znaczy święta już u mnie widać . No, prawie. Zrobiłam dziś prawie wszystkie świąteczne dekoracje, zostały m choinki dla ozdoby chatki i jakieś drobiazgi do dopracowania w kuchni. Odnalazłam też świąteczną ciuchcię i gwiazdora dosiadającego renifera na biegunach i nawet miś polarny przy okazji się znalazł. Najpierw jednak musiałam ogarnąć ten piernikowy armagedon po wczorajszym wypiekaniu i dekorowaniu. Pierniczki podzieliłam, poukładałam w pojemnikach, ceratę wyczyściłam z lukru i zmyłam wszystko co się kleiło. Po drodze jeszcze zrobiłam przepierkę i umyłam łazienki. Małżonek posprzątał sypialnię i schody. Zmieniłam też firanki na świąteczne. Te w kuchni ułożyły się równiutko. Bardzo ładnie wyglądają i robią nastrój tymi gwiazdkami. Gorzej z tymi w saloniku, ale to moja wina , powinnam je była wyprasować. I pewnie jutro zdejmę i wyprasuję. Są parę centymetrów za długie , ale chyba nie będę przerabiać, bo zniszczę wzór. Zamówiłam te firanki "w ciemno" nie widząc ich na żywo. Są troszkę ciemniejsze niż na zdjęciu , a cały ich efekt ujawnił się po zmierzchu , na tle ciemnego okna.
Przyszła moja sukienka. Jeszcze jej nie przymierzyłam z braku czasu, na oko wygląda , że będzie pasowała. Ma obłędny kolor. Rzadko wybieram fiolet , ale tym razem to był strzał w dziesiątkę.
Kupiłam jemiołę i to jest to. Jeszcze choinka i możemy świętować. A jutro 43 urodziny naszego młodszego syna. Oczywiście jedziemy złożyć życzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz