wreszcie ... Od rana mieliśmy wesoło. Wnusia otworzyła oczka o 6.30 i za nic pospać dłużej nie chciała. W sumie to nawet nie dziwne , bo gorąco było niemożliwie. Obiadek rodzinny mi wyszedł, bo młodzież dopiero w porze obiadowej zjechała to skorzystali. Potem jeszcze lody na stół postawiłam i kawę. Młodzież pojechała, a my posiedziliśmy jeszcze trochę z teściową . W tym czasie za oknem rozpętało się prawdziwe piekło . W ciągu piętnastu - dwudziestu minut szalała burza, biły pioruny, z nieba leciał grad i strumienie wody a wiatr łamał drzewa w mieście. Po pół godzinie już znów świeciło słońce . Mężuś odwiózł teściową i po drodze miał okazję zobaczyć krajobraz po nawałnicy. Powalone drzewa , poprzewracane rusztowania na budowach i zniszczone samochody . Przyroda pokazuje nam w tym roku , kto tu rządzi. Trochę się jednak ochłodziło po deszczu i powietrze jest dużo przyjemniejsze.
Wieczór leniwy , przy różanej herbatce i drinku.
Witaj , my też już po służbie dziadkowania . Dzieci pojechały i wszystko wróciło do normy . Zabieram się do pracy . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHania... u nas wczoraj tylko burza z ulewą. Buziaki
OdpowiedzUsuńMnie tez przedwczoraj młode wdusili podrzutka, bo na balety szli! Tośmy do Wdzydz pojechali na doroczny jarmark. O dziwo, złapał nas rzęsisty deszcz po drodze, ale krótki, jednak tego co teraz ogladam w telewizorni nie było u nas. I całe szczęście!
OdpowiedzUsuńWczoraj na pierwszy rzut oka wyglądało to dość niewinnie. Jednak starty w mieście i okolicy koszmarne.
OdpowiedzUsuń