Chatka ogarnięta - no , z pominięciem mycia okien ,co przy 10 stopniach poniżej zera to raczej nie wskazane . Dekoracje prawie gotowe - brakuje mi forsycji . Podkradnę jutro ze dwie gałązki ze szpaleru koło parkingu , może choć wypuszczą do Świąt. Szyneczka zapeklowana , zakupy zrobione."Zajączek " dla maluchów też przygotowany , serwetki wyprane i nakrochmalone - własnie się suszą . Na koniec jeszcze dokupię parę owoców biały ser na piątek , i oczywiście duży bukiet kwiatów dla teściowej z okazji urodzin i tulipany na wielkanocny stół.
Krzysiaczek ma ospę - od przedwczoraj. Bidulek pomalowany na biało i fioletowo mazidłami , próbuje się drapać , ale humorku nie stracił. Kiedy wczoraj pojechaliśmy do niego z radości rzucił nam się na szyję - dosłownie - krzycząc baba i dziadzia ! A potem biegał , wskakiwał nam na kolana na zmianę i co chwilę się przytulał. Kiedy zaczęłam wkładać kozaki ,żeby iść do domu , mały próbował mi je zabrać i pokrzykiwał "baba nie ". Na imprezie u babci nie będą i na świątecznym śniadanku też nie - niestety . Dwa tygodnie nie wychodzenia z domu mają jak w banku. Pechowo , ale tak to już jest jak są małe dzieci. A mnie aż dziwnie, bo po raz pierwszy do stołu nie siądziemy wszyscy razem .
Halenka zadowolona z przedszkola i z baliku . Od razu poszła do pani się pochwalić ,że to babcia jej uszyła spódniczkę.
Później wrzucę kilka fotek z trzeciego dnia wiosny. Zrobiłam wczoraj w parku wracając po pracy "drogą starych przemytników " - jak mówią moi synowie , takim parkowym skrótem , znanym mi z dzieciństwa.
A wszystko przez to,ze mężusia włoski wan odmówił współpracy . W nocy było - 20 a wiadomo ,że przy takich temperaturach to już tylko rosyjskie i skandynawskie auta zapalają . Wszystkie inne wysiadają . A ponieważ mężuś jechał wczoraj do klienta więc mu swojego skandynawskiego weterana szos odstąpiłam i tym sposobem na zebranie wspólnoty musiałam iść z biura pieszo. W sumie przyjemnie , bo słońce pięknie świeciło, w parku piękne widok i taki spacerek dobrze mi zrobił. Żeby nie to,że urwałam sobie szelkę od plecaczka i musiałam nieść go w ręce razem z laptopem byłoby jeszcze przyjemniej. . Na zebraniu nic szczególnego . mamy sporą sumkę na koncie , zalegają nam mieszkańcy prawie drugie tyle ale sprawa jest tak daleko,że dwa mieszkania pod młotek pójdą niedługo. No cóż...
A tymczasem na bok odsunęłam myślenie o pracy , mężuś własnie się budzi - odsypiał pracowity tydzień, zrobiłam sobie kawę w porcelanowej odświętnej filiżance i cieszę się niedzielą . Za chwile pójdę niedzielny obiadek szykować i piec francuskie ciasteczka na podwieczorek .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz