Grabią sobie grabią , grabią sobie równo…
Księża , a któż by. U mnie już dawno sobie nagrabili, że na trzy
pokolenia by wystarczyło . A ostatnio mój małżonek przy okazji rozmów o
historii kościoła ( a wiem o tym coś nie coś , bo to jedna z działek historii,
która interesuje mnie szczególnie i od dzieciaka, zaraz po średniowieczu i
wojskowości) stwierdził, że wiedząc to wszystko, powinnam ich dawno
znienawidzieć . Może powinnam , ale nie mam tego uczucia w naturze ; złość ,
gniew , rozczarowanie , bezsilność owszem - jak każdy , ale nie wiem co by
musiało się stać ,żebym wykrzesała z siebie nienawiść . I nie myśleć proszę, że ja ateistka , albo
jaki inny antychryst jestem. Przeciwnie , wierzę w Boga , choć od dawna już mi
nie jest potrzebne wspomaganie w tej wierze w postaci księży , a do kościoła
częściej chodzę podziwiać sztukę sakralną niż na Mszę. Szanuję też wszystkich wierzących , bez
względu na wyznanie i uważam ,że każda religia niesie wiele pozytywnych
wartości , choć wiele z tych wartości zostaje też wypaczonych i wykorzystanych
nie zgodnie z przesłaniem , co się ewidentnie stało z Islamem, a od dłuższego
czasu staje się po woli udziałem Katolicyzmu. Trudno mi oceniać jak to
postępuje i czy w ogóle, w innych krajach , ale u nas tak się dzieje i nabiera
rozpędu jak kula śniegowa. Wychowano
mnie w wierze katolickiej , w bardzo religijnych domach, najpierw babci , potem
u rodziców . Z czasem jednak zobaczyłam nagą
prawdę. O ile babcia i jej siostra , dwie mądre kobiety , którym
zawdzięczam wszystko najlepsze , wierzyły bezwarunkowo i szczerze i było to
widać w ich codziennym działaniu , o tyle już moi rodzice okazali się
klasycznym przykładem katolików po polsku. Może mniej ojciec , o czym się
kiedyś przekonałam naocznie. Standard ; co niedzielę do kościoła, co święta do
kościoła , sakramenty , pilnowanie mnie żebym poszła na religię i na scholę ,
odmawianie pacierzy rano i wieczorem , różaniec, procesja, pełen repertuar, ale
poza tym zero szacunku dla siebie , dla innych , nie kończące się pasmo
awantur, czasem miałam wrażenie , że mało się nie pozabijają i mnie przy okazji
. Długo by opowiadać. Patrzyłam na to i jak pewnie robiłoby to każde dziecko
zastanawiałam się dlaczego . Modliłam się jak uczyła babcia ,żeby się poprawiło
i nie poprawiało się , nigdy się nie poprawiało. Potem dorosłam , wyszłam za
mąż , odeszłam z domu , a świat wokół zaczął się mocno zmieniać. Kościół jako
instytucja też . Nie da się ukryć ; póki
trwała epoka PRL-u kościół był w jakiś sposób w kontrze i już samo to
przysparzało mu i szacunku i autorytetu ale jednocześnie, że się tak wyrażę ,
znał swoje miejsce . Był wyraźny podział na państwo i kościół. W tamtym czasie
z pewnością wielu księży zasłużyło na szacunek . Jak się okazało po latach ,
były i ciemne karty , ale o tym wiemy od niedawna. Docierały czasem jakieś
informacje , a to o odmowie ochrzczenia nieślubnego dziecka , a to jakaś
wygórowana opłata za pogrzeb , a to
dziecko z gosposią . Jakoś nikt tego nie brał bardzo poważnie, raczej na
zasadzie „no zdarza się i tak”. Po raz pierwszy dotarło do mnie , że coś jest
nie do końca zgodnie z nauką kiedy w naszym lo jeden z uczniów , lubiany
zresztą przez wszystkich , świetny, zdolny , zaangażowany chłopak popełnił
samobójstwo , tuż przed maturą . Podobnież przyczyną było porzucenie przez
dziewczynę z którą byli od początku liceum i mieli plany na przyszłość. Nie
wiem ile w tym prawdy , ale miała go porzucić dla księdza . Znanego nam zresztą
i lubianego katechety . Mnie i małżonka również uczył , założył też klub
dyskusyjny dla młodzieży ,gdzie słuchaliśmy muzyki, dyskutowaliśmy o wielu
sprawach natury życiowej czy też nawet filozoficznej , pomagał też wielu swoim
uczniom na różne sposoby. Jak by nie było , obie te sprawy łączono ze sobą i
było o nich głośno. Na świetlanym wizerunku ugruntowanym przez religijną babcię i resztę mojej rodziny po raz pierwszy
zobaczyłam rysę . Księdza wysłano do USA na kapelana Polonii w jakiejś
tamtejszej parafii , dziewczyna wyszła szybko za mąż za kolegę mojego małżonka
z lo . Małżeństwo nie przetrwało. Początek naszego dorosłego życia przypadł na
dość ciemne czasy ; stan wojenny, strajki , inflację , braki w zaopatrzeniu i w końcu
przemiany ustrojowe. Na fali przemian- religia w szkole. Nie podobało mi się to
od początku. Uważałam ,że źle się to skończy , a szkoła to nie miejsce na symbole
religijne i modlitwy . W początku lat 90-tych jednak było wielu takich , którym
się to podobało , szczególnie rządom i parlamentom bo to powrót do tradycji,
nasza tożsamość narodowa , bo było a komuna to zlikwidowała – takie
trele-morele dla ciemnego ludu , nikt nie brał pod uwagę konsekwencji ; nawet
nie próbował rozważyć możliwych wariantów rozwoju sytuacji. Na górach i
wyżynach władzy zaczęto się wręcz
obnosić ze swoją religijnością ; każda uroczystość państwowa to Msza, otwarcie
obiektu to z udziałem księdza itd. I
powstał konkordat i zapisy w preambule Konstytucji, odszkodowania na rzecz
kościołów i zakonów, religia już od przedszkola jako przedmiot obowiązkowy a
dla tych co nie uczęszczają tylko teoretycznie etyka, a de facto nic w zamian,
potem kolejne zawłaszczanie przestrzeni w szkołach i instytucjach , ocena na
świadectwie, płace za katechezy z kasy państwa , wolne dla młodzieży na
rekolekcje , krzyże w urzędach itd … A
potem kościół jako instytucja pokazał swoją twarz jaką znamy z historii ;
pazerną , arogancką , obłudną , skostniałą i kłamliwą . Zaczęło się wyciąganie
od państwa kasy i wymuszanie swoich pomysłów na urządzenie życia obywatelom . I
tak trwało , długie lata . Powstało imperium Rydzyka ( celowo nie nazywam go
ojcem , bo podobno nawet nie ma święceń a i z zakonnym życiem nic wspólnego ) i haniebna ustawa o
przerywaniu ciąży , która i tak w tej okrojonej wersji nie działa jak powinna, ingerowanie w sprawy
państwowe wreszcie , wybuchła też pierwsza afera o molestowanie kleryków ,
która rozmyła się w szybkim czasie , sprytnie i szybko zamieciona pod dywan jak
się to ładnie określa . I może nie ruszałoby mnie to nadal w nadmiarze , ale
przyszedł rok 2010 i katastrofa lotnicza . Jeszcze nie zdążyły wypalić się
znicze i zwiędnąć wiązanki a już na trumnie brata prezes partii do wyborów
jechał, co mnie oburzyło , bo nauczono mnie szacunku dla śmierci – kościół nie
potępił; milczał. Przed pałacem
prezydenckim ktoś postawił krzyż i rozpętał wokół niego zbiorową histerię . To
trwało wiele dni i wtedy nikt z hierarchów kościelnych , żaden biskup ,
proboszcz czy choćby wikary nie wyszedł do tych ludzi i nie powiedział ,żeby to
zakończyli , a krzyż odnieśli do kościoła gdzie jest dla niego stosowne miejsce
. Nie … Była ta większość co milczała, po piłatowsku umywając ręce , a byli i
tacy , którzy podsycali konflikt w imię Boże. Tego wydało mi się za wiele.
Byłam zła i rozczarowana . Sprawa ciągnęła się wiele lat , z ust ludzi kościoła
, tych najwyżej w hierarchii padały wciąż słowa kłamliwe i podsycające
konflikty . Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy , że każdy naprawdę
wierzący powinien się zastanowić nad opuszczeniem kościoła a przynajmniej
przestać do niego uczęszczać na modlitwy.
A powodów przybywało
Przeczytalam z uwaga. Doskonaly tekst pełen emocji.
OdpowiedzUsuńDziękuję . Krew mnie zalewa jak widzę to wszystko co się u nas dzieje. Jak napisałam w tytule, czasem muszę .
Usuń