Praca jak praca . Nic nowego ,poza zwykłym szaleństwem .
Skleroza nie boli , tylko się człowiek nałazi jak głupi. Dostałam od wuja książkę , w październiku , kiedy się ostatnio widzieliśmy i za Chiny nie mogę jej znaleźć . Szukam od dwóch dni . Zapewne stoi sobie spokojnie na półce i to na widoku. A potrzebuję,żeby sprawdzić pewne informacje do naszych rodzinnych ksiąg. No , kamień w wodę . Na dodatek nie pamiętam jaki to był tytuł , wuja też nie... Sama wejdzie w ręce jak już potrzebna nie będzie.
Dokończyłam wielkanocne dekoracje , obfotkuję i wrzucę do szafunierki , ale w niedzielę , jak będę miała trochę czasu.
Jutro babciuję ; synowa jedzie na badania , muszę się zająć wnusią i wnusia z przedszkola odebrać i do drugiej babci odstawić .
W lidlu odebrałam dziś książkę z wypiekami . Nazbierałam naklejek za zakupy , dopłaciłam jeden grosz i jest. Przejrzałam , nawet fajne przepisy ( jest i mój chlebek pszenno - żurawinowy z ulotki, który piekłam ostatnio) . Mam już poprzednią , z przepisami Okrasy i Paskala.
W drodze z poczty do bankomatu minęłam morze błękitnych i żółtych macoszek ( bratków znaczy) , obsadzili nimi cały skwer wokół pomnika Dzieci Wrzesińskich . Ślicznie to wygląda i przyciąga wzrok.
Za oknem piękna wiosenna pogoda, aż miło wyjść .
Tak ta skleroza to skrada się cicho i znienacka. Do mnie też zagląda. Miłego babciowania. Buziaki
OdpowiedzUsuń