Wróciłam do swojego starego zawodu - w pewnym sensie . A wszystko przez pandemię i chaos w przychodniach. Mojej synowej zapisali zastrzyki na niedokrwistość . I wyszło tak, że nikt nie chce podać w domu bo covid , a do przychodni jako potencjalnie zagrożona covidem wejść nie może . Sama sobie nie poda , bo w ramię więc nie wykonalne jedną ręką. No to zostałam wrobiona . Zastrzyk podskórny, coś jak podanie szczepionki na błonicę , tężec i krztusiec . Miałam opory, nie robiłam tego odkąd odeszłam z zozu czyli równe 30 lat , ale się zgodziłam. Ktoś to musi zrobić . No i zrobiłam . O dziwo doskonale pamiętam technikę . Jak tylko wzięłam do ręki strzykawkę wiedziałam co i jak. Jeszcze raz będę musiała to zrobić , bo w sumie trzy dawki. Pierwszą podali jej podczas wizyty na transplantologii, drugą podałam jej dziś rano Nie przypuszczałam , że jeszcze przyjdzie mi się tym zajęciem parać .
Tak poza tym raczej normalnie , praca , wizyta u matki , wieczorny spacerek ... Zwykły , powtarzalny , monotonny dzień w czasie zarazy
Pewnych rzeczy, działań i myśli nigdy się nie zapomina!
OdpowiedzUsuńBrawo Ty!
Tak, to jak z robieniem na drutach, jak się człowiek raz nauczy to już pamięta .
UsuńJa pracując w Italii robienie zastrzyków opanowałam do perfekcji., Oczywiście domięśniowych. Ale i w brzuch robiłam. I sobie też . Co prawda wolę w lewy półdupek, bo praworęczna jestem, ale zawsze daję radę. Tak, że nie dziwie się, ze nie zapomniałaś. Moja mama była mistrzynią w tej materii i jako dziecko mnie nauczyła. Przydało się. Buziaki
OdpowiedzUsuńJa nieskromnie powiem ,że byłam mistrzynią w szczepieniach , ale domięśniowe zastrzyki też umiem ( chyba jeszcze) robić i robiłam. Dawno to było , ale cos mi zostało jak się właśnie pokazało. Nie przypuszczałam ,że przyjdzie mi jeszcze to robić .
Usuń