ale o tym później. Uwaga, uwaga ;od rana popadało! I to dość konkretnie choć tylko dwie godziny i zanosiło się na następne opady. Niestety tylko się zanosiło. Zrobiło się też chłodniej co mnie bardzo ucieszyło. W tym układzie wyprawa nad jezioro została przełożona na jutro. Wnusia już mi zdążyła zapowiedzieć , że mam koniecznie zabrać strój kąpielowy , bo musimy razem popływać , nie tylko ribem ale tak po prostu w wodzie też . Może być , lubię się pomoczyć w wodzie , skorzystamy , bo dziadek też ma takie plany.
Skoro do skutku nie doszło pływanie motorówką to po obiedzie i wizycie u teściowej pojechaliśmy na nasz ogródek kontynuować przywracanie go do stanu użyteczności . No i zamiast malować bramkę i wykopywać zielsko z kolejnej grządki musieliśmy zająć się śliwkami . Drzewo które dwa lata temu zniszczyła nawałnica odżyło i obrodziło jak nigdy przedtem , a śliwki już zaczęły przejrzewać i spadać . Ilość taka , że gałęzie się poodłamywały, część małżonek odpiłował żeby nie spadły komuś na głowę . Co było robić , wygrabiłam to co spadło na jedną kupkę , narwałam pełny kosz na zakupy , a mężuś najpierw zeszlifowal starą farbę z bramki , apotem skosił trawę . Malować bramki niestety zwykłą farbą nie możemy , bo mocno zardzewiała, musimy kupić hamerite na rdzę , musi poczekać do następnej soboty. Działka też wiekowa , ze 60 lat albo lepiej , (na naszym stanie od wczesnych lat 90-tych ), a bramka jest tam od początku więc nadgryzł ją ząb czasu . Drugie drzewo śliwkowe też obsypane owocami, ale te będą do zerwania za tydzien. I tak szybko, bo zwykle nasze Węgierki dojrzewają na początku września. Będę miała jeszcze co robić, kompoty , dżem , może jakiś przecier . Większą część dzisiejszych zbiorów wcisnęłam młodszej synowej , a resztę wydrylowałam i wrzuciłam do garnka i właśnie smażę powidła. Po staremu ,na bardzo małym ogniu i będę tak smażyć przynajmniej trzy dni. Trochę odłożyłam i postawiłam nalewkę na śliwkach. Tą samą metodą co wiśniową i porzeczkową ; zalałam owoce alkoholem , postoi z tydzień , potem wsypię dużo cukru i będzie stać aż cukier sam się rozpuści . Nacięłam tylko owoce ,żeby wzmocnić smak pestkami.Śliwkowej nalewki jeszcze nie robiłam , sama jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie. Drugi dzień weekendu za nami.
I bez motorowki fajny dzialkowy dzień. A sliwki w zimie to przedluzenie lata. Powidła uwielbiam do piernika. A i deszcz potrzebny. Jeszcze weekend trwa. :)
OdpowiedzUsuńJa lubię naleśniki z powidłami i taki świeży , jeszcze lekko ciepły chleb ( to nie prawda, że szkodzi)
Usuń