jestem wyrobiona . Jutro tylko udam się do naszej zabytkowej cukierni , po najlepszy makowiec w naszej galaktyce ( nie przesadzam , naprawdę nie ma sobie równych) , a od czwartku zacznę przygotowywać smakołyki. I nie zamierzam robić więcej. Święta i tak będą czy wysprzątam na błysk czy trochę mniej , choć to sprzątanie to stara , słowiańska tradycja , ale o tym już tu kiedyś pisałam. W końcu poschodziła kasa wiec i ja zdążyłam się wywiązać przed świętami z rachunków i nawet "karpiowe" chłopakom wypłaciliśmy. Tradycyjnie dostali też paczki ze słodyczami dla dzieciarni. Możemy zacząć świętować. Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby nic się nie wydarzyło. Pomylili sprzęt przy pakowaniu i muszę odkręcać , a w drugiej firmie kolega wysłał nam licencje i jedno urządzenie , a pozostałych części systemu nie i bardzo się zdziwił, że dzwonię , po czym po sprawdzeniu uznał swoją winę i obiecał , że jutro sprzęt będzie u nas. Powiedziałabym raczej ,że roztrzepanie nie wina , ale on tak ma, zdarza mu się coś pomylić.
Odwilż ,a nocą padał marznący deszcz. Rano wjechałam na biurowe podwórko jak na lodowisko. Pierwsze co zrobiłam to wysypałam solą z piaskiem. Chłopaki robili to później jeszcze kilka razy .
To uważaj na drodze, bo podobno mają być pogodowe niespodzianki. Święta prawie na finiszu. Ja jutro przegląd zamrażalnika robię rano. I to tyle z przygotowań. Zapasów jak dla pułku wojska więc trzeba trochę uszczknąć. Dobrze, że kasa wpłynęła i radości przyczyniła. Uściski
OdpowiedzUsuńU nas już po lodzie, mżawka leci i ze 6 stopni na plusie. Jedzonko zaczynam szykowac od jutra. Akurat z tym nie ma kłopotu ; jak już wrzucę do garnków to się samo gotuje.
Usuń