na pomocy doraźnej w naszym szpitalu. Krótko po czwartej zadzwoniła moja matka, że się źle czuje i żebym powiedziała synowi , żeby ją zawiózł na pogotowie. Nie wiem czemu sama do młodego nie zadzwoniła , ale mniejsza z tym i tak ich nie ma , bo pojechali odwiedzić kuzyna w Warszawie. Kazałam jej chwilę poczekać , ubrałam się i pojechałam po nią a potem na doraźną do szpitala. Okazało się , że boli ją w klatce piersiowej . Ból w klatce więc ją od razu na badania wzięli ;ekg, krew, ciśnienie i od razu do lekarza . Lekarka ją zbadała, obejrzała wyniki ekg i markery, wypytała o leki ( na szczęście matka miała przy sobie w torebce więc je lekarka spisała ) i kazała za dwie godziny powtórzyć badanie, bo podejrzenie zawału. No to siedzimy. Po godzinie jak już widziałam, ze się zbiera wyszłam na chwilę przestawić samochód , bo się zaparkowałam nie całkiem w zgodzie z przepisami. W tak zwanym między czasie zadzwoniłam , do małżonka ,że posiedzę dłużej. Zajęło mi to w sumie z 15 minut. Po dwóch godzinach powtórka z badań . Chwile czekaliśmy na wyniki , a pani doktor zaliczyła jakąś wyjazdową wizytę . Nie mogę narzekać , zajęli się matką od razu i dokładnie ( co nie koniecznie musiało się zdarzyć , bo jak działa służba zdrowia w naszym pięknym Kraju wszyscy wiedzą i raczej nie ma czego chwalić) . Około 20 z minutami już było wszystko wiadomo . Zawał wykluczyli i inne "wieńcówki " też. Przy okazji wspomniałam pani doktor o tym zapominaniu. Kazała załatwić skierowanie od rodzinnego do neurologa i psychiatry i muszę tego dopilnować . W czasie jak przestawiałam auto podali matce leki , które przed wyjazdem na wizytę zleciła lekarka o czym matka zapomniała i twierdziła przed wyjściem z gabinetu , że niczego jeszcze nie dostała. Lekarka sprawdziła i okazało się , że jednak dostała. W końcu matkę wypisali z zaleceniem stawienia się jutro u rodzinnego . I na koniec pani doktor z własnej inicjatywy obejrzała jeszcze siniak na ręce . Matka twierdzi , że nigdzie się nie uderzyła , ale kto ją tam wie. Siniak na połowę przedramienia jak po ostrej bójce albo co najmniej upadku ze schodów. Nic ją nie bolało , więc pozostał nie zidentyfikowany. I jak już wychodziłyśmy to jeszcze mi szepnęła , żeby zrobić coś z tym zapominaniem , bo to wygląda na początki alzhaimera . Oby nie , ale nigdy nic nie wiadomo. Odwiozłam ją do domu i pojechałam do siebie i teraz jak tak myślę , to kto wie, niby ma te leki na nadciśnienie i zawroty głowy , ale czy je bierze , albo czy na przykład nie wzięła ich za dużo , bo nie pamiętała . Mogło być i tak. A przyczyna tego wszystkiego ? Prawdopodobnie się czymś zdenerwowała . I też twierdzi , że nie miała powodu . No niby nie , ale może sobie coś wkręciła , bo tak miała od zawsze ; coś sobie wymyśliła i najczęściej kończyło się jakąś awanturą ; mogło się skończyć i jakimiś zaburzeniami serca. Jednym słowem nie wesoło. Na szczęście jutro mam w miarę swobodny dzień w pracy , jeśli nic mi dziwnego nie wyskoczy pójdę z nią do rodzinnego. Zmówiłam się zresztą z synową , jeśli ja nie będę mogła , to ona pójdzie.
No i tym sposobem świąteczne foto-klimaty przekładam " na później", z braku czasu ...
byle daleko od szpitali.... zdrowia zyczę wszystkim
OdpowiedzUsuńByle daleko; miło Cię widzieć Nicka
UsuńNo tak plany sobie a zycie sobie. Oby bylo dobrze. Całuję
OdpowiedzUsuńOby , ale ciężko będzie, a dlaczego to za chwilę na blogu
Usuń