za chwilę będziemy o świętach myśleć . Połowa roku za nami . A za mną dziś pracowity dzień . Już od samego rana . Mężuś też pracuje . Tak tym razem wyszło. Zaczęłam od zakupów jak co tydzień . Oczywiście największe szaleństwo na zieleniaku. Uwielbiam owoce i warzywa . Kupiłam też do przybiurowego skalniaka sadzonki takiej niebieskiej trawy. Posadziłam pomiędzy kamieniami. Wygląda świetnie. Ale to później. Przywiozłam zakupy, zrobiłam małżonkowi śniadanie i sobie drugie i już musiałam lecieć do starego biura , bo się z hydraulikiem umówiłam w celu zdjęcia kaloryferów. W poniedziałek zamelduję w spółdzielni . A po co nam płacić za ogrzewanie, skoro nie korzystamy. Płacił będzie nasz następca. Chyba jednak budę sprzedamy- za, jest fakt , że w ten sposób odzyskamy część kasy za budowę . Przeciw, że sprzedamy raz a z wynajmu byłyby jakieś stałe wpływy. Tyle tylko ,że nie wielkie , bo kto chce lokal na osiedlu wynajmować ,no , chyba ,że ma działalność , która nie wymaga ekspozycji albo tego typu co nasza.
Hydraulik uwinął się szybko, bo w godzinę .Przy okazji sprzedałam mu dwie lampy, które zostały w starym biurze. Stwierdził ,że przydadzą mu się do warsztatu. A proszę bardzo . I tak bym je naśmieci wyniosła. W tym czasie małżonek pojechał do nowego biura po sprzęt i do klienta , a ja po wyjściu z biura wstąpiłam jeszcze do lidla po worki na śmieci i pojechałam na nowe zająć się ogródkiem . Ekipa od układania kostki uwijała się jak w ukropie ( powiększamy miejsca parkingowe) . Mieli już rozsypany gruz i ułożoną włókninę . Zabierali się do żwiru. Poczęstowałam chłopaków kawą i zabrałam się za ogródek. Po chwili zjechali się nasze chłopaki i wnusia. Niby mają dziś wolne , ale każdy jakieś tam sprawy miał do zrobienia. Wnusia z tatą byli rowerami na zakupach w pobliskim sklepie . Do domu wróciłam o 14.00. I oczywiście roboty ciąg dalszy , bo to i pranie i obiad .Mężuś zjechał po 15.00 , zjadł i pojechał do drugiego klienta a ja zabrałam się za zaprawy. Stan spiżarni mi się powiększył o trzy słoiki konfitur truskawkowych , jeden słoik truskawek z jagodą kamczacką ( całkiem smaczne choć lekko gorzkawe w smaku) i cztery słoiki ogórków . Moja zaprzyjaźniona babcia ogrodniczka miała już gruntowe , no to wykupiłam jej cały zapas i zaprawiłam . Zostały mi jeszcze czerwone porzeczki do zagospodarowania . Zamierzam zrobić kilka słoiczków dżemu. Pysznie smakuje do naleśników , albo kruchych ciasteczek. Wieczorem poskubię i jutro coś z nich wyprodukuję . I w końcu dokończyłam letnie dekoracje, to znaczy rozwiesiłam w kuchni , dorobiłam też łódeczkę z kory i wszystko poustawiałam , w miejscach do tego przeznaczonych. Nie są jakieś okazałe . Kilka akcentów w postaci muszli , sznurków i kolorowych poduszek , plus kilka zawieszek w kuchni . Ale wystarczy. letni akcent jest.
A teraz zrobiłam sobie przerwę . Słucham ulubionej muzyki i buszuję po cyberprzestrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz