Chociaż planowaliśmy nic nie robienie i tak dzień minął na pracy . Rano jak co tydzień pojechałam na zakupy. potem musiałam jeszcze raz , odebrać płaszcze od czyszczenia . Przy okazji wstąpilam do sklepiku z herbatą . Dziś na wystawie królowały pękate kubeczki z pokrywkami . Wszelkie możliwe wzory : w kratkę , w owoce , w kwiaty , w obrazki itp. Kupiłam klasycznego El greya i "zaczarowany ogród" . Potem pojechałam kupić pokrętło do kranu w łazience, bo jakimś cudem pękło kilka dni temu . Było ich tyle,że facet nie wiedział , które mi sprzedać , bez dopasowania . Odpuściłam . Wpadłam jeszcze na chwile na działkę po morele. Wróciłam do domu , po czym okazało się ,że i tak muszę pojechać znów , bo dla odmiany pękły śruby mocujące deskę sedesową i zabrakło lakieru do podłogi . Mężuś wykręcił mi resztę pokrętła od kranu i pojechałam.a on zaczął szlifować następny kawałek podłogi . No i znów zonk; szlifierka współpracy odmówiła. Kiedy wróciłam mężuś siedział na podłodze i rozkręcał maszynę . Na szczęście dało się naprawić . Mo, a ja też bez zajęcia wyrobić nie mogę więc ruszyłam do domowych zajęć . Zrobiłam , obiadek , upiekłam placek z morelkami , umyłam piec i filtry w okapie , przyniosłam z piwnicy kosz słoików z zamiarem zrobienia kompotów i zakiszenia następnych ogórków. Mężuś tymczasem naprawił maszynę i zeszlifował następny kawałek do końca . Około 16.30 wyjechaliśmy do Poznania w celu nicnierobienia i szwendania się po galeriach. Wybraliśmy się do Juli . Niedawno powstała w Poznaniu , ale jeszcze tam nie zaglądaliśmy . Żadnych rewelacji jeśli chodzi o asortyment , natomiast co muszę przyznać, to dużo rzeczy w bardzo dobrym gatunku.. Mężuś kupił ładowarkę na baterię słoneczną , a ja 2 zestawy do puszczania baniek dla maluchów.Potem poszliśmy do Ikei, na kawę i na zakupy. Też bez szaleństw . Z myślą o przyszłej łazience kupiłam od dawna upatrzone drobiazgi - niestety chyba koniec oferty , bo np. pojemników na perfumy już nie było , pojemnika na mydło oraz na jakieś drobiazgi też już nie. Kubki z różą wycofali "ze względu na możliwość poparzenia" - jak głosiła ulotka , szklane kubeczki w czerwone kropki też zniknęły . Zmiana oferty . Nowe kolory takie jak ciuchowe : słodkie pastele . Kupiliśmy kilka zapachowych świec - stawiamy je w biurze , bo lepiej się sprawdzają niż wszystkie dyfuzery i matę do szuflad . Na koniec jeszcze w sklepiku zaopatrzyliśmy się w gazowany sok żurawinowo - jabłkowy . Po oziębieniu jest przepyszny.
I to by było na tyle . Jutro będę musiała dokończyć kiszenie ogórków i robienie kompotów, ale to pójdzie szybko.
Czytam pierwszy tom "Krzyżowców" . Pierwsze wrażenie - doskonale napisane, czyta się bez wysiłku ,a wątki są bardzo czytelne i poukładane, duża dbałość o szczegóły historyczne , ale nie wiele jeszcze przeczytałam .
tak to jest z tym " nic nie robieniem "... zawsze jakas zolza wylezie i powie " zrob mnie ":))*
OdpowiedzUsuńWiesz ja tak jak moja babcia , dziadek , szwagier babci i mój ojciec( świeć Panie nad ich duszami ) - nie wymyślam sobie roboty , ja ją po prostu mam - zawsze i w każdych okolicznościach . Jakieś fatum rodzinne albo co?
OdpowiedzUsuń