babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

23.08.2021 Spóźniona relacja i takie tam

 Toruń oferuje wiele atrakcji , dla dzieci i dla dorosłych też . My wybraliśmy tym razem te dla dzieci i nie w nadmiarze. Wyjechaliśmy dość wcześnie i w normalnych warunkach bylibyśmy na miejscu przed 11.00 jak było w planie i już byśmy zaczynali wycieczkę , ale nie wiedzieliśmy, że stary most , którym zwykle wjeżdżaliśmy do Torunia wprost na stare miasto jest w remoncie. Musieliśmy dołożyć jakieś 8 km żeby wjechać drugim mostem i potem przejechać przez zatłoczone miasto . Potem jeszcze bardzo długo szukaliśmy miejsca do zaparkowania . Akurat w tę sobotę graniczyło z cudem . Wszystko razem zajęło nam prawie godzinę . Udaliśmy się więc na starówkę szukać Domu Legend. Po drodze zaliczyliśmy lody. Dom legend wzbudził entuzjazm dzieciaków. Oprócz wędrówki ciemną piwnicą , gdzie poszczególne sale były zainscenizowane tak, że obrazowały legendy ( w sumie 6) to przewodniczki zapraszały do wspólnej zabawy. Wybrańcy grali rycerzy , mieszczki, flisaków czy też zbiry lub czarownice . Terminowali u flisaków , zamykano ich w klatce , budowali krzywą wieżę na czas i wprawiali w ruch miniaturę dzwonu Tuba Dei . Wyszli zachwyceni . Nie wiele nam zostało czasu , bo już czekała następna atrakcja czyli przejazd melexem wystylizowanym na automobil. Miejsce postoju wypadało kilkadziesiąt metrów dalej więc jeszcze zdążyli pooglądać pamiątki i kupić sobie i rodzicom jako pamiątki cukierki w manufakturze. Przejazd melexem okazał się jeszcze większą atrakcją niż legendy. Wybraliśmy krótszą trasę myśląc, że nie będą zainteresowani słuchaniem przewodnika , ale nie ; starsza dwójka słuchała z uwagą , a młodszy miał frajdę z samej jazdy. Na koniec cała trójka była zgodna co do tego , że  za krótko i szkoda, że nie wzięliśmy dłuższej trasy. Po przejażdżce poszliśmy na pizzę , potem po kolejne pamiątki i oczywiście toruńskie pierniki , pokręciliśmy się jeszcze po uliczkach i już był czas żeby się udać do teatru. Spektakl okazał się trochę dziecinny, raczej dla młodszych dzieci , ale widziałam ,że bawili się świetnie wszyscy , dziadek też . Ja musze przyznać , że choć przedstawienie faktycznie było kierowane dla maluchów , bardzo mi się podobało i wyszłam zadowolona i zrelaksowana . Baj Pomorski to taki teatr starej daty ; grają w nim lalki, ludzie i przedmioty , aktorzy tańczą i  śpiewają , a przygrywa im na żywo zespół muzyków . Scenę otula aksamitna , ciężka kurtyna , a widzowie zajmują miejsca na pluszowych fotelach i biorą udział w przedstawieniu . Już samo wejście robi wrażenie ; fasada wygląda jak stara szafa z babcinego strychu  , nad wejściem otwiera się okno i lalki przemieszczają się w otwartym oknie - jak w bożonarodzeniowych, ruchomych szopkach. Coś pięknego . Myślę ,że dzieciakom też się nastrój udzielił. W każdym razie opowiadali potem ,że to było dziecinne , ale ten ( w sensie postać) zrobił to i to było śmieszne , a ten tamto i to było fajne , ale trochę dziecinne i tak na zmianę . Spektakl skończył się o 18.00 więc wybraliśmy się na Bulwar Filadelfijski nad Wisłę sprawdzić czy uda nam się jednak popłynąć stateczkiem . Dzieciaki poszły z dziadkiem  do budki na lody a ja czekałam chwile aż coś podpłynie ,bo na tabliczce była informacja, że w weekendy rejsy są aż do 21.00. Niestety szczęścia nie mieliśmy, bo od 18.30 mieli już wszystko porezerwowane. W tym układzie wróciliśmy na stare miasto. jeszcze trochę się pokręciliśmy po uliczkach , aż trafiliśmy do olbrzymiego sklepu z samymi żelkami i piankami. Oczywście dzieci bardzo chciały sobie kupić jakieś żelki. No to poszliśmy . Starsi wrzucali do torebek po 1 sztuce z każdego , młodszy wybierał czerwone i niebieskie oraz tęczowe. takie mu się podobały . Wyszli każde z pokaźną torebką . Pewnie się pochorują jak to zjedzą , ale dlaczego babcia z dziadkiem nie mieli im frajdy sprawić ? Nie byliśmy nigdzie razem odkąd pandemię ogłosili. Kiedy wracaliśmy do auta drogę przecięła nam parada . Miejscowa szkoła samby i kapuery  robiła pokaz . Taki mini - karnawał w Rio. Muszę przyznać ,że ciekawie to wyglądało a panie i panowie bardzo sprawnie się poruszali w rytm brazylijskich rytmów.  Kolację zaliczyliśmy w samochodzie w postaci zabranych z domu bułeczek . Wróciliśmy około 22.00. Dzieciaki zmęczone ale szczęsliwe. Następnego dnia spały wszystkie do południa. 

