W planach na sobotę miałam porządki . Wyszło ... kijowo oględnie rzecz ujmując. Godziny posiłków wywróciły mi się do góry nogami , tym samym dania przewidziane na sobotę też . Nie wiem jak dam radę z dietą jeśli częściej mi się taki przewrót zdarzy . W biurze przysiedziałam do 15.00 . Klient przyjechał , kupił kamerę , model z nagrywaniem na sd kartę i wifi , no i poległ -nie wiedział jak to ustrojstwo ruszyć . Akurat nawinął mi się młodszy synalek z wnusiem więc zaczął mu tłumaczyć , a ja zajęłam się małym. O 15.00 stwierdziłam ,że zabieram młodego do domu. Zapakowałam do auta i pojechaliśmy . Już byłam o dwie godziny do tyłu w tym zakupy. Syn przyjechał o 16.50. Zdążyłam tylko sobie coś do jedzenia zrobić . Trochę "na skróty" -znaczy barszcz ukraiński z mrożonki. W tzw. międzyczasie wrócił z kursu mężuś .Jak sobie pojechali ( wpraszając się na niedzielny obiad , bo synowa dziś w pracy) wybraliśmy się z mężusiem na zakupy , potem do teściowej - mężuś miał pomóc przestawić kanapę na niższe klocki , bo już ma za wysoko ; znaczy rehabilitacja jakieś wyniki daje, choć po woli. Nikogo w domu nie było . Pojechaliśmy do młodzieży . Młodzież akurat do wyjścia się szykowała w odwiedziny do kuzynostwa. Wróciliśmy . Zadzwoniła szwagroska ,że były w kościele i już są w domu . Już jednak nie pojechaliśmy , zbliżała się 20.00. Oczywiście z moich porządków nici.
Na dziś też miałam swoje plany , z których udało mi się tylko kąpiel zrealizować i chwilkę pobawić się decoupagem- chwilkę , bo większość czasu zabrało mi ratowanie chaty przed powodzią . Myłam akurat zlew w łazience i nagle słyszę jakiś głośny szum , jakby z rur. Rzut okiem na łazienkę , wyglądało,że wszystko normalnie , ale szumi dalej, poleciałam do wc , otwieram drzwi a tam wody na 2 cm. Przegnił zawór od spłuczki . Zamknęłam zawór a potem zabrałam się za zbieranie wody . Zeszła mi z godzina albo lepiej... Na szczęście mój małżonek miał zapasowy wąż z zaworkiem i po powrocie z kursu przykręcił w miejsce uszkodzonego. Zanim dokończyłam sprzątanie - to nie zrobione wczoraj - przyszła pora robić obiad . Obiad się robił, a ja na chwilkę przysiadłam przy robótkach. Potem przyjechał syn z wnusiem , po 16.00 dojechała synowa i tak zleciało. I tyle z moich pięknych planów weekendowych...
A dzień się jeszcze nie skończył. Zamówiłam sobie sweterek i spodnie na wiosnę . Trochę przyjemności też mi się należy- to tak a propos odchudzania się . Rodzinka jadła pyszne tiramisu , które przyniosła synowa do kawy , a ja chleb graham z białym serem rzodkiewką na podwieczorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz