upieczone , polukrowane , jutro popakujemy w blaszane puszki i
poczekają do Świąt. Właściwie to powinny być pieczone w środę , ale czasu na to
nie było . Tym razem prawie wszystko robiły maluchy. Wyszło trochę krzywo , na
nie których za dużo ozdób i lukru ale tym bardziej są udane. A dzieci miały
frajdę , a przecież o to chodzi ,żeby pamiętały świąteczną atmosferę.
Najmłodszy wnusiu też ma w pieczeniu swój udział , z pomocą mamy , babci i
cioci odcisnął w piernikowym cieście swoją małą piąstkę i w ten sposób ma
swojego pierniczka .
Jutro definitywnie muszę zabrać się do prac domowych . Zacznę
zaraz po powrocie z porannych zakupów . Wiele tego nie będzie , bo kupiłam
wszystko już wcześniej . Najważniejsza jednak będzie choinka. Jak zwykle u nas
żywa.
Pomalowałam sobie włosy . Młodsza synowa pomogła mi nałożyć farbę
. Wyszło jak się spodziewałam; bardzo ciemne bordo.
Ach pierniczki. I ta atmosfera. To tylko u nas w Polsce. Ale i tu nie jest smutno. A wczorajszy koncert swiateczny orkiestry wojskowej niezwykle symatyczny. Buziaki
OdpowiedzUsuńMnie cieszy to ,że mam koło siebie rodzinkę.
Usuń