W niedzielę mieliśmy w planach nadrabianie spraw domowych i po części nadrobiłam. Po południu wybieraliśmy się na działkę ale zachmurzyło się tak, że o 15.00 musiałam zapalić światło, jak zimą. Trochę nawet pokropiło więc wyprawa na działkę odpadła. Wybraliśmy tylko na wieczorny spacerek. Wieczorem wpadła młodzież , bo wnusia wymyśliła ,żeby uszyć osiołka ,żeby babcia pomogła uszyć . No to szyłyśmy . Udało się , coś na kształt osła wyszło .

Dziś w końcu spadł prawdziwy deszcz i wciąż pada . I dobrze, bo susza straszna . Dzień raczej na luzie.  Mało telefonów , choć papierów jak zwykle do ogarnięcia nie brakowało. Skąd się to bierze... Nasza drukarka niestety żywot swój pracowity zakończyła, przynajmniej na to wygląda . Napraw będzie kosztować prawie tyle co nowa , więc chyba odpuścimy. 

No i oczywiście, żeby za wesoło mi nie było; znów awantura z matką , a jakże o telewizor. A rano załatwiłam jej kablówkę i jedyne co miała zrobić , to potwierdzić jak do niej gość zadzwoni i poczekać kilka dni na montaż . Ale nie , problem , bo jej złom kupiłam i nie działa i td. A w piątek starszy syn był jej naprawić i tłumaczył, że wiatr wyrwał kołki mocujące antenę i się przemieściła i że jej to zrobi po niedzieli , bo nie ma odpowiednio długich . Nie dociera a ja mam użerkę. Może jak jej zrobią tę kablówkę , to wreszcie będzie spokój.  I oczywiście rano musiałam nawyzywać , bo zjadła więcej tabletek niż powinna . To już drugi raz . Napisałam na pudełku wielką 1 , bo na oczy ma bra ć 1 tabletkę dziennie . Nowe pudełko zaniosłam jej w czwartek. Do dziś powinna zużyć 5 sztuk , zjadła 2 razy tyle. To już drugi raz . Jak wyjechałam na wakacje , to wciągnęła przez 10 dni zapas na cały miesiąc i jeszcze trochę z drugiego blistra . Nie wiem czy zjadła , czy jakąś psiapsiółe nie poczęstowała , ale tego się nie dowiem , bo dogadać  się nie sposób. 

4 komentarze:

  1. Relacja jak przewidywałam o mnóstwie atrakcji. Dzieciakom zapadnie w pamięć. I o to chodzi.
    Tacy dziadkowie, to dziadkowie do pozazdroszczenia.
    A tabletek musisz pilnować. Może być niebezpiecznie z czasem.
    Proza życia też nas gniecie. Nie ma przed nią ucieczki. Usciski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pilnuję , liczę , ale chyba jej zabiorę i po prostu będę co rano wydzielać, bo inaczej źle się skończy. Dzieciaczki szczęśliwe.

      Usuń
  2. Taka wycieczka z Dziadkami to wielka frajda i pamiątka na całe życie! A Toruń jest ponoć jeszcze piękniejszy jak dawniej! Mam do niego ogromny sentyment!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po to są dziadkowie przecież . Też lubię Toruń i to prawda, jeszcze wypiękniał.

      Usuń