domu, to może małżonek by tak parę razy odebrał połączenie od mamy na Twój telefon ? że niby Ty w łazience albo co ? Próbowaliście tak ? Może z byle czym przestanie dzwonić, jeśli będzie wiedziała, że możesz nie odebrać , tylko zięć.
OdpowiedzUsuńI obie macie rację, trudności trzeba ogarniać i trzeba to robić, ale nie wyłącznie swoim kosztem. Jak mój Ojciec doszedł do stanu, że już sam nie mógł być przez cały dzień we własnym domu, to my we troje rodzeństwo podzieliliśmy się obowiązkami i każdy jeździł do Ojca co trzeci dzień - ja 30 km, brat 40 km, siostra 60 km. Owszem, mus to mus, ale nie wolno brać wszystkiego na swoje barki. Są jeszcze inni członkowie rodziny, dlaczego akurat Wy kobiety chcecie ich we wszystkim wyręczać ? Prędzej stracicie zdrowie i nerwy, niż ktoś Was doceni.
Próbowaliśmy , próbowałam też zbywać , że nie mogę rozmawiać , bo jestem w sklepie, biurze , na spotkaniu itd , ale to nic nie daje, za 5 minut znów telefon. Ja niestety rodzeństwa nie mam a z resztą rodziny matka jest skłócona więc wszyscy mają to w poważaniu. Nie ma wyjścia . Próbowałam dowiadywać się o opiekunkę , ale u nas działa to tak, że tylko dla osób leżących i niesamodzielnych a moja matka jest 100% sprawna fizycznie . Jak się nie odwrocić to , no wiesz ... zawsze z tyłu. Poczekam , zobaczę jak się sprawy potoczą.
Usuń