Mężusia mi choróbsko jakieś dopadło . Kaszle i się przy tym dusi jak dziecko cierpiące na koklusz, temperatura 38 stopni i w ogóle połamany . Zaprzyjaźniony medyk antybiotyk jakiś, mu na telefon wypisał ,bo do przychodni dostać się dziś nie szło . Poszłam odebrać receptę godzinę po zamknięciu a i tak była pełna poczekalnia. Nasz medyk , co by o nim nie powiedzieć , może jakimś szczególnie zdolnym lekarzem nie jest ale pomocy nie odmawia nigdy nikomu. Siedzi w tym swoim biznesie tak długo , jak przychodzą pacjenci , czasem nawet do 22.00. A my znamy się ze szkoły i towarzyskich układów , poza tym jest naszym klientem więc mamy fory. Sprawy załatwiamy na telefon , albo poza kolejnością . Dzwonimy do niego ,że coś tam , on podaje przybliżoną godzinę a potem dzwoni ,że mamy się stawić . A że do przychodni mamy ze 100m to się stawiamy co do minuty. Jak zwykle w naszym mieście rąsia rąsie myje. Taki szczególny urok małych miast. Od razu po odebraniu recepty skoczyłam do apteki do "kuflandu" - bliżej mam na osiedlu , ale chciałam przy okazji cytryny kupić . W kuflandzie taki tłok, że nie było miejsca do zaparkowania. Już myślałam ,że przyjdzie mi dalej do tesco jechać, ale akurat ktoś odjeżdżał więc się w to miejsce wcisnęłam . Cud ,że tym moim " autobusem" udało mi się zmieścić na jedno podejście i nie zawadzić o sąsiednie. Cytryn nie było.
Mężuś antybiotyk sobie zaaplikował - paskudztwo jakieś z opóźnionym zapłonem , które raz na dobę należy połknąć i siekiera jakaś na dodatek , bo tylko trzy dni kuracji. No zobaczymy , jaki skutek przyniesie .
W pracy zaliczyłam pól dnia intensywnego rycia w papierach i komputerze i drugie pół dnia stawiania sprzętu na nogi. Zaczęła mi poczta znikać , a po chwili komp napisał mi " brak wolnego miejsca na dysku" . O tym,że jego czas się kończy wiem już od paru tygodni, ale nie myślałam, że tak szybko. Tymczasowo sprawę uratowała mi druga partycja . Przerzuciłam kilka folderów z danymi i ruszyło z miejsca ustrojstwo , ale poszukałam sobie nowy u dostawców . Tylko dylemat mam czy wziąć z matrycą 15,6" czy 14,1" . Mam z 14,1 . W biurze nie mam problemu , bo i tak wpinam w dok , ale w domu wygodniej byłoby pracować na 15,6 zwłaszcza, ze wzrok już nie ten co kiedyś . Tylko ,model na którym pracuje i który zamierzam kupić tylko nową generację ma metalową obudowę i sam w sobie jest ciężki ,a wiadomo większa matryca to obudowa też większa i cięższa. No i 15-tka ma matową matrycę , a to u mnie zaleta , nie lubię błyszczących, za bardzo odbijają światło. I bądź tu mądry ... Prześpię się i sprawę przemyślę do poniedziałku.
Znalazłam na jednym z blogów, które odwiedzam fajny przepis na dietetyczne ciasteczka owsiane. Jutro upiekę . Jeśli będą dobre to przepis wrzucę do szafunierki.
Na powszechnie znanej aukcji trafiłam na owalne ramki do zdjęć . Zamówiłam dwie . Kiedyś pełno było takich w sklepach , a teraz tylko czworokątne i bardzo nowoczesne a ja postanowiłam dołożyć kilka zdjęć na ścianę w sypialni a tam tylko retro pasuje i długo nie mogłam trafić . Jedną wygrzebałam z moich kartonów z różnymi mniej lub jeszcze mniej przydatnymi drobiazgami , ale niestety tylko tyle miałam więc te dwie nowe się przydadzą .
Jutro jak zaplanowaliśmy ; luzik. Mężuś będzie się kurować a ja się wylegiwać na kanapie z czasopismami w rękach ewentualnie robótką , po tym jak już upiekę ciasteczka owsiane. Od rana oczywiście biuro , ale postanowiłam się nie przemęczać . Popakuję przesyłki - słownie dwie sztuki , zapłacę ubezpieczenie za swoje auto i posprzątam .
Hania...taki urok małych miast w sensie pozytywnym. Nie jest się anonimowym i to ma więcej plusów niż minusów. Kuruj Mężusia bo dookoła choróbsko się szerzy. A w sobotę odpocznij co niniejszym i ja czynię. :)
OdpowiedzUsuńOdpoczywam , nawet w pracy się nie przykładałam.
Usuń