Sobota pracowita , ale wykorzystana co do minuty.Rano zanim wyruszyłam na zakupy pozdejmowałam z okien firanki i zamoczyłam . Zakupy poszły mi dość szybko , bo raczej wszystko miałam , a do świąt zamierzam wykorzystać zapasy . Sprawy biurowe podciągnęłam, przeliczyłam też dokładnie koszty budowy , te dotychczas poniesione. Klient po sprzęt się nie zjawił . Dzwoniłam do niego 2 razy , ale nie odebrał . Nie ,to trudno , zwinęłam się kilka minut po 12.00. Obiad był raczej symboliczny bo i tak wybieraliśmy się na "wyżerkę" , od razu ruszyłam więc do prac domowych . Mężuś wyemigrował do garażu robić porządki , a ja włączyłam nową płytę Bleckmore's Night i do dzieła. Umyłam wszystkie 7 okien, wysprzątałam sypialnię i wc . Trochę mi to zajęło więc na przygotowanie do imprezy została tylko godzina , akurat tyle ile potrzeba na spakowanie prezentów i "ogarnięcie się " .
Uroczystość piękna . Chrzest był na Mszy Św. w wiejskim kościółku. Kościół skromny choć bardzo ładny i pięknie położony wysoko na wzgórzu. Byłam w nim po raz pierwszy ( starszy wnusiu był ochrzczony w naszym mieście). Wymarzliśmy strasznie , bo Msza jak to na wsi ; długa i do tego jeszcze ceremonia i dodatkowe modlitwy . Jestem odporna na zimno ale od podłogi strasznie ciągnęło . Rozgrzałam się dopiero w samochodzie w połowie drogi do restauracji przy rozkręconym na maxa ogrzewaniu. Wnusiu był bardzo grzeczny , a tak po prawdzie to nie interesowała go ceremonia , spal jak zabity i nawet wylana na główkę woda nie zrobiła na nim wrażenia .
Na sali większość czasu też przespał. Wyglądał niesamowicie w "bodziaczku" z muchą i białym garniturku w prążki . Jedzenie w restauracji też było smaczne z wyjątkiem sosu pieczarkowego , chyba poszli na skróty i dosypali jakiegoś sztucznego - z paczki.
W czasie naszej nieobecności wyłączyli prąd w mieszkaniu - chyba z powodu wiatru . Kiedy wróciliśmy już był , ale rozprogramowały się wszystkie urządzenia : piec i urządzenie włączające o określonych godzinach bojler i pralkę . Piec zaprogramowałam , o wyłączniku już nie pamiętaliśmy i zdziwiłam się dziś rano ,że nie rusza pralka a powinna i brakuje ciepłej wody . To jednak małe zmartwienie , szybkie do opanowania. Dziś dokończyłam wczorajszą robotę , to znaczy wyprasowałam i poupinałam firanki . Dokończyłam kolejne pudełko - tym samym robótki na czas przygotowań do świąt zostają odłożone i ukrochmaliłam aniołki i śnieżynki. Zawisną na choince. Na koniec wypisałam kilka kartek świątecznych . Tych prywatnych . Firmowe kazałam wydrukować, ale tych jest zawsze bardzo dużo , pisanie ręczne się nie sprawdzało, zajmowało zbyt wiele czasu .
Jutro nasz młodszy synalek kończy 33 lata .
Ależ pracowicie i jak pięknie zorganizowane. Żadna minuta się nie zmarnowała. :)***
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę w tym szaleństwie pracowym. Do Świąt coraz bliżej
OdpowiedzUsuń